Europejscy gracze i aktywiści zyskują siłę w walce o prawo do zachowania dostępu do gier online, nawet po ich oficjalnym „uśmierceniu” przez wydawców.
Kampania „Stop Killing Games”, zapoczątkowana przez niezależnego twórcę Ross’a Scotta po zamknięciu serwerów popularnej gry The Crew, przekroczyła niedawno 1,2 miliona podpisów pod petycją wzywającą Unię Europejską do działania. Tymczasem branżowa organizacja Video Games Europe, reprezentująca największych wydawców, stanowczo broni obecnych praktyk.
Cyfrowa gra, fizyczne konsekwencje
W centrum sporu znajduje się pytanie: czy gracze, którzy zapłacili za dostęp do gry online, mają do niej trwałe prawo, czy tylko czasową licencję? Kiedy serwery zostają wyłączone, wielu klientów traci nie tylko produkt, ale również wspomnienia i czas zainwestowany w cyfrowy świat.
Punktem zapalnym stało się nagłe zamknięcie serwerów gry The Crew przez firmę Ubisoft w 2024 roku. Gra, wymagająca stałego połączenia z internetem, stała się całkowicie niegrywalna — mimo że zakupiło ją ponad 12 milionów graczy. W odpowiedzi Ross Scott, znany z kanału Accursed Farms, uruchomił kampanię Stop Killing Games, domagając się zmian legislacyjnych w zakresie cyfrowych praw konsumenckich.
Regulacje w martwym punkcie. Bruksela przygląda się sprawie
Choć początkowo petycja zebrała mniej niż połowę wymaganej liczby podpisów (1 mln) potrzebnej do rozpatrzenia jej przez Komisję Europejską, przełom nastąpił przed końcem czerwca, kiedy liczba podpisów przekroczyła 1,2 miliona. Jeśli ponad milion podpisów zostanie zweryfikowanych jako ważne, Unia Europejska będzie zobowiązana formalnie rozpatrzyć wniosek i przeanalizować sytuację prawną dotyczącą gier online.
Obecnie brakuje jednolitych przepisów unijnych, które regulowałyby możliwość cofania dostępu do cyfrowych treści po ich zakupie. W USA sytuacja prawna jest nieco jaśniejsza, ale Europa wciąż porusza się w tej kwestii po grząskim gruncie.
Wydawcy odpowiadają: Utrzymywanie gier online jest nieopłacalne
W odpowiedzi na rosnącą presję, branżowa organizacja Video Games Europe wydała oficjalne oświadczenie, w którym przekonuje, że utrzymywanie gier online przez nieokreślony czas jest kosztowne i nieefektywne. Organizacja ostrzega również przed potencjalnymi zagrożeniami płynącymi z działania nieoficjalnych, prywatnych serwerów — od luk w zabezpieczeniach po treści niezgodne z regulaminami.
Jednak Ross Scott w swoim filmie odpowiedział: kampania Stop Killing Games nie domaga się wiecznego utrzymywania oficjalnych serwerów, a jedynie umożliwienia zachowania gry w jakiejkolwiek formie – na przykład poprzez wydanie wersji offline lub udostępnienie kodu społeczności.
Przykłady już istnieją: od Tribes do The Crew 2
Aktywiści wskazują, że takie rozwiązania już funkcjonują. Przykładem jest oryginalne Tribes, które – choć oficjalnie porzucone przez Sierrę ponad 20 lat temu – nadal działa dzięki społeczności graczy i prywatnym serwerom. Z kolei Ubisoft zapowiedział, że dla gier The Crew 2 i The Crew Motorfest udostępnione zostaną tryby offline, gdy zakończy się oficjalne wsparcie. Krytycy wskazują jednak, że ta decyzja przyszła dopiero po fali negatywnego rozgłosu.
Umowy licencyjne pod lupą. Czy gracz faktycznie „posiada” swoją grę?
Kampania Stop Killing Games zwróciła również uwagę na kontrowersyjne zapisy w umowach EULA (End User License Agreement). Obserwatorzy zauważyli, że dokumenty Ubisoftu zawierają klauzule wymagające od gracza odinstalowania i zniszczenia kopii gry po wygaśnięciu licencji. Co więcej, takie zapisy znajdują się również w dokumentach innych wydawców, m.in. EA, które zastrzega sobie prawo do wycofania dostępu do gier w dowolnym momencie.
Na horyzoncie już widać kolejne kontrowersje — EA planuje dezaktywować serwery gry Anthem 12 stycznia 2026 roku, mimo że tytuł wciąż posiada aktywną społeczność.

Pokaż / Dodaj komentarze do: Ponad milion podpisów przeciwko zabijaniu gier. Europejczycy mówią dość