Brytyjskie prawo grozi masową cenzurą internetu. Alarmuje nawet Google


Brytyjskie prawo grozi masową cenzurą internetu. Alarmuje nawet Google

Największe firmy technologiczne ze Stanów Zjednoczonych oraz wpływowi komentatorzy branży cyfrowej coraz ostrzej krytykują brytyjską ustawę Online Safety Act. Ich zdaniem nowe prawo nie tylko nie poprawia realnie bezpieczeństwa dzieci w sieci, ale otwiera drzwi do systemowej cenzury legalnych treści. W centrum sporu znalazły się zarówno mechanizmy nadzoru cyfrowego, jak i sposób egzekwowania przepisów przez regulatora rynku mediów, Ofcom.

Publiczny sprzeciw wobec OSA wybrzmiał na łamach „The Telegraph”, gdzie opublikowano eseje prezesa Substacka Chrisa Besta oraz analizy badaczy Heritage Foundation, Johna Peluso i Milesa Pollarda. Równolegle ujawniono szczegóły oficjalnej odpowiedzi Google na konsultacje prowadzone przez Ofcom. Dokumenty te pokazują narastające obawy amerykańskiego sektora technologicznego wobec kierunku, w którym zmierza brytyjska regulacja internetu.

Konsultacje dotyczyły sposobów przeciwdziałania rozpowszechnianiu w sieci materiałów określanych jako „potencjalnie nielegalne”. Choć proces zakończył się jesienią, opublikowane w grudniu wnioski stały się punktem zapalnym dla międzynarodowej debaty o granicach wolności słowa w środowisku cyfrowym.

„Prewencyjna cenzura” zamiast ochrony użytkowników

W swoim stanowisku Google zarzuciło Ofcomowi promowanie interpretacji przepisów, które podważają prawo użytkowników do swobodnej wypowiedzi. Według firmy, zachęcanie platform do prewencyjnego usuwania lub ograniczania treści prowadzi do nadmiernej ostrożności, a w praktyce do blokowania legalnych materiałów. Regulator odrzucił te zarzuty, utrzymując, że nowe wytyczne nie wymagają usuwania zgodnych z prawem treści.

Podobne obawy zgłosiły jednak inne amerykańskie firmy technologiczne oraz organizacje branżowe. Ich zdaniem problemem nie jest pojedynczy zapis ustawy, lecz jej ogólny charakter, który przenosi ciężar oceny ryzyka na platformy, zmuszając je do działania w warunkach niepewności prawnej.

Substack: od dostosowania do sprzeciwu

Chris Best przyznał, że Substack początkowo planował podporządkować się nowym regulacjom. Analiza przepisów szybko zmieniła jednak to podejście. W jego ocenie OSA tworzy ramy dla masowej cenzury politycznej na skalę niespotykaną w innych państwach zachodnich. Kluczowym problemem jest wymóg ciągłego klasyfikowania i filtrowania wypowiedzi pod kątem przyszłych decyzji regulatora.

Aby spełnić te wymogi, platformy musiałyby utrzymywać rozbudowane zespoły moderatorów lub polegać na systemach sztucznej inteligencji analizujących dziennikarstwo, komentarze i satyrę. W praktyce prowadzi to do blokowania treści poprzez bariery dostępu, takie jak weryfikacja wieku czy tożsamości użytkowników.

„Te środki technicznie nie blokują treści” – powiedział Best – „ale blokują je za pomocą barier, które w najlepszym razie okazują się uciążliwe, a w najgorszym – naruszeniem prywatności”. Ostrzegł, że taka struktura zniechęca czytelników, ogranicza widoczność autorów i osłabia otwartą wymianę kulturową.

Weryfikacja wieku i prywatność pod presją

Best zwrócił uwagę, że blokowanie treści rzadko przybiera formę jawnego usunięcia. Częściej odbywa się poprzez mechanizmy wymagające skanowania twarzy lub przesyłania dokumentów tożsamości. Takie rozwiązania zniechęcają odbiorców, ograniczają widoczność autorów i podkopują otwartą wymianę idei. W jego opinii to poważne uderzenie w wolność prasy i niezależne publikowanie w internecie.

Prezes Substacka podkreślił również, że ustawa błędnie identyfikuje źródło szkód w sieci, koncentrując się na wypowiedziach zamiast na realnych nadużyciach i przestępczych działaniach. Ostrzegł przy tym, że brytyjski model może stać się inspiracją dla kolejnych rządów.

Spór o „potencjalnie nielegalne” treści

Google w swoim piśmie zwróciło uwagę na niejasność pojęcia „potencjalnie nielegalnych” postów. Według firmy, takie sformułowanie nakłada na platformy obowiązki wykraczające poza intencje ustawodawcy z 2023 roku. Skutkiem może być ograniczenie dostępu do treści, które w normalnych warunkach pozostawałyby w pełni legalne.

Ofcom broni swojego podejścia, wskazując na sytuacje kryzysowe i przypadki eskalacji napięć społecznych w sieci. Regulator argumentuje, że systemy rekomendacji powinny wstrzymywać rozpowszechnianie kontrowersyjnych materiałów do czasu ich oceny przez moderatorów.

Southport jako punkt zapalny

Przykładem używanym przez Ofcom są wydarzenia po zabójstwach w Southport oraz następujące po nich zamieszki i protesty. Władze dokonały wówczas szeregu aresztowań, w tym głośnego zatrzymania Lucy Connolly. Krytycy uznali te działania za nadmiernie restrykcyjne, a sprawa odbiła się szerokim echem poza granicami Wielkiej Brytanii.

Odwoływanie się do tych wydarzeń w kontekście zaostrzania kontroli wypowiedzi wzbudziło kolejne pytania o to, jak państwo definiuje granice legalnej komunikacji w internecie oraz jak daleko może się posunąć w ich egzekwowaniu.

Narastające napięcia transatlantyckie

Egzekwowanie ustawy OSA zaczęło wpływać także na relacje międzynarodowe. Negocjacje dotyczące partnerstwa technologicznego między Wielką Brytanią a Stanami Zjednoczonymi, wycenianego na 31 miliardów funtów, zostały zamrożone. Waszyngton otwarcie wyraził zaniepokojenie brytyjskim podejściem do regulacji internetu.

Wiceprezydent USA J.D. Vance ostrzegł przed „mroczną ścieżką” w obszarze wolności słowa, a platforma X należąca do Elona Muska zapowiedziała, że nowe przepisy uderzą w swobodę wypowiedzi użytkowników.

Wolność słowa między deklaracją a praktyką

Rzecznik Ofcomu konsekwentnie powtarza, że celem regulatora jest równoważenie bezpieczeństwa i wolności w internecie. Krytycy odpowiadają jednak, że różnica między usunięciem treści a ograniczeniem jej widoczności jest znacznie mniejsza, niż sugerują oficjalne komunikaty. Wymuszanie prewencyjnych ograniczeń prowadzi do tłumienia legalnej debaty, zwłaszcza w kraju, gdzie część form wypowiedzi już teraz podlega sankcjom karnym.

W efekcie każdy rozbudowany system moderacji, zaprojektowany z myślą o zgodności z OSA, będzie skłonny blokować treści "na zapas". Dla przeciwników ustawy to dowód, że brytyjski model bezpieczeństwa online staje się realnym zagrożeniem dla wolności słowa w cyfrowej Europie.

Spodobało Ci się? Podziel się ze znajomymi!

Pokaż / Dodaj komentarze do:

Brytyjskie prawo grozi masową cenzurą internetu. Alarmuje nawet Google
 0