Doom na Nintendo Switch wydany, ale port ma problemy

Dokładnie 10. listopada w sklepach pojawił się Doom w wersji na Nintendo Switch. Dziennikarze Eurogamera postanowili zweryfikować jakość tego portu. Wyniki nie są jednoznaczne.

Nintendo Switch demonem wydajności nie jest, wszak bazuje na mobilnym układzie Tegra X1, gdzie rolę karty graficznej pełni układ w architekturze Maxwell z ledwie 256 jednostkami cieniującymi i 4 GB współdzielonej pamięci LPDDR3 o skromnej przepustowości 25,6 GB/s. Nawet na tle Xboksa One, konsoli postrzeganej za stosunkowo słabą, sprzęt Nintendo wypada mizernie, oferując gdzieś czwartą część jej wydajności. Siłą rzeczy port takiej gry jak Doom wiązał się ze sporymi obawami potencjalnych odbiorców. Czy filigranowy tablet rzeczywiście jest w stanie poradzić sobie z produkcją napisaną pierwotnie pod pełnowymiarowy sprzęt? Odpowiedzi na to pytanie postanowili udzielić dziennikarze Eurogamera, a właściwie Digital Foundry, sekcji zajmującej się badaniem technicznych aspektów gier. Wyniki testów nie są jednoznaczne.

Przede wszystkim docelowy frame rate gry, względem wersji na "duże" urządzenia, stopniał o połowę. Nintendo Switch może poszczycić się płynnością animacji na poziomie 30 kl./s, podczas gdy pozostałe platformy oferują 60 kl./s. I jest to tylko wartość docelowa, bowiem gra ma tendencję do częstego gubienia ramek, połączone z wadliwym frame pacingiem. Co więcej, znacząco zredukowano też rozdzielczość renderowania. Doom na Nintendo Switch korzysta z rozdzielczości dynamicznej, plasującej się gdzieś w okolicach 600p. Agresywne wygładzanie krawędzi typu TAA sprawia, że obiekty nie są postrzępione, ale rozgrywce towarzyszy widoczne rozmycie obrazu. Mimo to drastycznie zredukowano detale, wycinając m.in. dużą część odbić. Autorzy testu stwierdzają, iż mobilny Doom z racji niewielkich możliwości konsoli Nintendo wciąż zachwyca, choć port jest daleki od ideału.