Fundacja The Document Foundation – twórca darmowego pakietu LibreOffice – ruszyła z odważną ofensywą przeciwko dominacji Microsoftu. Celem jest przekonanie użytkowników, że pełnowartościowy pakiet biurowy wcale nie musi kosztować ani grosza. W ramach kampanii opublikowano właśnie szczegółowe, wielojęzyczne podręczniki, które mają ułatwić przejście z Microsoft Office na LibreOffice – bez bólu, bez płacenia i bez ryzyka.
LibreOffice to darmowy pakiet biurowy typu open source, który zawiera odpowiedniki wszystkich podstawowych narzędzi znanych z Microsoft Office: Writer (Word), Calc (Excel), Impress (PowerPoint) i inne. Tym razem jednak twórcy poszli o krok dalej, publikując zestaw kompleksowych instrukcji użytkownika dla wersji 25.2 – pierwszy raz w historii z taką szczegółowością i naciskiem na unikalne funkcje niedostępne w oprogramowaniu Microsoftu.
Podręczniki nie tylko pokazują, jak korzystać z LibreOffice, ale również jak bezproblemowo przenieść się z pakietu Microsoft Office. To nie przypadek – dokumentacja została zaprojektowana z myślą o użytkownikach, którzy rozważają porzucenie płatnych rozwiązań na rzecz darmowego, lecz równie funkcjonalnego oprogramowania.
Przemyślana ofensywa
Publikacja nowych instrukcji nie nastąpiła przypadkiem. Kilka tygodni wcześniej przedstawiciele The Document Foundation publicznie skrytykowali „ukryte koszty” migracji do Windowsa 11 – wskazując m.in. na konieczność zakupu nowego sprzętu, uzależnienie od chmury Microsoft oraz ryzyko zablokowania konta bez ostrzeżenia. Fundacja zachęcała użytkowników do testowania Linuksa, choć – co ważne – LibreOffice działa także w pełni na systemach Windows i macOS, nie wymagając rezygnacji z dotychczasowego systemu operacyjnego.
Tło rynkowe tej kampanii również jest istotne. Tylko w ostatnich trzech latach Microsoft miał stracić aż 400 milionów użytkowników Windowsa – wielu z nich przeszło na dystrybucje Linuksa, w których LibreOffice często jest zainstalowany domyślnie. Microsoft próbował zdementować te dane, ale ofensywa LibreOffice zdaje się tylko nabierać tempa.
Funkcje, których Microsoft nie oferuje
Twórcy LibreOffice idą o krok dalej i podkreślają, że darmowe wcale nie znaczy gorsze – wręcz przeciwnie. W podręcznikach wymieniają szereg funkcji, które obecne są w LibreOffice, a których brakuje w Microsoft Office. Dobrym przykładem jest funkcja wyrażeń regularnych (Regex) w Calc, dzięki której możliwe jest zaawansowane wyszukiwanie i zamiana tekstu – narzędzie, którego nie obsługuje obecny Excel. Autorzy dokumentacji zaznaczają jednak, że pliki wykorzystujące tę funkcję mogą nie być w pełni kompatybilne z programem Microsoftu.
Co istotne, przewodniki zostały przetłumaczone na blisko 20 języków, co czyni z nich prawdziwie globalne narzędzie.
Oprogramowanie bez ukrytych haczyków
LibreOffice nie tylko jest darmowy – jego kod źródłowy jest publicznie dostępny, co oznacza pełną przejrzystość działania i brak mechanizmów śledzących. W przeciwieństwie do Microsoft Office, nie wymaga logowania, subskrypcji ani podpięcia do chmury.
Co więcej, dzięki dostępności na Windowsa, macOS i Linuksa, LibreOffice staje się jednym z najbardziej uniwersalnych pakietów biurowych dostępnych obecnie na rynku. Jak pokazują najnowsze działania Fundacji, to nie tylko alternatywa dla Microsoft Office – to świadomy wybór, poparty ideologią wolnego i dostępnego dla wszystkich oprogramowania.
Wnioski? Microsoft ma się czego bać
Nie da się ukryć, że kampania LibreOffice to dobrze zaplanowany ruch mający na celu zwiększenie udziału w rynku – i przyciągnięcie użytkowników sfrustrowanych rosnącymi kosztami, wymogami sprzętowymi oraz zależnością od chmurowych usług Microsoftu. Nowe instrukcje i aktywna promocja mogą być właśnie tym impulsem, który sprawi, że coraz więcej osób zacznie traktować LibreOffice nie tylko jako zamiennik – ale jako pierwszorzędne narzędzie do pracy.

Pokaż / Dodaj komentarze do: LibreOffice atakuje Microsoft. Chcą przejąć użytkowników Office