W Nehru Place, jednym z największych centrów elektronicznych Indii, w niewielkich warsztatach powstają tzw. „laptopy Frankensteina” – niezwykłe, niskobudżetowe urządzenia złożone z elektronicznych szczątków porzuconych na wysypiskach. Kosztują zaledwie ułamek ceny nowego sprzętu, a dla milionów mieszkańców Indii stają się jedyną przepustką do cyfrowego świata.
Ten nieformalny sektor rozkwita, odpowiadając na rosnące zapotrzebowanie w największym pod względem ludności kraju świata, gdzie populacja przekroczyła już 1,425 miliarda ludzi. Złożone z odzyskanych podzespołów „Frankenbooki” kosztują średnio pięciokrotnie mniej niż najtańsze nowe laptopy, których ceny sięgają dziś 50 000 rupii (ok. 2 200 zł). Odnowione maszyny można nabyć już za 10 000 rupii – co czyni je bezkonkurencyjnym wyborem dla studentów, freelancerów i właścicieli mikrofirm.
Cyfrowe życie z odzysku
„Ludzie nie oczekują cudów. Chcą po prostu urządzenia, które działa” – mówi Sushil Prasad, 35-letni technik z Delhi. Pracuje w zakładzie prowadzonym przez Manohara Singha, który codziennie montuje nowe laptopy z części, jakie uda się pozyskać z tysięcy ton elektrośmieci.
Ich praca nie zawsze jest jedynie techniczną rutyną. Singh wspomina spotkanie z młodym studentem inżynierii, który nie miał środków na zakup komputera potrzebnego do nauki. „Złożyłem dla niego maszynę z odzysku. Gdy ją odebrał, rozpłakał się ze wzruszenia” – wspomina Singh. Takie historie nie są w Indiach rzadkością.
Od śmietnika do biurka
Źródłem części dla tych komputerowych feniksów są wysypiska takie jak Seelampur, największe w kraju złomowisko sprzętu elektronicznego. Każdego dnia setki nieoficjalnych pracowników sortują tam zepsute i przestarzałe urządzenia. Wśród nich szukają cennych komponentów: płyt głównych z drobnymi usterkami, sprawnych modułów pamięci RAM, baterii, a nawet pojedynczych tranzystorów i diod.
Te elementy, sprzedawane za grosze, trafiają później do warsztatów w Delhi, Mumbaju i innych metropoliach, gdzie inżynierowie-amatorzy montują z nich nowe urządzenia.
Koszmar dla producentów
Choć takie działania sprzyjają recyklingowi i pozwalają tysiącom osób wejść w cyfrowy świat, nie wszystkim się to podoba. Globalni producenci elektroniki – od HP po Apple – niechętnie patrzą na nieautoryzowane naprawy i samodzielny montaż. Z ich perspektywy każda taka praktyka oznacza straconą sprzedaż i zagrożenie dla modelu biznesowego opartego na „planowanym postarzaniu”.
Wielu producentów stosuje różne mechanizmy utrudniające nieoficjalne naprawy: od opatentowanych śrub, przez blokady sprzętowe, aż po firmware, które rozpoznaje „nieoryginalne” komponenty. Taka taktyka skutecznie podnosi koszty napraw i zmusza klientów do zakupu nowych urządzeń.
Prawo do naprawy – rozwiązanie systemowe?
Indyjscy ekolodzy i aktywiści technologiczni od lat walczą o legalizację tzw. prawa do naprawy, które zagwarantowałoby warsztatom dostęp do oryginalnych części, instrukcji i szkoleń. Według nich, wprowadzenie takiego prawa stworzyłoby miejsca pracy dla wykwalifikowanych specjalistów, ograniczyło ilość elektrośmieci i przyczyniło się do wyrównania szans w dostępie do technologii, producenci jednak skutecznie to utrudniają.

Pokaż / Dodaj komentarze do: Największy kraj świata przechodzi na ultratanie laptopy ze złomu i elektrośmieci