Nie każda historia z warsztatu komputerowego kończy się happy endem. Do serwisu Northwest Repair trafiła Aorus RTX 4090, która, przynajmniej z opisu, miała mieć tylko „stopione złącze” i „brakujące komponenty”. W rzeczywistości okazała się jednak wygięta w połowie.
Już na starcie serwisant Tony wiedział, że to nie będzie zwykła naprawa. Karta była wygięta w łuk, z plastikowymi, nieoryginalnymi śrubami i zniszczonym backplatem, który wyglądał, jakby ktoś rzucał sprzętem. Po rozebraniu konstrukcji okazało się, że laminat wciąż był w miarę prosty, ale układ chłodzenia zdawał się mocno po przejściach. Radiator odrywał się od komory parowej, żeberka były powyginane, a termopady w ogóle nie dotykały VRAM-u i sekcji zasilania.
Już na starcie serwisant Tony wiedział, że to nie będzie zwykła naprawa.
Zwarcia, zwarcia i jeszcze więcej zwarć
Pomiar napięć nie zostawił złudzeń, ponieważ Tony odnotował zwarcia na liniach 12V, 1.8V i pamięci VRAM. Tylko 5V i PEX wyglądały na żywe. Pod kamerą termowizyjną widać było narastające ciepło w sekcji pamięci, co wskazywało, że 12V dostało się tam, gdzie nie powinno. Rdzeń wydawał się jeszcze zdrowy, ale to była tylko cisza przed burzą. Pod mikroskopem ujawniła się pełna historia tego GPU: brakujące elementy, ślady szlifowania Dremelem i ewidentne znaki, że ktoś już próbował tę kartę „naprawiać”. Niestety bardzo nieudolnie.
Kolejne testy i moment prawdy
Po usunięciu podejrzanego modułu VRAM zwarcie nie ustąpiło. To potwierdziło, że napięcie 12V trafiło do całego toru pamięci, zabijając wszystkie kości. Gdy technik podał wyższy prąd, jeden z elementów, a konretnie układ zasilania SIC653A, rozgrzał się do czerwoności, co sugerowało, że jest głównym winowajcom. Po jego wymianie karta ożyła… ale tylko na chwilę. Podczas kolejnego testu rdzeń GPU zaczął się nagrzewać, mimo że nie powinien. Okazało się, że napięcie 12V przeszło przez pamięć aż do samego rdzenia, niszcząc go bezpowrotnie.
Nie naprawa, a autopsja
Tony przyznał, że to nie była naprawa, to była autopsja RTX 4090. Jak sam powiedział, „Tego nie dało się uratować. Ta karta umarła dawno temu”. Dzięki wymianie MOSFET-a udało się przynajmniej potwierdzić, że reszta obwodów była martwa, a diagnoza ostateczna. Tak zniszczone GPU to rzadkość nawet w profesjonalnym serwisie.
Ta historia to przestroga dla każdego, kto uważa, że „naprawa GPU to nic trudnego”. Nowoczesne karty, szczególnie tak potężne jak RTX 4090, pracują na granicy możliwości technologii. Jedna pomyłka i nawet sprzęt warty kilka tysięcy dolarów może stać się drogim przyciskiem do papieru. Zanim sięgniecie więc po śrubokręt i stację lutowniczą, czasem lepiej oddać kartę w ręce profesjonalistów. Albo przynajmniej nie używać Dremela w pobliżu płyty głównej.
Spodobało Ci się? Podziel się ze znajomymi!
Pokaż / Dodaj komentarze do:
Naprawa RTX 4090 to koszmar. Serwisant „To najgorsza karta jaką widziałem”