Polski twórca nie dodał do swojej gry związków jednopłciowych. Próbowali go zniszczyć

Polski twórca nie dodał do swojej gry związków jednopłciowych. Próbowali go zniszczyć

Historia nie jest nowa, ale jest tak rozbudowana, że postanowiliśmy poruszyć ten temat również w polskiej przestrzeni mediowej. Cóż, ostatnie tygodnie twórcy niezależnej gry Soulash (w wersji drugiej), zamiast spędzać je na doskonaleniu swojej produkcji i planowaniu, okazały się być niekończącym się ciągiem ataków. Wszystko przez to, że w trybie natychmiastowym nie dodał opcji... związków jednopłciowych.

Deweloper gry Soulash 2 opisał sytuację, w której po stwierdzeniu, że nie planuje wprowadzać funkcji związanej z wyżej wymienionymi związkami jednopłciowymi w grze w tym czasie (nie, że nigdy, tylko aktualnie), został wciągnięty w konflikt społeczny. Został poddany presji, prowokacjom i oskarżeniom o bigoterię przez grupę osób (na początku tylko jedną), co - chcąc nie chcąc - zmusiło Pana Artura Śmiarowskiego do podjęcia specyficznych kroków obrony swojego dobrego imienia oraz produkcji, nad którą przecież długo pracował.

Cancel culture to zjawisko, w którym osoby, firmy lub twórcy są publicznie bojkotowani lub krytykowani za swoje kontrowersyjne wypowiedzi lub działania. Zazwyczaj odbywa się to poprzez naciski w mediach społecznościowych, prowadzące do utraty reputacji, pracy lub innych konsekwencji zawodowych. W przeszłości cancel culture dotykał przede wszystkim ludzi, nie dających się przekonać do racji uznawanej przez pewne środowiska za poprawne.

Nie planuję w tej chwili wprowadzać związków jednopłciowych, czyli jak uruchomić protokół "cancellowania"

Sprawa eskalowała do kulturowej wojny, choć nie ze względu na to, że twórca tego chciał - wręcz przeciwnie. Otóż zaczęło się, jak już wspominaliśmy wcześniej, od typowej dla świata gamingu rozmowy z deweloperem, w tym wypadku dzieleniem się pomysłem. Pomysłem wprowadzenia związków jednopłciowych, na które sam deweloper odpowiedział dość jednoznacznie:

"Głównym założeniem systemu rodzinnego jest stworzenie dziedzictwa poprzez dzieci, a biorąc pod uwagę ograniczone sposoby interakcji z NPC, nie sądzę, aby istniał dobry sposób na przedstawienie takich relacji. Nie planuję tego teraz rozwijać."

"Funkcja niebezpieczna, bo Pan Artur jest z Polski"

Nikt zapewne nie domyślał się, a już na pewno nie sam twórca, że jego gra, jak i on sam zresztą, zostanie poddany takim, a nie innym naciskom - wszystko odbywało się w zasadzie na platformie Steam, bo to właśnie tam istnieje główna komunikacja (oprócz oficjalnego kanału Discord). Okazało się, że z jednej niezadowolonej z tego faktu osoby, zrobiło się kilka, co mogłoby sugerować, w tym wypadku możliwe, że fałszywie, że ludzi chcących zobaczyć taką funkcję jest zdecydowanie więcej. Co więcej, każdy kolejny komentarz z naciskami wywoływał falę sprzeciwu tych, którzy takiej funkcji widzieć nie chcą, a to już przeniosło się na wspomnianego wcześniej Discorda.

Dzienne czytanie wylewającego się z ekranu hejtu zarówno z jednej, jak i drugiej stronie zmusiły Pana Artura do zamknięcia wątku, a na zakończenie napisał tylko, że nie zmieni swojego zdania w tej sprawie (tj. w sprawie wdrożenia rzeczonej funkcji).

Jesteś homofobem, bigotem i w ogóle tym najgorszym

Nie mając gdzie wylewać swojej życiowej frustracji, osoby związane ze zniszczeniem wątku na Discordzie przeniosły się na Steam. To wtedy w recenzjach zaczęły się pojawiać wyzwiska o homofobię, bigoterię - wszyscy znają te metody. Miało to na celu stworzenie narracji, jakoby sam twórca faktycznie aktywnie walczył z tymi osobami, a nie merytorycznie podchodził do - jakby się wydawało - zamkniętego już, dość przykrego rozdziału.

Osoba, która jako pierwsza "grzecznie zapytała" o możliwość dodania funkcji, okazała się edytować swoje posty i zacierać jakiekolwiek ślady ataków. Nic jednak w przyrodzie nie ginie, a dowód przedstawiony przez twórcę mówi sam za siebie.

Jesteś skrajnym prawakiem

Po tych kilkunastu dniach walki, mieszania marki twórcy z błotem, odpychania bezpodstawnych oskarżeń, Pan Artur napisał wymownego tweeta, w którym zaznacza, że "nie ugnie kolana wobec siły tęczowej flagi, bo inaczej jej wyznawcy napiszą kilka słów w internecie" i od tamtego momentu banuje wszystkich, którzy zaczną tworzyć nikomu niepotrzebne wojny kulturowe w jego osobistej przestrzeni i w kanałach dla fanów swoich gier.

Jaki z tego morał?

Jak widać w dzisiejszym świecie nawet zwykła odmowa może prowadzić do tak dużej eskalacji, że nie sposób w tejże sytuacji nawet dbać o swoje dobre imię. Przypomnę wszystkim, że Pan Artur Śmiarowski, stojący za grą Soulash 2, nie ma za sobą całego pociągu prawników, tak jak to mają w zwyczaju robić największe korporacje na świecie, więc wszystkiemu musiał stawić czoła tak naprawdę samodzielnie.

A morał jest tylko jeden - im więcej fanów gamingu przybywa, tym więcej ekstremistów.

A czy wy też tworzycie kampanię mającą na celu zniszczenie reputacji ludzi tylko dlatego, że nie dodali wyczekiwanego przez was ficzera do zwykłej gry komputerowej? Brzmi to jak jakaś aberracja, ale cóż, takie jak widać mamy dziś realia.

Cała ta historia, w przypadku Pana Artura oczywiście, zakończyła się na szczęście dobrze, ponieważ jego gra Soulash 2 znów widnieje na Steam jako "przytłaczająco pozytywna". Niektórzy jednak nie mieli takiej determinacji, sił czy nawet zwykłego szczęścia. Niech przypadek naszego rodzimego twórcy pozostanie przykładem, że terroryzowanie nie jest i nigdy nie będzie ok.

Obserwuj nas w Google News

Pokaż / Dodaj komentarze do: Polski twórca nie dodał do swojej gry związków jednopłciowych. Próbowali go zniszczyć

 0