W tym tygodniu prezydent Donald Trump udostępnił klip Fox News z udziałem Kevina Cernekee, byłego inżyniera Google, który twierdzi, że został zwolniony za konserwatywne poglądy, mówiąc, że kiedy Trump został wybrany w 2016 r., kierownictwo Google wykorzystywało swoją władzę i pozycję "do kontrolowania przepływu informacji dla społeczeństwa i upewnienia się, że Trump przegra w 2020 roku". Prezydent kontynuował wątek na Twitterze, mówiąc, że Google używa stronniczych wyników wyszukiwania, aby utrudnić mu wygraną w nadchodzących wyborach w 2020 roku. "Oświadczenia tego niezadowolonego byłego pracownika są absolutnie fałszywe" - powiedział rzecznik Google - "Dokładamy wszelkich starań, aby tworzyć nasze produkty i egzekwować nasze zasady w sposób, który nie uwzględnia politycznych upodobań. Fałszowanie wyników w celach politycznych zaszkodziłoby naszej działalności i byłoby sprzeczne z naszą misją dostarczania pomocnych treści wszystkim użytkownikom".
Trump oskarża Google o sprzyjanie lewicowym działaczom oraz świadome wpływanie na wybory. Google jest też narzędziem, które łatwo zmanipulować do rozsiewania propagandy.
Komentarze Trumpa podkreślają również, że Google znajduje się na niepewnej pozycji. Konserwatywni komentatorzy i politycy oskarżyli firmę o budowanie produktów, w tym dominującą wyszukiwarkę, z antykonserwatywnym nastawieniem. Nie ma jednak oficjalnych dowodów na to, że Google traktuje priorytetowo lewicowe wiadomości . "Nie chcę powiedzieć, że to niemożliwe, ale nie znam żadnych badań, które faktycznie by się tym zajmowały i wykazały manipulację wynikami wyszukiwania [przez Google]" - powiedział Jim Jansen, profesor informatyki z Uniwersytetu w Pensylwanii. „Na ogół Google nie miesza się do wyników wyszukiwania, żeby uniknąć tego rodzaju krytyki", powiedział Jansen. Zamiast tego Google używa szeregu algorytmów do pokazywania najbardziej odpowiednich odpowiedzi z "wiarygodnych źródeł". "Osobiście trudno mi uwierzyć, że w Google pojawiłby się pewien rodzaj celowej manipulacji wyszukiwaniem" - powiedział Jansen. "To taki algorytmiczny proces, w który zaangażowanych jest tak wiele osób i tak wiele warstw nadzoru. Z punktu widzenia zarządzania projektami byłoby to nie lada wyzwanie". Skoro jednak użytkownicy swoim działaniem są w stanie wpłynąć na wyniki wyszukiwania, to tym bardziej firma wewnętrznie jest w stanie to zrobić.
Google odegrało świadomą, albo nieświadomą rolę w wyborach Donalda Trumpa w 2016 roku, służąc jako rosyjska propaganda i występując jako narzędzie do rozpowszechniania fałszywych wiadomości. Jednym ze sposobów, w jaki Google próbuje poprawić te błędy, jest usunięcie nadawania priorytetów informacjom w wynikach wyszukiwania, które są podatne na manipulację. Dla konserwatystów obawiających się stronniczych i zmanipulowanych wyszukiwań w Google, doniesienia byłych pracowników są potwierdzeniem, że jedna z najpotężniejszych firm na świecie miesza się do wyborów i wpływa na wyniki. Google twierdzi, że nigdzie w wytycznych ani w algorytmach nie ocenia ideologii politycznej witryny, ale algorytmy są przecież podatne na manipulację i nie są nieomylne. Po wyborach w 2016 r. w odpowiedzi na zapytanie „Czy doszło do Holokaustu?” pojawiał się artykuł z Stormfront, strony specjalizującej się m.in.w propagandzie, zatytułowany "10 najważniejszych powodów, dla których Holokaust się nie wydarzył". Chociaż artykuł z pewnością pasuje do zapytania jeśli chodzi o dopasowanie słów, nie pochodzi on z wiarygodnego źródła. W odpowiedzi Google zaktualizowało swój algorytm, aby preferował bardziej wiarygodne źródła, szczególnie w takich przypadkach, które są podatne na dezinformację. Kto jednak decyduje, które źródło jest wiarygodne? Tu też mamy szerokie pole do manipulacji. Odpowiedzi, które serwuje Google, a które pojawiają się na szczycie listy postrzegane są jako najlepsze dopasowanie, a często pojawiają się właśnie na pierwszym miejscu fałszywe informacje, jak przynależność prezydentów USA do Ku Klux Klanu.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Trump oskarża Google o sprzyjanie działaczom lewicowym i propagandę