Koncern Stellantis, właściciel marek takich jak Chrysler, Citroën, Fiat, Jeep czy Peugeot, ogłosił wycofanie się z rozwoju pojazdów wodorowych.
Decyzja ta oznacza koniec programu ogniw paliwowych w firmie, który jeszcze niedawno miał być kluczowym elementem przyszłości napędów niskoemisyjnych dla pojazdów dostawczych. Powód? Brak infrastruktury, ogromne koszty inwestycyjne i nikłe zainteresowanie konsumentów.
Ambitne plany zderzyły się z rzeczywistością
Jeszcze na początku 2024 roku Stellantis zapowiadał, że do swojej oferty wprowadzi całą gamę lekkich pojazdów użytkowych zasilanych ogniwami paliwowymi, takich jak Citroën Jumper, Fiat Ducato, Opel Movano i Peugeot Boxer. Miały one oferować zasięg do 500 km i być produkowane w zakładach we Francji i Polsce. Teraz te plany trafiły do kosza na krótko przed rozpoczęciem produkcji.
Firma zapewnia, że żaden pracownik działów produkcji ani R&D nie straci pracy, gdyż mają zostać przeniesieni do innych projektów. Jednak rozstanie z wodorem nie będzie łatwe, ponieważ Stellantis posiada jedną trzecią udziałów w firmie Symbio, specjalizującej się w ogniwach paliwowych, i teraz będzie musiał rozwiązać tę współpracę.
Decyzja ta oznacza koniec programu ogniw paliwowych w firmie, który jeszcze niedawno miał być kluczowym elementem przyszłości napędów niskoemisyjnych dla pojazdów dostawczych.
Sen, który się nie spełnił
Stellantis nie jest pierwszą firmą, która po latach inwestycji i nadziei rezygnuje z wodoru. Toyota, jeden z największych orędowników ogniw paliwowych, również ograniczyła ich zastosowanie do niszowych rozwiązań przemysłowych. Obecnie jej wodorowa Mirai to rzadki widok na drogach, bo od premiery w 2014 roku sprzedano jedynie 28 tys. sztuk. W USA dostępne są zaledwie trzy modele FCEV (fuel cell electric vehicle): Toyota Mirai, Hyundai Nexo i Honda CR-V e:FCEV. Dla porównania, oferta samochodów elektrycznych zasilanych bateriami (BEV) rośnie z roku na rok w szybkim tempie.
Dlaczego wodór zawiódł?
Mimo że wodór był kiedyś postrzegany jako „paliwo przyszłości”, gdyż jest czysty, niewyczerpany i teoretycznie bezemisyjny, to jego praktyczne zastosowanie w motoryzacji od zawsze napotykało przeszkody. Jedną z najważniejszych jest niska gęstość energetyczna, bo wodór przechowuje znacznie mniej energii niż benzyna czy ropa, a do tego łatwo ulatnia się z układów. Do tego produkcja czystego wodoru jest trudna i kosztowna, a alternatywą jest tzw. reforming parowy metanu, który emituje CO₂, a więc nie rozwiązuje problemu emisji. Znikoma infrastruktura także nie pomaga, bo tankowanie wodoru możliwe jest wyłącznie w nielicznych stacjach, głównie w dużych aglomeracjach. Jeśli dołożymy do tego niską opłacalność (masowe wdrożenie wodoru wymagałoby ogromnych inwestycji i dublowania istniejącej infrastruktury energetycznej), to decyzja Stellantis raczej nie jest zaskoczeniem.
Jak powiedział kiedyś Tim Lord, były doradca ds. dekarbonizacji w Wielkiej Brytanii: "żeby pozyskiwać wodór z wody w skali przemysłowej przy użyciu energii odnawialnej, trzeba byłoby podwoić krajową produkcję prądu". To niewyobrażalny koszt i logistyczne wyzwanie.
Czas na elektryki
Decyzja Stellantisa symbolizuje zmianę w całej branży motoryzacyjnej. Po latach badań, testów i ogromnych inwestycji, wodór nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Obecnie to samochody elektryczne zasilane bateriami (BEV) zdobywają rynek, gdyż są bardziej efektywne, prostsze w obsłudze i mają coraz lepszą infrastrukturę ładowania.
Dla firm takich jak Stellantis oznacza to konieczność skupienia się na technologiach, które realnie odpowiadają na potrzeby rynku i konsumentów. I choć wodór może jeszcze mieć przyszłość w transporcie ciężkim lub przemysłowym, w segmencie samochodów osobowych i dostawczych wydaje się, że nie ma już czego szukać.

Pokaż / Dodaj komentarze do: Koniec marzeń o wodorowych autach? Gigant rezygnuje, a Polska na tym ucierpi