Xiaomi patentuje smartfon z podwójnymi dziurkami w ekranie

Wycięcia w wyświetlaczach smartfonów mają zarówno wielu zwolenników, jak i przeciwników, ale bez wątpienia rozwiązanie to było gorącym trendem wśród producentów, którzy stosowali je w większości modeli. Koncepcją mogącą wyprzeć klasycznego notcha, a z pewnością zagrozić mu w nadchodzących miesiącach, jest otwór zrobiony bezpośrednio w ekranie. Ostatnimi czasy widzieliśmy Samsunga oraz Huawei stopniowo wdrażających swoje pomysły w tym zakresie, a teraz kolejną dużą firmą, która zapewne dołączy do tego grona, jest Xiaomi. Tak przynajmniej wynika z patentu widocznego na stronie Światowej Organizacji Własności Intelektualnej (WIPO). Xiaomi chce jednak w pewnym sensie przebić dotychczasowy pomysłm umieszczając na ekranie smartfona nie jedną dziurę, tylko dwie.

Z dostępnego patentu wynika, że Xiaomi może umieścić na ekranie smartfona nie jedną, a dwie dziurki, z których jedna zostałaby wykorzystana np. na głośnik lub czujnik.

Dokument patentowy obejmuje łącznie 24 projekty i należy przyznać, że wizja ich twórców jest doprawdy interesująca. Obrazki przedstawiają bowiem różne ułożenie dziurek w ekranie (po przeciwnych stronach), z czego jedna z nich miałaby być przeznaczona nie na aparat, a druga głośniczek czy czujnik. Biorąc pod uwagę datę publikacji patentu (29 stycznia), nie powinniśmy oczekiwać, iż tego rodzaju urządzenie trafi do sklepów w najbliższych miesiącach. Ciężko ocenić, czy podwójne dziurki znajdą się wyłącznie we flagowcach Xiaomi, czy też obejmą  budżetowce, z których firma przecież słynie. Ba, istnieje również opcja, że przytoczone rozwiązanie w ogóle nie zostanie wykorzystane, gdyż jak wiemy producenci wymyślają rzeczy, które ostatecznie pozostają na kartkach papieru.

Jesteśmy ciekawi reakcji innych firm i tego, czy zdecydują się one zastosować w swoich telefonach podobne rozwiązania. Jeśli jednak Xiaomi uzyskałoby pełną ochronę prawną tej koncepcji, to reszta producentów miałaby spory kłopot z jej wykorzystaniem i wówczas jedynym sposobem byłoby uiszczenie stosownej opłaty licencyjnej, która najpewniej wyniesie krocie. Zresztą Chińczycy mogą także nie okazać chęci udzielenia specjalnych pozwoleń liczącej się konkurencji.