Jeszcze kilkanaście lat temu koncern Viacom toczył z YouTube zażartą wojnę sądową, zarzucając mu „bezczelne” łamanie praw autorskich Hollywood. Dziś jednak YouTube stał się jednym z najważniejszych partnerów przemysłu filmowego w legalnym streamingu. Co ciekawe jednak, choć platforma podejmuje wysiłki, by walczyć z piractwem, nowe dane pokazują, że problem wcale nie zniknął.
Jak wynika z najnowszych badań firmy Adalytics, na YouTube wciąż dostępna jest ogromna ilość tzw. treści premium, które naruszają prawa autorskie. Analizując skuteczność kampanii reklamowych swoich klientów, Adalytics natrafił na tysiące nielegalnych materiałów i część swoich odkryć przekazał The New York Times.
Jak wynika z najnowszych badań firmy Adalytics, na YouTube wciąż dostępna jest ogromna ilość tzw. treści premium, które naruszają prawa autorskie.
Założyciel Adalytics, Krzysztof Franaszek, ujawnił, że w badaniu zidentyfikowano ponad 9 000 potencjalnych naruszeń praw autorskich. Wśród nielegalnie zamieszczonych treści znalazły się pełnometrażowe filmy z Hollywood, które wciąż grane są w kinach, ekskluzywne produkcje Netflixa, popularne seriale, takie jak Family Guy, a nawet transmisje na żywo z meczów futbolu amerykańskiego na poziomie uniwersyteckim.
Miliony wyświetleń i straty w milionach dolarów
Łącznie te pirackie klipy zanotowały ponad 250 milionów wyświetleń. Wiele z filmów wrzucono między lipcem 2024 a majem 2025 roku, a za ich produkcję odpowiadały największe hollywoodzkie wytwórnie. Wśród przykładów znalazł się m.in. „Lilo & Stitch”, aktorski remake klasycznej animacji Disneya, który swoją premierę miał 23 maja 2025 roku. Do tej pory nielegalny upload obejrzało już ponad 200 000 osób, co potencjalnie mogło kosztować Disneya miliony dolarów utraconych przychodów.
Czy Content ID działa, jak powinien?
YouTube stara się walczyć z piractwem poprzez Content ID, czyli autorski system cyfrowego rozpoznawania treści stworzony przez Google, który ma wykrywać nieautoryzowane materiały wideo. Jednak Franaszek twierdzi, że system nie działa tak skutecznie, jak powinien.
Z kolei rzecznik YouTube, Jack Malon, odrzuca te zarzuty, podkreślając, że w samym tylko ubiegłym roku Content ID zidentyfikował 2,2 miliarda potencjalnie naruszających materiałów. Malon wyjaśnił, że w przypadku wykrycia nielegalnego filmu, właściciele praw mają wybór: mogą materiał usunąć albo monetyzować go, pobierając przychody z reklam. Około 90% filmów oznaczonych przez Content ID pozostaje w serwisie, a tylko 10% jest ostatecznie usuwane.
Konflikt o interpretację danych
Malon skrytykował także raport Adalytics, nazywając go „czysto marketingowym zabiegiem”, mającym przyciągnąć nowych klientów efektownymi, lecz wprowadzającymi w błąd danymi. Jego zdaniem określanie wszystkich oznaczonych materiałów jako „nielegalnych” świadczy o niezrozumieniu, jak obecnie działa ekosystem YouTube.
Franaszek nie zgadza się z taką oceną. Tłumaczy, że zdecydował się na badanie po tym, jak kilku jego klientów zauważyło, że 60% ich wydatków reklamowych trafiało na filmy, które zostały później usunięte z platformy. Co więcej, gdy YouTube usuwa film, automatycznie kasuje także powiązane z nim dane reklamowe, co ogranicza transparentność. Reklamodawcy chcą wiedzieć, na co tak naprawdę przeznaczają swoje budżety i jakie treści wspierają.
Piractwo wciąż cieniem nad YouTube
Nikt chyba nie ma wątpliwości, że mimo ewolucji w stronę legalnego streamingu i partnerstw z wielkimi studiami, YouTube wciąż zmaga się z problemem nielegalnych treści, które generują milionowe straty dla branży filmowej i nie tylko. Ewidentnie środki stosowane przez platformę nie są wystarczające (wystarczy spojrzeć, ile materiałów z pożegnalnego koncertu Ozzy Ozbourne'a można znaleźć na YT) i jesteśmy ciekawy czy będzie ona nadal przymykać na to oko, czy rzeczywiście wdroży nowe działania.

Pokaż / Dodaj komentarze do: YouTube rajem dla piratów. Analitycy nie mają wątpliwości