Firma DJI, lider globalnego rynku dronów, ogłosiła znaczącą zmianę w funkcjonalności swoich urządzeń. Od 2013 roku, kiedy DJI wypuściło model Phantom w Stanach Zjednoczonych, firma stosowała mechanizm geofencingu, który uniemożliwiał latanie dronami nad obszarami o ograniczonym dostępie, takimi jak pasy startowe, rezydencje rządowe czy elektrownie. Jednak teraz, w kontekście nasilających się napięć politycznych pomiędzy USA a Chinami, DJI podjęło decyzję o usunięciu tej funkcji.
Zamiast automatycznego blokowania lotów w „strefach zakazu lotów”, oprogramowanie dronów DJI będzie jedynie wyświetlać ostrzeżenie w aplikacjach DJI Fly i Pilot, które można zignorować. Decyzja ta przenosi pełną odpowiedzialność za przestrzeganie przepisów lotniczych na operatorów dronów. Jak wyjaśniono w oficjalnym wpisie na blogu DJI, firma chce „oddać kontrolę z powrotem w ręce operatorów dronów, zgodnie z zasadą, że to operator ponosi ostateczną odpowiedzialność za swoje działania”. Sprawa ma jednak drugie dno.
Zmiana wywołała mieszane reakcje. Zwolennicy decyzji argumentują, że jest to krok w stronę zwiększenia wolności użytkowników, ale krytycy podkreślają potencjalne ryzyko, jakie niesie za sobą usunięcie geofencingu. Decyzja DJI przywołuje na myśl incydenty, takie jak ten z Los Angeles, gdzie dron uszkodził kanadyjski samolot gaśniczy Super Scooper podczas akcji ratowniczej. Model, który spowodował szkody, ważył mniej niż 250 gramów, co mogło oznaczać brak funkcji Remote ID.
Zwolennicy regulacji przypominają także o innych incydentach związanych z lataniem dronami w strefach niebezpiecznych, takich jak pożary w Palisades i Altadenie, gdzie operatorzy zostali aresztowani za zakłócanie pracy służb ratunkowych.
DJI broni swojej decyzji, wskazując na nowe narzędzia, takie jak Remote ID, które umożliwiają organom ścigania śledzenie zarówno lokalizacji dronów, jak i ich operatorów. Według DJI, funkcja geofencingu była dobrowolna, a aktualne regulacje FAA oraz europejskie przepisy unijne bardziej skutecznie wspierają bezpieczeństwo lotnicze.
Konflikt polityczny i jego wpływ na DJI
Decyzja o usunięciu geofencingu pojawia się w trudnym dla DJI momencie. W czerwcu 2024 roku amerykańska Izba Handlowa uchwaliła zakaz sprzedaży dronów DJI na terenie USA, wskazując na obawy związane z chińskim kapitałem firmy oraz potrzebą ochrony amerykańskiego przemysłu dronów. Choć chiński rząd posiada jedynie 6% udziałów w DJI, relacje pomiędzy Chinami a USA sprawiają, że każda decyzja firmy jest analizowana przez pryzmat potencjalnych zagrożeń dla bezpieczeństwa narodowego.
DJI otrzymało jednak roczny okres karencji dzięki przepisom zawartym w ustawie National Defense Authorization Act. Do grudnia 2025 roku firma oraz jej główny rywal, Autel Robotics, mają czas na dostosowanie się do nowych regulacji. DJI podkreśliło, że popiera uwzględnienie swoich produktów w okresie przejściowym, ale obawia się braku jednoznacznego wyznaczenia agencji odpowiedzialnej za ocenę ryzyka.
Rynek dronów a reputacja DJI
DJI kontroluje około 70% światowego rynku dronów, co czyni ją dominującym graczem w branży. Jej produkty, uznawane za łatwe w obsłudze i wszechstronne, są popularne zarówno wśród początkujących użytkowników, jak i profesjonalistów. Jednak w obliczu coraz większej presji politycznej i kontrowersji, decyzje firmy są szczegółowo analizowane przez opinię publiczną i ekspertów.
W rozmowie z The Verge DJI odrzuciło zarzuty, jakoby zmiana była podyktowana względami politycznymi. Rzecznik firmy stwierdził, że aktualizacja „jest zgodna z zasadami propagowanymi przez organy regulacyjne lotnictwa na całym świecie, w tym FAA, które wskazują, że to operator ponosi odpowiedzialność za przestrzeganie przepisów”. DJI podkreśliło również, że podobne zmiany zostały wdrożone w Unii Europejskiej w 2024 roku, gdzie nie odnotowano zwiększonego ryzyka.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Zemsta dronów w USA. DJI usuwa z nich zabezpieczenia, będą mogły latać dosłownie wszędzie