Zmiany opłaciły się. CS:GO z ogromnym zainteresowaniem graczy

Wiele wskazuje na to, że po dodaniu w grudniu trybu battle royale, a także przejściu na model dystrybucji free-to-play, Counter-Strike: Global Offensive wraca na właściwe tory. Według Nors3, czyli osoby blisko związanej z marką Valve, liczba unikalnych graczy przebywających na serwerach gry w ubiegłym miesiącu wyniosła łącznie aż 20 535 709. Co ciekawe, jest to jednocześnie rekord zainteresowania CS:GO. Z kolei dane SteamCharts wskazują, iż w grudniu liczba aktywnych osób w najnowszym Counter-Strike wyniosła średnio 395 tysięcy i jest to spory wzrost względem 85 tysięcy z listopada. Ponadto niewiele brakuje również do pobicia dotychczasowego rekordu 402 386 graczy zarejestrowanego w lutym 2017 roku. Okazuje się, że gdy część fanów CS:GO dość sceptycznie podchodziła do koncepcji wprowadzenia bijącego rekordy popularności battle royale, to finalnie decyzja deweloperów była strzałem w dziesiątkę.

W grudniu unikalna liczba aktywnych graczy w CS:GO wyniosła łącznie aż 20 535 709.

Niestety w minionych miesiącach Counter-Strike: Global Offensive nie mógł poszczycić się ogromną frekwencją, ponieważ zainteresowanie tytułem w ciągu pół roku spadło o około 300 tysięcy osób. Taki stan rzeczy nie powinien stanowić większego zdziwienia, jeśli pod uwagę weźmiemy żywot gry. Zadebiutowała ona przeszło sześć lat temu i w dzisiejszych czasach pod względem wielu rozwiązań, wliczając w to oprawę graficzną, jest po prostu przestarzała. Natomiast od pewnego czasu utrzymanie na rynku zagwarantował jej bum na esport oraz drużyny z nim związane.

Kolejnym gwoździem do trumny mogą być w przyszłości cheaterzy, którzy teraz jeszcze chętniej testują zabawki na serwerach. Chociaż Valve regularnie stara się usuwać ich z życia CS-a, to finalnie na niewiele się to zdaje, gdyż oszuści często powracają ponownie na nowo stworzonym koncie. Ponadto aktualnie podstawowe opcje produkcji dostępne są bezpłatnie, co z pewnością nie poprawia sytuacji. Nadejście kolejnego epizodu Counter-Strike wydaje się logicznym krokiem, ale nie wiemy, czy ekipa starająca się ratować dotychczasowy projekt w ogóle rozważa taką ewentualność.