Gry wideo w ujęciu kompetytywnym rosną w siłę, Zawody takie jak Intel Extreme Masters, czy International to wielkie święta graczy. Ligi Counter-Strike, HearthStone, StarCrafta, League of Legends, Overwatcha i rosnąca popularność Playerunknown's Battlegroud udowadniają, że esport to potęga. Zaangażowanie fanów, ich liczebność i oddanie wydają się nie mieć końca. To, co łączy wszystkie te dziedziny to fakt, że zostały absolutnie zdominowane przez męskich zawodników. Czy nie przeczy to całej idei współzawodnictwa, w którym każdy ma równe szanse?
Szczególnie delikatną sprawą jest tworzenie kobiecych lig i żeńskich zespołów w wielu topowych esportowych grach. Sama otoczka turniejów i wielkich targów (choć z tym wielu wystawców zdążyło się rozprawić) wysyła często odrzucające komunikaty do młodych dziewcząt chcących być częścią tego świata. Skąpo ubrane cosplayerki opłacane przez wydawców, hostessy w kostiumach obcisłych jak skóra, tancerki wybiegające na scenę pomachać pomponami... wszystko to tworzy esport będący zabawą dla chłopców, w której dziewczyny mogą co najwyżej być słodką ozdobą. Biorąc pod uwagę to jaka część kobiet zostaje przez to odrzucona od gier, jest to totalnie nieekonomiczne podejście. Firmy odcinają się od ponad połowy ludzkości, bo zyski z żerowania na męskich instynktach uważają za wystarczające. Sprawy jednak powoli nabierają innego obrotu. Żeby wszystko nie było złe od A do Z, trzeba zaznaczyć, że w czołówce najlepszych graczy są faceci. Stanowią oni naturalny wzorzec dla kolejnych młodych chłopaków chcących siedzieć przed PC w koszulce z logo producenta klawiatur. Producenci to wiedzą przez co inwestują w promocję drużyn, zawodników i turniejów kolejne pieniądze. Napędzając koniunkturę wymuszają stały wzrost formy. Ponieważ działo się to w czasie, w którym twierdzenie, że „dziewczyny jak już grają to w Simsy” było bardzo powszechne, powstała ogromna luka między poziomem reprezentowanym przez wspieranych finansowo graczy, a dziewczyny chcące się przebić do tego świata.
Próby rozwiązania tego problemu są coraz bardziej interesujące. Z każdym rokiem widać zdecydowaną poprawę w aspekcie podejścia do pań. Topowe esportowe tytuły są ogrywane i streamowane przez kobiety coraz częściej, nie dlatego że lubią się wyzywająco wyginać do kamery i prosić o wsparcie finansowe, a ponieważ po prostu świetnie grają. Poza organizacjami esportowymi i sponsorami stawiającymi coraz bardziej na promowanie żeńskich drużyn ważną rolę odgrywa też Twitch, odcinający od siebie szczujące cycem (wybaczcie określenie) streamerki. O ile ta wizerunkowa walka o równouprawnienie i brak faworyzowania ze względu na płeć idzie dobrze w przypadku widzów, to jednak na zawodach wciąż obowiązują stare porządki. Kwestia jest jednak taka, że trudno by w obecnej sytuacji było inaczej.
Nasz wzrost, waga, rasa, a przede wszystkim płeć nie mają żadnego wpływu na to, jakie osiągniemy wyniki. Tylko gra powinna stanowić o tym, czy ktoś jest numerem jeden, a nie to, co chowa w majtkach
Podzielenie esportu na dywizje męskie i kobiece to idiotyczny koncept. Rozumiem jego ideę – promowanie zawodowego grania wśród dziewcząt, pomoc w rozwijaniu się tych najlepszych i możliwość wygrywania przez nich zawodów. Bądźmy jednak szczerzy - tylko gra powinna stanowić o tym, czy ktoś jest numerem jeden, a nie to, co chowa w majtkach. Gry całkowicie odcinają się od kultu fizyczności i posiadania „idealnych warunków”, bez których nie można zbyt wiele osiągnąć w koszykówce, siatkówce, lekkiej atletyce, boksie itd. To, że w rywalizacji o to, kto najszybciej przebiegnie sto metrów, albo kto kogo znokautuje, panuje podział na płeć jest naturalne. Mężczyźni niejako więksi, silniejsi, posiadający inną fizjonomię będą dominować w sportach fizycznych, więc porównywanie ich wyników z wynikami kobiet nie ma większego sensu. W kwestii esportu na starcie nikt nie ma jednak przewagi nad nikim. W siedzeniu przed komputerem wszyscy jesteśmy równi. Nasz wzrost, waga, rasa, a przede wszystkim płeć nie mają żadnego wpływu na to, jakie osiągniemy wyniki. Jedynym stycznymi z „prawdziwym” sportem jest tak naprawdę konieczność ciągłych treningów, oraz to, że z wiekiem osiąga się coraz słabsze rezultaty. Dlatego oddzielanie kobiet od mężczyzn w tej dziedzinie uważam za szczyt seksizmu. Do swojej pozycji na szczycie rankingu w CS:GO każdy ma taką samą drogę do przebycia – i Kasia, i Krzyś. I forsowałbym to zdanie mocniej, gdyby nie to, że sprowadzenie wszystkich graczy do jednej klasyfikacji tak naprawdę nikomu, by nie pomogło. Rozwój esportu jest nierozerwalnie związany z czasami, w których głównymi odbiorcami gier byli chłopcy, przez co to oni zebrali największą widownię, a także pieniądze. Niestety inne czynniki zewnętrzne także uniemożliwiały kobietom wejście na najwyższy poziom. Od okropnych wiadomości prywatnych, poprzez „żarty” o gwałtach, kończąc na oszczerstwach - z wszystkim tym muszą zmierzyć się panie wchodzące do gier online'owych. Tym bardziej wtedy, gdy zaczynają być rozpoznawalne. Bez odpowiedniego wsparcia i pokazania im bezpiecznej drogi do sukcesu ilość zawodniczek nigdy nie dorówna zawodnikom.
Umiejętności w końcu przebiją szklany sufit, a esport stanie się dziedziną, w której ważne jest tylko, to jak grasz
Na szczyt dostają się tylko najlepsi. Trudno być najlepszym w warunkach, w których można trafić co najwyżej do żeńskiego odpowiednika głównej drużyny jakiegoś sponsora. I choć istnienie kobiecych lig działa motywująco, to nie widzę momentu, w którym aktualne męskie drużyny mogłyby z nimi przegrać. A przecież takie coś jak płeć nie powinno mieć wpływu na sukces w grze komputerowej. Dlatego umacnianie obu dywizji zamiast dążyć do tego, by esport nie dzielił się na żeński i męski, tylko podkreśla między nimi różnicę. W przypadku niektórych gier to się udaje, w innych zdarzają się mieszane teamy, tendencja nie pozostawia jednak wątpliwości, że mimo wizerunkowych zagrań esport wciąż jest miejscem dla facetów.
Na szczęście problem jest zauważalny przez większość organizacji, które czynią kolejne kroki do popularyzacji esportu wśród kobiet i wzmocnienia jego pozycji. Obecnie jest to jednak wciąż w powijakach i przypomina bardziej działanie marketingowe niż wsparcie całej dyscypliny, mimo to dobrze wiedzieć, że dzieje się coraz lepiej. A gdyby mimo wszystko okazało się, że drużyna pań nie jest w stanie wygrać żadnego wielkiego turnieju to... może warto to tak zostawić? Niech wszystko się samo ureguluje. Umiejętności w końcu przebiją szklany sufit, a esport naprawdę stanie się dziedziną, w której ważne jest tylko, to jak grasz.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Kobiece drużyny w esporcie - po co ten podział?