Nie miałem okazji pograć we wczesną wersję Diablo Immortal. Odpaliłem go dopiero po premierze, pograłem i... mam mieszane uczucia.
Diablo Immortal od początku dzieliło fanów marki. Jedni byli poirytowani, że Blizzard rozmienia się na drobne i wydaje "mobilkę", a drudzy cieszyli się, że otrzymają kolejnego hack'n'slasha w ulubionym uniwersum, nie bacząc na jego formę. Jedni mieli obawy, że gra będzie kolejnym smartfonowym free-to-play, w którym najważniejsze to... zasobność karty kredytowej, a drudzy przekonywali, że Blizzard nie posunąłby się do tego, by tak zszargać wiodącą markę ze swojego portfolio. Ostatecznie wszystko wyszło... gdzieś pośrodku. Jeszcze za wcześnie na werdykt, bo spędziłem w Sanktuarium za mało czasu (autorzy zapowiadają, że ukończenie fabuły to kwestia około dwudziestu godzin), a poza tym wiele zależy od tego, jak "Zamieć" będzie rozwijać swoje najnowsze dzieło, ale już teraz mogę powiedzieć jedno - Diablo Immortal wciąga jak to Diablo.
Diablo Immortal to Diablo z krwi i kości, tylko dostosowane do smartfonów i... free-to-play, co oznacza, że bez płacenia da się grać, ale od pewnego momentu staje się to coraz trudniejsze.
Hazardowe skrzynki podziału
Najnowsze dzieło Blizzarda podzieliło fanów na długo przed premierą, a decyzja o wprowadzeniu do gry lootboksów spowodowała, że nie mogą (i raczej nie będą mogli) jej uruchomić mieszkańcy Holandii oraz Belgii. W obu tych krajach element hazardu w postaci płatnych paczek z wyskakującą zawartością (raz lepszą, raz gorszą) został zabroniony. Odpowiedzmy sobie na pytanie, które dla wielu będzie najistotniejsze: czy w Diablo Immortal da się grać bez płacenia? I tak, i nie. Blizzard tak naprawdę zaoferował dużo zawartości nawet dla tych, którzy nie chcą wydawać ani złotówki. Jednak grind w tej serii jeszcze nigdy nie był tak mocno zaakcentowany. Płatne w nowym hack'n'slashu "Zamieci" są nie tylko przedmioty kosmetyczne. Za prawdziwe pieniądze można kupić w zasadzie wszystko, co przyspieszy, ułatwi i umili dalszą zabawę. Kartę kredytową możecie trzymać w portfelu, ale przygotujcie się na tyle przyjemną, ile żmudną przeprawę przez Sanktuarium.
Podejrzewam, że stosunkowo długi czas na ukończenie gry bierze się w dużym stopniu z konieczności mozolnego grindu. Jednak z tego, co piszą gracze, którzy już ją przeszli (niektórzy otrzymali dostęp przed premierą), wynika, że później jest tylko gorzej. Najbardziej wartościowe przedmioty zdobywa się w Diablo Immortal tradycyjnie, poprzez wkraczanie do Szczelin. To jaskinie o dosyć wysokim poziomie trudności, w których skrywają się nie tylko chmary potworów, ale i najcenniejsze łupy. Jednak zaprojektowano je w taki sposób, aby trudno było zdobyć najciekawsze przedmioty bez korzystania z systemu mikropłatności. W skrócie - jeśli chcemy mieć szanse na zdobycie najbardziej wartościowego łupu, powinniśmy się przygotować na wydatki. Kiepsko (z punktu widzenia graczy) rozwiązano też kwestię przedmiotów kosmetycznych. Te są przypisane do konkretnej postaci na konkretnym serwerze. Tak więc za te same rzeczy musimy zapłacić po raz drugi, jeśli zmienimy postać (to jeszcze można zrozumieć) albo serwer (to już trudno usprawiedliwić).
Diablo jak Diablo, tylko mniejsze
A co poza grindem i mikrotransakcjami? Diablo Immortal to takie Diablo, w które może zagrać dosłownie każdy. Już kanoniczne odsłony serii nie należały do skomplikowanych, ale teraz mamy do czynienia z najprostszą formułą, jaką tylko można sobie wyobrazić. Po początkowym wyborze klasy postaci (barbarzyńca, łowca demonów, czarownik, mnich, krzyżowiec, nekromanta) jesteśmy cały czas prowadzeni za rączkę. Gra pokazuje nam wyraźnie, gdzie iść, gdzie klikać (czy też naciskać ekran), co robić. Podczas walki wystarczy trzymać naciśnięty fragment wyświetlacza odpowiadający za uderzenie, a bohater (lub bohaterka) będzie wywijać orężem automatycznie. Gdy wejdziemy do ekwipunku, nie musimy nawet porównywać statystyk poszczególnych przedmiotów, bo niewielka, zielona strzałeczka pokaże nam od razu, która broń czy element pancerza są lepsze od tych, których używamy aktualnie. Banał.
W Diablo Immortal większość rzeczy dzieje się automatycznie. Gdy postać awansuje na wyższe poziomy doświadczenia, nie musimy robić prawie nic - możemy tylko zdecydować, których umiejętności (odblokowywanych, a jakże, automatycznie) chcemy używać. Blizzard przygotował też system craftingu, ale co z tego, skoro stworzenie sensownego przedmiotu wymaga od nas poświęcenia dużej ilości czasu na poszukiwanie surowców, a dodatkowo - żebyśmy się przypadkiem nie rozpędzili - twórcy ograniczyli liczbę rzeczy, które możemy wytworzyć samodzielnie w ciągu tygodnia czy miesiąca. Oczywiście możemy ten proces przyspieszyć, ale... tak, zgadliście, znów trzeba sięgnąć po kartę kredytową.
Blizzard bardzo sprawnie dostosował mechanikę Diablo do smartfonowych ekranów. Wygodnie grało mi się na niespełna 7-calowym, dotykowym wyświetlaczu. Wszystkie istotne elementy miałem cały czas pod palcem, odpowiednio od siebie oddalone, dzięki czemu uniknąłem przypadkowych aktywacji (a uwierzcie mi, że na ekranie naprawdę dużo się dzieje). Jednak jeszcze więcej przyjemności czerpałem po połączeniu się z padem. Gra w Diablo Immortal w taki sposób jest chyba tak samo responsywna i przyjemna, jak zabawa w Diablo 3 na konsolach. A jeśli cokolwiek w sterowaniu okaże się niedostosowane do waszych przyzwyczajeń, bez problemu zmienicie konfigurację.
Sanktuarium jak malowane
Z technicznego punktu widzenia Diablo Immortal to najwyższa półka w dziedzinie gier na smartfony i tablety. Grając na niespełna 7-calowym wyświetlaczu, odnosiłem wrażenie, jakbym bawił się we wspomniane Diablo 3. Diablo 3, do którego najnowsza produkcja Blizzarda jest pod względem estetycznym bliźniaczo podobna. Niestety, drodzy miłośnicy poważniejszego i mroczniejszego Diablo, wygląda na to, że musicie poczekać na "czwórkę" (ewentualnie możecie odpalić Diablo 2: Resurrected). Projekty lokacji i postaci, efekty towarzyszące umiejętnościom, płynność animacji - wszystko stoi na bardzo wysokim poziomie. Podobnie jest z udźwiękowieniem - zarówno z nastrajającą do przemierzania Sanktuarium muzyką, jak i z głosami postaci, które towarzyszą każdemu dialogowi. Warto też dodać, że Diablo Immortal - podobnie jak pozostałe tytuły "Zamieci" - doczekało się polskiej wersji językowej.
Diablo Immortal to wysokobudżetowa gra mobilna, która dziedziczy wszystko, co dobre, po swoich "większych siostrach", a jednocześnie wszystko, co złe, po smartfonowo-tabletowych produkcjach free-to-play. Jak w każdym tego typu tytule, początek wygląda bardzo obiecująco i zabawa szybko wciąga. Pierwsze poziomy doświadczenia wskakują błyskawicznie. W podobnym tempie stajemy się posiadaczami coraz potężniejszej broni oraz pancerza. Pierwszy symptom mechaniki "płać albo grinduj" występuje zaraz po ukończeniu samouczka, ale jest niewinny. To pakiet dla początkującego gracza za raptem 4,99 zł. Jednak każdy, kto mierzył się z free-to-play na smartfonach, wie, co dzieje się później. Grind i mikrotransakcje z czasem zaczynają przejmować kontrolę.
Czy można bez płacenia? Poniekąd
Na szczęście - wbrew wizji kreowanej przez spore grono graczy - Blizzard zaoferował w Diablo Immortal naprawdę sporo treści zupełnie za darmo. Co prawda, dostęp do sklepu (w którym kupujemy nie tylko przedmioty kosmetyczne i zestawy, ale także platynę i wieczne kule - podstawową walutę w grze) uzyskujemy zaraz po ukończeniu samouczka, ale w gruncie rzeczy przez około 10 godzin możecie bawić się bez wydawania ani złotówki. No, może warto wysupłać te 4,99 zł na pakiet początkującego, ale to tyle. Później musicie jedynie przyzwyczaić się do grindu. Ten na szczęście naprawdę dokuczliwy staje się dopiero po kilku wieczorach spędzonych ze smartfonem (lub padem) w dłoniach.
Nie chcę zostać źle zrozumiany. Nie mam żadnego problemu z płaceniem za granie (robię to od jakichś dwudziestu lat), ale wolałbym zapłacić za Diablo Immortal 150 złotych raz i mieć spokój, niż musieć co chwilę sięgać po portfel, nie wiedząc tak naprawdę, ile wydatków jeszcze przede mną. Po prostu nie jestem zwolennikiem free-to-play. Ale taka to już gra i taki to już model biznesowy. Mam świadomość, że miliony graczy na całym świecie - i młodych, i starych - nie mają nic przeciwko temu i zostawić na rachunku bankowym Blizzarda olbrzymie sumy pieniędzy. Jeśli wam to odpowiada, proszę bardzo. A jeśli nie, weźcie z tego tyle, ile możecie, bez płacenia (albo z płacenie tylko do pewnego, ustalonego we własnym zakresie progu), a następnie czekajcie dalej na Diablo 4. Miejmy nadzieję, że tam - przynajmniej w kampanii fabularnej - mozolnego grindu i nachalnego systemu mikrotransakcji nie uświadczymy.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Mam telefon i gram w Diablo Immortal... z już przygotowaną kartą kredytową