W przestrzeni publicznej od wielu miesięcy przewija się temat laptopów dla czwartoklasistów, czyli jednego z najbardziej ambitnych programów szykowanych przez polski rząd. Temat wywołuje sporo kontrowersji, tym bardziej że odpowiedzialny za ten projekt minister cyfryzacji obiecał laptopy uczniom na nowy rok szkolny, tymczasem wiele pytań wciąż pozostaje bez odpowiedzi, a wydaje się nawet, że im bliżej realizacji, tym więcej niewiadomych. Co więcej, patrząc na to, co już wiemy, wygląda to na przepalanie publicznych pieniędzy, a sam program jest realizowany w pośpiechu (zapewne wpisując się w bieżący kalendarz wyborczy) i zdaje się mieć sporo luk. Postanowiliśmy więc wnikliwie przyjrzeć się sprawie i wyjaśnić wszystkie kwestie, na które udało nam się znaleźć odpowiedź. Przy okazji ocenimy jakość jednego z laptopów, który trafi do czwartoklasistów (bo nie wszyscy otrzymają ten sam model) i sprawdzimy, czy w podobnym budżecie nie można było przypadkiem pokusić się o coś lepszego (spoiler alert - oczywiście, że można było).
Postanowiliśmy wnikliwie przyjrzeć się programowi laptopów dla czwartoklasistów i wyjaśnić wszystkie kwestie, na które udało nam się znaleźć odpowiedź.
Podstawa prawna
Zacznijmy od omówienia samego programu laptopów dla czwartoklasistów. Według przegłosowanej przez sejm pod koniec maja "ustawy z dnia 26 maja 2023 r. o wsparciu rozwoju kompetencji cyfrowych uczniów i nauczycieli", laptopy otrzymają wszyscy uczniowie klas czwartych szkół publicznych i niepublicznych w Polsce, a autorzy projektu chcą, aby był to program, który na stałe będzie realizowany w polskich szkołach, co oznacza, że podobne wyposażenie otrzymywać mają kolejne roczniki.
„Musimy zabezpieczyć kolejne roczniki tak, aby nowoczesny sprzęt stał się stałym elementem polskiego systemu oświaty. W ostatnich latach dzięki działaniom Ministerstwa Edukacji i Nauki do polskich szkół trafił potężny zastrzyk nowych technologii, ten projekt to postawienie kropki nad i. Bardziej cyfrowa szkoła to także szansa na lepsze wejście młodych ludzi na rynek pracy, który wymaga dziś sprawnej obsługi komputera" – powiedział minister cyfryzacji Janusz Cieszyński, który odpowiedzialny jest za realizację programu.
Wedle zapisu w ustawie laptopy będą przekazywane przez dyrektorów szkół rodzicom, którzy w sensie prawnym będą właścicielami urządzeń.
Wedle zapisu w ustawie laptopy będą przekazywane przez dyrektorów szkół rodzicom, którzy w sensie prawnym będą właścicielami urządzeń. Co prawda ministerstwo początkowo obiecywało laptopy dla czwartoklasistów od początku nowego roku, ale wiemy, że jest to już praktycznie nierealne (do czego jeszcze wrócimy). W ustawie zapisano, że „Minister właściwy do spraw informatyzacji przekaże na podstawie umowy organom prowadzącym szkołę laptopy, w terminie umożliwiającym ich przekazanie uczniom przez te organy do dnia 30 września roku, w którym uczniowie ci rozpoczęli naukę w klasie objętej wsparciem”, ale rząd zabezpieczył się na opóźnienie w pierwszym roku działania programu, zapisując, że w 2023 r. przekazanie laptopów ma nastąpić najpóźniej do 31 grudnia, z czym może być duży problem, ale o tym poniżej.
Wiadomo również, że laptopy będą przekazywane na własność rodziców po podpisaniu przez nich stosownej umowy, a jej wzór sporządzi minister, ale niestety nie udało nam się takowego otrzymać, pomimo zapytań do ministerstwa (dowiedzieliśmy się tylko, że ten zostanie określony w rozporządzeniu Ministra Cyfryzacji) - zapewne dlatego, że takowy jeszcze nie powstał. Co jednak bardzo istotne, laptop przekazany uczniowi nie może być przedmiotem jakichkolwiek czynności rozporządzających w okresie 5 lat od dnia przyjęcia laptopa na własność przez rodzica ucznia. Czytaj, nie możemy sprzedać takiego komputera w tym okresie, co budzi pewne wątpliwości, ale do tego również wrócimy. W przypadku zmiany klasy lub szkoły przez ucznia laptop jemu przekazany nie będzie podlegał zwrotowi do organu prowadzącego szkołę lub placówkę.
To główne założenia ustawy, które nas interesują, ale warto jeszcze odnotować, że w tym samym akcie prawnym przyznano nauczycielom bony w wysokości 2500 zł na zakup laptopa lub tzw. laptopa przeglądarkowego, tj. bez systemu Windows czy MacOS, ale na bazie ChromeOS (do tego także jeszcze wrócimy). Poza tym, program zdaje się szeroko popierany przez polskich parlamentarzystów, bo za przyjęciem ustawy głosowało 434 posłów, 11 było przeciw, 7 wstrzymało się od głosu.
Pogadajmy o pieniądzach
Rząd planuje w tym roku kupić blisko 400 tysięcy (konkretnie 394 346) laptopów dla uczniów klas IV. Co więcej, minister Cieszyński w niedawnym wywiadzie potwierdził, że rząd zabezpieczył w ramach Krajowego Planu Odbudowy (KPO), czyli programu Unii Europejskiej, który napędzać miał gospodarki państw członkowskich po pandemii, pieniądze na 700 tys. sztuk sprzętu, co obejmować ma już zakup komputerów na przyszły rok. Tu rodzi się jednak pierwsza poważna wątpliwość, bo jak powszechnie wiadomo, rząd Prawa i Sprawiedliwości nie otrzymał jeszcze nawet złotówki z UE, w związku ze sporem o praworządność w naszym kraju (swoją drogą na warunkowanie wypłaty unijnych środków od praworządności zgodził się nasz rząd z premierem Mateuszem Morawieckim na czele). Rząd zapewnia jednak, że środki w wysokości ponad 2 mld zł, przeznaczone na inwestycję C2.1.2, zostały zaplanowane w KPO, a obecnie zagwarantowany jest mechanizm prefinansowania tych środków przez Polski Fundusz Rozwoju (w kolejnych latach działania mają być kontynuowane ze środków budżetu państwa). A mówimy o niemałej kwocie, bo 1 182 000 000 zł na zakup notebooków tylko na ten rok - jest to największy tego typu przetarg w Europie.
Jest więc ryzyko, że program okaże się kompletną klapą, zanim tak naprawdę wejdzie w życie, choć zakładamy (może dość naiwnie), że na tym etapie rząd rzeczywiście musi mieć zabezpieczone środki z budżetu państwa na ten program. Warto jednak odnotować, że minister wspomina w wywiadach, że w KPO mamy pieniądze (realnie ich nie mamy, ale nie będziemy się czepiać) na zakup 700 tys. sztuk sprzętu na ten i przyszły rok, co oznacza, że już w przyszłym roku zabraknie środków na zakup ok. 100 tys. urządzeń, a w kolejnych latach ten pokrywany będzie w całości z budżetu państwa. Tym samym przyszły rząd, chcąc kontynuować program, będzie musiał znaleźć na niego dodatkowe środki, co wiązać może się np. z wyższymi (lub nowymi) podatkami.
W tym kontekście wydaje się, że bon na zakup sprzętu dla uczniów byłby lepszym rozwiązaniem. Ten zapewniłby rodzicom większą swobodę na zakup czegoś lepszego lub innego urządzenia, które mogłoby się przydać do nauki, choćby drukarki, tabletu, e-czytnika itd., a przy okazji pobudził rynek, jak np. programy Zdalna Szkoła i Zdalna Szkoła+. Obecnie branża przeżywa bowiem zastój i na rynku jest cała masa laptopów, które taki program mógłby pozwolić upłynnić (a w projekcie mogliby wziąć udział również lokalni sprzedawcy, bo obecnie skorzysta na tym tylko kilka wybranych firm oraz oczywiście producenci). Wystarczy tylko spojrzeć na ostatnie dane, z których wynika, że sprzedaż laptopów spadła w pierwszym kwartale tego roku o 13%, a w bieżącym może zaliczyć spadek nawet o 39% w porównaniu do analogicznego okresu 2022 r. (ten zaś był wyraźnie słabszy od 2021 roku). Spowodowane jest to różnymi czynnikami takimi jak spowolnienie gospodarcze, inflacja i ograniczenia wydatków wśród przedsiębiorstw oraz zwykłych konsumentów, także przez utrzymujące się skutki pandemii COVID-19. W rezultacie firmy zmniejszają zamówienia od producentów OEM, aby lepiej zarządzać zgromadzonymi w magazynach zapasami.
Wymagania dla laptopów dla czwartoklasistów
Aby zakupić tak dużą liczbę laptopów, trzeba było zorganizować przetarg i ten również od samego początku wzbudza pewne kontrowersje, a już na pewno jest tu sporo niejasności. Zakup i dystrybucję urządzeń zlecono Centrum Obsługi Administracji Rządowej, które rozpisało też przetarg i określiło warunki, jakie spełniać muszą laptopy zgłaszane przez podmioty, które chcą wziąć w nim udział, a jak nietrudno się domyślić przy tak lukratywnej umowie, chętnych nie brakowało. Przyjrzyjmy się zatem specyfikacji laptopów dla czwartoklasistów, określonej przez organ rządowy.
Zacznijmy od ekranu, który musi mieć matrycę o przekątnej co najmniej 13 cali, rozdzielczości 1080p i jasności 220 nitów. W tym wypadku nie mamy uwag, choć można było się pokusić o podciągnięcie jasności przynajmniej do tych 250 nitów, żeby dzieciaki nie męczyły tak wzroku, próbując dostrzec coś na ekranie w nasłonecznionych pomieszczeniach. Warunki zakładają także co najmniej 8 GB pamięci RAM, co wydaje się dziś absolutnymi minimum, a mówimy tu o sprzęcie, który posłużyć ma uczniom przez 5 lat edukacji. Na szczęście wymagania określają także możliwość rozbudowy do 16 GB, choć to już oczywiście na koszt rodziców, bo już możemy zdradzić, że wszystkie złożone oferty zawierają komputery z 8 GB na pokładzie.
Pochwalić trzeba fakt, że w wymogach określono także dysk SSD o pojemności minimalnej 256 GB, choć współcześnie raczej trudno byłoby kupić nowy sprzęt z przestarzałym dyskiem talerzowym (HDD). Taka pojemność do celów, do jakich przeznaczone mają być laptopy, także wydaje się wystarczająca, a tutaj również w razie czego mamy opcję podmiany dysku na większy. Pojemność baterii ustalono na co najmniej 37 Wh, co raczej nie pozwoli na dzień pracy bez konieczności sięgania po ładowarkę.
Gdzie tu kontrowersje zapytacie, bo dotychczasowe wymagania wydają się dość sensowne - mówimy tu przecież o tanich komputerach do raczej dość podstawowych zadań. Pierwsze pojawiają się podczas określania wydajności urządzenia, bo polega ono na wynikach mało popularnego benchmarku CrossMark firmy Bapco, gdzie komputery muszą osiągnąć ogólny rezultat na poziomie przynajmniej 1100 punktów. Nie jest żadną tajemnicą, że procesory firmy Intel są mocno faworyzowane w tym teście, dlatego rzadko widuje się, by recenzenci korzystali z tego oprogramowania w swoich testach laptopów. Niebiescy (potoczne określenie marki Intel) są nawet partnerami benchmarku, a Czerwoni (potocznie dla marki AMD), ARM lub Apple nie, co jest pewną wskazówką. Współpracujący z AMD AMDovsky dokonał zresztą dość trafnego porównania, zauważając, że 12-watowy, 2-rdzeniowy Core i3-1115G4 z 2020 roku uzyskuje w CrossMark 1118 punktów, a 35-watowy 8-rdzeniowy Ryzen 9 5980HX z 2021 roku już tylko 1098 punktów, nie łapiąc się na warunki przetargowe, chociaż jest obiektywnie wyraźnie lepszym procesorem. Dla porównania, te same procesory w teście PCMark 10 uzyskują odpowiednio powyżej 4000 punktów i powyżej 7000 punktów, co pokazuje przewagę Ryzena.
Do określenia wydajności wykorzystano mało popularny benchmark CrossMark firmy Bapco, w którym CPU AMD wypadają słabiej od Intela.
Kiedy zapytaliśmy wprost, co zadecydowało o wyborze programu CrossMark do testowania wydajności zamawianych laptopów, bo nie jest to popularne wśród testerów i recenzentów narzędzie, otrzymaliśmy wymijającą odpowiedź:
„Minister Cyfryzacji w ramach realizowanego postępowania zobligowany był wykorzystać wymogi techniczne określone w rozporządzeniu Ministra Edukacji i Nauki z dnia 28 grudnia 2022 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie podstawowych warunków niezbędnych do realizacji przez szkoły i nauczycieli zadań dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych oraz programów nauczania. W tym rozporządzeniu wprost wskazano konieczność zastosowania programu CrossMark do weryfikacji wydajności laptopa”.
Ba, Advanced Micro Devices (Poland) sp. z o.o., czyli po prostu AMD, zdecydowało się nawet odwołać od tych warunków i złożyło stosowny wniosek do Krajowej Izby Odwoławczej. Skarga firmy została jednak oddalona, co oznacza, że przetarg na zakup laptopów dla czwartoklasistów odbędzie się według takich wytycznych, jakie przedstawił rząd. Skąd taka decyzja? Nie chcemy tworzyć tu teorii spiskowych czy rzucać bezpodstawnych oskarżeń (tym bardziej że nie mamy żadnych dowodów), ale uważamy, że w takim wypadku wypadałoby chociaż wyjaśnić, dlaczego zdecydowano się na takie, a nie inne warunki. Być może twórcom projektu chodziło o jakieś konkretne funkcje w procesorach Intela (choć w takim razie lepiej było wskazać je wprost), ale nie da się ukryć, że budzi to wątpliwości.
Idziemy dalej, kolejne kontrowersje wzbudziło dyskryminowanie innych systemów niż Windows. Co prawda w wymaganiach określony jest jedynie 64-bitowy system operacyjny, a założony budżet nie pozwala na zakup maszyn z MacOS, to jednak wydawać by się mogło, że urządzenia z ChromeOS, czyli Chromebooki, są praktycznie idealne dla uczniów (dla przykładu w Stanach Zjednoczonych stanowią podstawę podobnych programów). Nic bardziej mylnego, bo choć firma GoCloud Polska sp. z o.o. chciała, aby do przetargu dopuszczono Chromebooki, to jej wniosek również został odrzucony, ponieważ Centrum Obsługi Administracji Rządowej chciało, aby laptopy działały w pełni także bez Internetu.
Wydaje się to o tyle dziwne, ponieważ Chromebooki mogą działać offline, a poza tym trudno sobie dziś wyobrazić uczniów bez dostępu do internetu (choćby w szkole). Może nie oferują one tego samego, co komputery z pełnoprawnym Windowsem, ale trzeba pamiętać, do czego mają być używane te laptopy, a do celów edukacyjnych w zupełności wystarczą. Co więcej, tego typu sprzęt o parametrach wystarczających do typowej pracy biurowej i w takich ilościach zapewne można byłoby kupić znacznie taniej, nawet wyraźnie poniżej 2000 zł. Przy takiej ilości byłaby to naprawdę duża oszczędność dla budżetu.
O tę kwestię również zapytaliśmy ministra, który odpisał: „Zgodnie z zapisami KPO uczniowie mają być wyposażeni w laptopy, a nie laptopy przeglądarkowe, stanowiące osobną kategorię sprzętu w rozporządzeniu o minimalnych standardach wydanym przez MEiN”. Wciąż nie wiemy jednak, czemu uczniom nie wystarczą laptopy przeglądarkowe, jak określa je ministerstwo (tym bardziej że dopuszcza ich zakup przez nauczycieli, którzy otrzymają bony na zakup nowego komputera). Czyżby rząd uważał, że nauczyciele mogą zadowolić się słabszym sprzętem niż 10-latkowie?
Przyczepić można się też wagi urządzeń, bo maksymalny limit to 2,5 kg, co jak na współczesne standardy uznać trzeba za ciężką konstrukcję (taką masę osiągają wysokowydajne maszyny do gier), ale załóżmy, że wynika to z faktu, że rząd dokonuje zakupu budżetowych laptopów, które nie zawsze są najlżejsze i najsmuklejsze. Niemniej jednak mówimy o dziesięciolatkach, które mają korzystać z tych komputerów nie tylko w domu, ale i w szkole, co oznacza, że będą dźwigać je ze sobą. Na szczęście wszystkie zgłoszone do przetargu laptopy są znacznie lżejsze, bo ich waga oscyluje w granicach 1,4-1,9 kg. Poza tym laptopy muszą posiadać złącze RJ-45 lub USB-C dostosowane do tej funkcji, co wydaje się raczej reliktem przeszłości (zapytaliśmy skąd ten wymóg i uzyskaliśmy odpowiedź, bo jest to wymogiem koniecznym dla laptopów, zawartym w rozporządzeniu Ministra Edukacji i Nauki z dnia 28 grudnia 2022 r. 🙂). Rząd w wymaganiach określił także minimum 36 miesięcy gwarancji, co z jednej strony wydaje się uzasadnione, z drugiej jednak mocno zawęża wybór do biznesowych laptopów. Poniżej możecie zapoznać się ze wszystkimi wymaganiami:
Przetarg na laptopy dla czwartoklasisty
Przetarg ogłoszony został na początku roku i w międzyczasie w sieci pojawiło się na jego temat sporo informacji, ale i niejasności (co nie dziwi, patrząc na kwotę, jaka jest do rozdysponowania), a nawet nieprawdziwych informacji. Wbrew bowiem temu, co dało się przeczytać w połowie kwietnia, przetarg nie został jeszcze rozstrzygnięty i nie wygrał go też sklep x-kom, ale po kolei.
Wynikało to z tego, że kiedy w kwietniu ujawniono, że x-kom zaproponował najtańszą ofertę (niecałe 3000 zł brutto za laptopa), wiele redakcji założyło automatycznie, że firma będzie jedynym dostawcą komputerów. Tak naprawdę jednak 14 firm spełnia kryteria przetargowe na dostawę laptopów dla czwartoklasistów (choć co ciekawe, tylko dwie mieszczą się w założonym budżecie i proponują model ASUS ExpertBook B1502CBA, któremu za chwilę przyjrzymy się nieco bliżej), oferując w sumie sześć modeli od różnych producentów. To te podmioty kwalifikują się do podpisania umów ramowych i z kilkoma z nich (nie sprecyzowano liczby) rząd ją podpisze, a kryterium wyboru w 100 proc. jest cena.
x-kom zaproponował najtańszą ofertę (niecałe 3000 zł brutto za laptopa), ale najprawdopodobniej nie będzie jedynym wykonawcą przetargu.
"Widać, że element konkurencyjności jest tutaj widoczny, co bardzo nas cieszy. Przypomnę, że ostateczne ceny laptopów i wykonawców w każdym z 73 wyznaczonych regionów, poznamy w lipcu” – zaznaczył minister Cieszyński. Oznacza to, że przetarg tak naprawdę rozstrzygnięty będzie najwcześniej w lipcu, a jeśli firmy zaczną się odwoływać (a zapewne tak będzie), to możemy poczekać jeszcze dłużej, nawet do września. Poniżej lista oferentów i sprzętu, jaki został zakwalifikowany w pierwszym etapie przetargu:
Podmiot |
Oferowany sprzęt |
Cena (PLN) |
Konsorcjum: Advatech SP. z.o.o., Renopol s.c |
HP ProBook 440 G9 |
3 960,60 |
Bechtle direct Polska SP. z.o.o. |
Fujitsu Lifebook E5410 |
3 958,79 |
Konsorcjum: Euvic Solutiis S.A. Infonet Projekt S.A. |
Lenovo V15 G3 IAP CTO – LNVNB161216 |
4 243,50 |
Konsorcjum: Galaxy Systemy Informatyczne Sp. z.o.o. MBA System Sp. z.o.o. |
Lenovo V15 G3 IAP CTO |
4 378,80 |
Konsorcjum firm 1) Lider Konsorcjum - Grupa E Sp. z o.o. z siedzibą w Tychach |
Acer TravelMate P215-5 |
3 751,50 |
IMMITIS Sp. z.o.o. |
Acer TravelMate P2 TMP215-54 |
4 366,50 |
Konsorcjum: Intaris Sp. z.o.o., Intaris Piotr Krakowiak Paweł Krakowiak, NTT Technology Sp. z.o.o. |
Acer TravelMate P2 TMP215-54 |
3 554,70 |
Konsorcjum: Integrated Solutions Sp. z.o.o. Maxto ITS Sp. z.o.o. Computex Sp. z.o.o. |
Dell Latitude 3540 |
3 849,90 |
Konsorcjum: ITPunkt Sp. z.o.o. PRZP Systemy Informacyjne Sp. z.o.o. |
Acer TravelMate TMP215-54 |
3 763,80 |
MDP Polska TS SP. z.o.o. |
Asus ExpertBook B1502CBA |
2 998,74 |
Konsorcjum: Suntar Sp. z.o.o., Egida IT Solutions Sp. z.o.o. |
HP ProBook 440 G9 |
3 713,37 |
x-kom Sp. z.o.o. |
Asus ExpertBook B1502CBA |
2 952,00 |
Konsorcjum: Zakład Systemów Komputerowych ZKS SP. z.o.o. Domino Computer Jarosław Myśliński, Bcoders S.A. |
Dell Latitude 3540 |
3 567,00 |
Konsorcjum: Image Recording Solutions SP. z.o.o., Terg S.A. |
Lenovo V15 G3 IAP CTO |
4 157,40 |
Tu warto dodać, że Ministerstwo Cyfryzacji zakłada, że ceny podane przez firmy w ramach oferty są maksymalnymi i spodziewa się, że w toku składania ofert w zamówieniu wykonawczym będą one jeszcze niższe. To może być dość naiwne oczekiwanie, a już na pewno mało prawdopodobne wydaje się, że laptopy będą kupowane po cenie ok. 2500 zł, czyli takiej, której spodziewa się minister Cieszyński (przynajmniej taką kwotę podaje w wywiadach, choć nie precyzuje, czy chodzi mu o kwotę netto czy brutto). Najniższe oferty należące do x-komu i MDP Polska ITS oscylują w granicach 3000 zł (brutto) i trudno oczekiwać od nich tak wysokiego rabatu. Co więcej, kolejna najtańsza propozycja to już ponad 3500 zł, a najdroższa 4366,50 zł, więc zakładając, że zakup takiej liczby laptopów wymagać będzie skorzystania z co najmniej kilku ofert, praktycznie nie ma szans na zmieszczenie się w budżecie 1,18 mld zł. Przyjmując nawet, że dwie najtańsze oferty na laptopy ASUSa stanowić będą 50% zamówienia, a reszta rozłoży się mniej więcej po równo, daje to ok. 1,38 mld zł, czyli jakieś 200 mln zł więcej niż zakłada rząd.
Nie jest też jasne, w jaki sposób "łupy" podzielone będą między 73 okręgi, w których dystrybuowane mają być te laptopy. Czy teraz po wyborze kwalifikujących się oferentów (czyli praktycznie wszystkich, którzy wzięli udział w przetargu), rozpisane będą przetargi w tych okręgach? Czy może podzielone będzie to pod stołem przez organ wykonawczy, co wydaje się być lekkim absurdem?
Bo minister Cieszyński przyznał, że do uczniów trafią różne laptopy, co może budzić pewne niesnaski, szczególnie w obliczu dość dużych różnic cenowych w ramach ofert składanych w przetargu. W ramach jednego obszaru wydawany ma być rodzicom jeden model, ale na sąsiednim może być to zgoła odmienna maszyna, droższa lub tańsza, w domyśle wielu osób lepsza lub gorsza, co powodować może, że niektórzy mogą poczuć się uprzywilejowani lub dyskryminowani.
Tu poruszyć trzeba jeszcze jeden istotny temat, czyli samych oferentów, którzy zostali zakwalifikowani do podpisania umów ramowych. O ile część podmiotów raczej nie budzi większych zastrzeżeń (przynajmniej na pierwszy rzut oka), bo są tu takie firmy jak x-kom czy konsorcja złożone z kilku podmiotów, tak znaleźć tu można również podmioty, co do których można mieć pewne wątpliwości w zakresie możliwości wywiązania się ze zobowiązań. Jeden podmiot działa w obecnej formie dopiero od 2022 roku (wcześniej firma działa jako spółka komandytowa), a jej kapitał zakładowy to 50 tys. zł. W 2020 roku spółka wygenerowała 15 mln obrotu (niestety nie byliśmy w stanie znaleźć jej sprawozdania finansowego za 2022 rok).
Tymczasem firma złożyła w przetargu ofertę na 1 182 541 124,04 zł. Rodzi się więc pytanie, skąd taka firma weźmie fundusze na zamówienie sprzętu u producenta, bo jak udało nam się dowiedzieć, to firmy biorące udział w przetargu będą musiałby wyłożyć gotówkę na zakup sprzętu i dopiero później nastąpi refundacja ze strony rządu. Oczywiście takie podmioty mogą posiłkować się kredytami bankowymi, ale tak małej firmie raczej trudno będzie uzyskać jednorazowo choćby 20 mln zł na realizację tylko bardzo małej części tego zamówienia (a biorąc pod uwagę, że to druga najlepsza oferta w przetargu, zapewne oczekuje się na znacznie większe liczby laptopów). Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że minister nie sprawdzał realnych możliwości firm biorących udział w przetargu, a co więcej, w jego warunkach brakuje informacji o wymogach co do realizacji minimalnego zamówienia, czy możliwości finansowych biorących w nim udział podmiotów. Tutaj firmy będą musiały samodzielnie wyłożyć pieniądze na zakup od producenta (najwyraźniej minister Cieszyński sparzył się na zakupie respiratorów i nie zamierza ryzykować podobnej wpadki).
Laptop dla czwartoklasisty, a gwarancja. Co po jej zakończeniu?
Jak już wspominaliśmy, zakupione przez rząd laptopy muszą być objęte 3-letnią gwarancją - to wprawdzie rok dłużej niż typowe 24 miesiące, jakie otrzymujemy przy zakupie normalnego laptopa w sklepie, ale trzeba pamiętać, że urządzenia mają służyć uczniom przez 5 lat, czyli do zakończenia edukacji w szkole podstawowej. Pytając ministerstwo, co w przypadku uszkodzeń niepodlegających gwarancji oraz jak wygląda sytuacja po okresie gwarancyjnym, otrzymaliśmy odpowiedź, że po podpisaniu umowy między organem prowadzącym szkołę a rodzicem, laptop staje się własnością rodzica i to on bierze odpowiedzialność za otrzymany laptop. To znaczy, że będzie musiał samodzielnie płacić za wszelkie naprawy. Przypominamy, że mówimy o laptopach, które dzieci będą zapewne często nosić do szkoły w plecakach, a propozycje w ofertach przetargowych raczej nie należą do pancernych (nie mówiąc już o tym, że w tym wieku różnego rodzaju wypadku zdarzają się jednak częściej).
A co jeśli laptop podczas codziennego użytkowania ulegnie uszkodzeniu z winy użytkownika, np. zalany napojem? Tego typu uszkodzenia są zazwyczaj wyłączone z gwarancji, więc rodzi się kolejne pytanie, kto wtedy pokryje koszty naprawy (w grę mogą wchodzić przecież kwoty rzędu kilkuset złotych), szczególnie zakładając, że nie wszyscy rodzice dysponują takimi środkami. Tu odpowiedź ministerstwa jest bardzo podobna:
„Zgodnie z projektowaną ustawą, laptopy zostaną przekazane na własność rodziców uczniów klas IV szkół podstawowych na podstawie umowy między organem prowadzącym szkołę a rodzicem. Tym samym rodzic staje się właścicielem sprzętu i odpowiada za jego wykorzystanie. Ze względu na różne metody prowadzenia zajęć, sprzęt będzie mógł być wykorzystywany, zabezpieczany i przechowywany według indywidualnych zaleceń szkół w uzgodnieniu z rodzicami uczniów”.
Na rynku bez problemu można znaleźć sprzęt od innych firm, które oferują przedłużenia gwarancji do 5 lat, co obejmowałoby cały okres, jaki rząd przewiduje na użytkowanie.
Tymczasem na rynku bez problemu można znaleźć sprzęt od innych firm, które oferują przedłużenia gwarancji (choćby HP 250) do 5 lat, co obejmowałoby cały okres, jaki rząd przewiduje na użytkowanie tych notebooków i który nadal wychodzi taniej od propozycji, które wybrane zostały na pierwszym etapie przetargu. Zresztą ASUS z oferty x-komu także może mieć rozszerzoną gwarancję do 5 lat. Warto też wspomnieć o opcji gwarancji rejestrowanej na użytkownika, co sprawiłoby, że inna osoba nie może zgłosić reklamacji (taką formę oferuje choćby Dell), co też zmniejszyłoby wartość odsprzedanego sprzętu, a tym samym byłoby skuteczniejszym zabezpieczeniem niż grawerunek z orłem, o którym mówi ministerstwo (ale do tego jeszcze wrócimy).
Poza tym, w ustawie określone są np. przypadki, kiedy laptop podlega zwrotowi (np. kiedy rodzice nie przyjmą go na własność i dostają go w formie umowy użyczenia, a następnie dziecko zmieni szkołę). Co jeśli w takim przypadku laptop jest uszkodzony? Także zmuszeni są go naprawić?
O przepalaniu pieniędzy podatników
Tu dochodzimy do kwestii opłacalności laptopów zaproponowanych w ofertach przetargowych. Jako punkt odniesienia bierzemy ASUSa ExpertBook B1502CBA, ponieważ jest to najtańsza propozycja i wydaje się faworytem. Szybka rundka po sklepach internetowych w poszukiwaniu laptopów spełniających kryteria określone w warunkach przetargu i znajdujemy model znacznie tańszy, czyli HP 250 G9 6F2C6EA, który oferuje specyfikację niemal bliźniaczą do sprzętu ASUSa i to już z przedłużoną do 4 lat gwarancją, a kosztuje tylko 2 111 zł. Co prawda w trakcie pisania tego tekstu stał się niedostępny, ale wariant z 512 GB dyskiem wciąż jest dostępny za 2 556 zł, czyli ok. 400 zł taniej niż ASUS ExpertBook B1502CBA w x-kom. Ba, w tym sklepie kupić możemy inne modele od innych producentów z procesorem Core i5-1235U, czyli klasę wyższym niż w ExpertBook B1502CBA, od 2400 zł, a za 2600 zł dostaniemy modele z Core i5 i 16 GB pamięci RAM. Problem jest jednak taki, że przeważnie nie spełniają one warunku obecności złącza RJ45, które zapewne przez większość użytkowników nigdy nie zostanie użyte, bo ma kto dziś korzysta z internetu po kablu. To dobrze pokazuje pewne absurdy tego projektu i tego, jak bezsensownie przepalane są nasze pieniądze. Nie dosyć, że podobnej klasy sprzęt można było kupić dużo taniej (a nie mówimy tu nawet o Chromebookach), to jeszcze można było wybrać o lepszych podzespołach, który miałby większą szansę sensownie posłużyć uczniom przez pięć lat.
Wyzwania logistyczne
Jak już wspominaliśmy, początkowo była mowa o tym, aby dostarczyć laptopy do uczniów do końca sierpnia, żeby mogli korzystać z nich od początku roku szkolnego. W ustawie ostatecznie zapisano jednak termin przekazywania laptopów do 30 września każdego roku, a w tym roku, czyli inauguracji tego programu, rząd dał sobie nawet dodatkowy czas do 31 grudnia. Patrząc na obecną sytuację, wydaje się, że bardziej prawdopodobne jest, że notebooki przekazane zostaną pod koniec roku niż wczesną jesienią, choć rządzący zapewne będą robić wszystko, by odbyło się to jeszcze przed wyborami (te odbyć mogą się 15 października, 22 października, 29 października lub 5 listopada). Pytanie tylko, czy będą w stanie cokolwiek z tym zrobić, bo patrząc na realia rynkowe, wydaje się, że uczniowie mogą otrzymać sprzęt dopiero na przyszłoroczne ferie.
Jak wygląda to z punktu widzenia ministerstwa:
„Harmonogram został opracowany zgodnie z wymogami wynikającym z procedury Prawa Zamówień Publicznych oraz umowy ramowej i wykonawczej opublikowanej na platformie zakupowej Zamawiającego – Centrum Obsługi Administracji Rządowej.
Wg harmonogramu uczniowie rozpoczynający IV klasę szkoły podstawowej w roku szkolnym 2023/2024 otrzymają laptopy jesienią. W zakresie przetargu, Centrum Obsługi Administracji Rządowej, odpowiedzialne za realizację zamówienia, dokonało wyboru ofert. W chwili obecnej COAR oczekuje na podpisanie umowy ramowej przez 13 oferentów, którzy spełnili zapisy SWZ i jednocześnie zgodzili się na jego wymogi (w tym terminy dostawy). Następnie COAR przeprowadzi ponad 70 postępowań wykonawczych (rozłożonych terytorialnie, poszczególne postępowania wykonawcze będą dotyczyły dostawy od ok. 2000 do ok. 20000 komputerów), w których każdy z 13 oferentów będzie mógł złożyć konkurencyjną ofertę (w ramach postępowania 13 oferentów zaproponowało 6 różnych modeli laptopów różnych producentów).
„Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z harmonogramem, umowy wykonawcze będą zawierane w lipcu, ale wykonawcy mają prawo się odwoływać. Jeżeli te odwołania zostaną złożone, może się zdarzyć, że ten termin zostanie przesunięty” - powiedział Cieszyński, co oznacza, że proces wyłaniania zwycięzców przetargu może przedłużyć się praktycznie do września.
Trzeba także uzmysłowić sobie, że takie ilości sprzętu komputerowego (mówimy o blisko 400 tysiącach notebooków) nie czekają w magazynach producentów i w gruncie rzeczy ich produkcja zapewne ruszy dopiero po ostatecznym rozstrzygnięciu przetargu i podpisaniu umów ramowych, co nastąpić ma w lipcu. Minister Cieszyński w wywiadach podawał, że w momencie, gdy zawarte zostaną umowy, dostawcy otrzymają 30 dni na to, żeby dostarczyć sprzęt, ale ministerstwo w odpowiedzi na nasze pytania twierdzi, że oferent/dostawca ma 40 dni kalendarzowych na dostawę sprzętu do konkretnych lokalizacji wskazanych przez Organy Prowadzące Szkoły, w których uczą się uczniowie klas IV szkół podstawowych. Niezależnie od wersji, wydaje się to bardzo ambitnym terminem na wyprodukowanie/zmontowanie urządzeń i przetransportowanie ich do Polski. We wzorze ramowej mowa jest jednak nawet o karach w wysokości 0,5% wynagrodzenia łącznego brutto, za każdy rozpoczęty dzień kalendarzowy zwłoki.
Producenci, z którymi konsultowaliśmy się w tej sprawie, przyznają, że czas od złożenia zamówienia do realizacji to realnie około 3 miesięcy. Składają się na to m.in. kolejki w fabrykach, bo raczej trudno uwierzyć w to, że nagle najwięksi producenci na świecie wstrzymują swoją dotychczasową produkcję, rezerwując całą przepustowość fabryk pod to zamówienie. I nie chodzi tu o samych producentów laptopów, ale także firmy wytwarzające podzespoły dla nich, w tym matryce, procesory, pamięci, dyski itd. Do tego dochodzi czas na samą produkcję oraz dostawa sprzętu do Polski - sam ten ostatni etap może zająć więcej czasu niż zakłada ministerstwo.
Mówiąc krótko, globalna produkcja nie stoi i nie czeka na zamówienie od polskiego rządu i w fabrykach obowiązują kolejki. Co prawda jedna z firm chwali się, że do końca roku jest w stanie samodzielnie wyprodukować trzykrotność wolumenu tego przetargu (czyli. 1,2 mln sztuk), ale na pewno nie dokona tego w miesiąc. Poza tym, nawet jeśli producenci laptopów zapewniają, że to nie problem, to naszym zdaniem jedna linia produkcyjna żadnego producenta nie jest w stanie pokryć tak dużego zamówienia, dlatego ministerstwo zapewne podpisze umowy na wszystkie sześć modeli, które wzięły udział w przetargu.
Warto też dodać, że według firmy analitycznej GFK w Polsce w całym 2022 dostarczono na rynek 1,5 mln sztuk laptopów (to nie oznacza sprzedaży, tylko towar dostarczony dystrybutorom i partnerom), a tutaj ponad ¼ tej ilości ma być dostarczona w miesiąc. To pokazuje, że rząd najpewniej nie zna realiów rynkowych (albo udaje w konkretnym celu).
Przechodząc do transportu, żaden z oferentów nie chciał zdradzić nam szczegółów (i trudno się dziwić, bo zmniejszyłby zapewne swoje szanse przy wyborze wykonawców), ale 400 tysięcy laptopów to ok. 5000 palet (80 szt. na paletę Euro), a jeden standardowy kontener mieści 30 Europalet. Daje to 167 kontenerów samych laptopów. W przypadku takiej liczby raczej nie ma szans na transport drogą lotniczą, a transport kolejowy z Chin przeważnie zajmuje ok. 4 tygodni, natomiast fracht morski, który jest najbardziej prawdopodobną opcją, ok. 6 tygodni (przy założeniu, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i np. nie zablokuje się Kanał Sueski). Tym razem rząd nie będzie mógł się ratować Antonowem An-225 Mrija, jak w czasie pandemii, bo tej został zniszczony, w trakcie rosyjskiego bombardowania.
A kiedy laptopy znajdą się już w kraju, wykonawcy będą musieli stworzyć jeszcze grawerunek. Przy tak dużym projekcie optymalnym wyborem wydaje się grawerunek laserowy CO2 (do plastiku). Skontaktowaliśmy się z jedną z firm, które świadczą takie usługi i ta potwierdziła, że sam grawerunek urządzenia z wykorzystaniem tej technologii zajmuje ok. 2-3 minut, a takiego laptopa trzeba jeszcze rozpakować i następnie spakować, więc śmiało można zakładać, że potrzeba ok. 5 minut na jedną sztukę. Przy wolumenie 400 tys. sztuk daje to łącznie 2 mln minut, czyli 33 333,3 godzin pracy. Zakładając, że grawerowanie wykonywane byłoby non stop przez 8 godzin dziennie, daje to 4 166 dni. Nawet rozbijając to na 100 firm w Polsce (choć nie jesteśmy w stanie zweryfikować, czy istnieje tyle podmiotów, które są w stanie realizować takie usługi w takich ilościach), przekłada się to na przeszło 41 dni. Nawet zakładając, że wszystkie te firmy pracować będą 24 godziny na dobę, co jest mało prawdopodobne, to i tak wykonanie wszystkich grawerunków pochłonie dodatkowe dwa tygodnie. Do tego dodatkowy czas jest potrzebny na rozesłanie urządzeń do tych firm, a następnie odebranie laptopów od nich. Tymczasem minister Cieszyński zapewnia, że w żaden sposób nie wpłynie to na opóźnienia w dostawach. Na pewno? Weryfikując też dane u producentów, dostaliśmy informację, że fabryka jednego z nich jest w stanie zrealizować nie więcej niż 10 000 grawerów miesięcznie. Co pokazuje złożoność tego procesu.
Jest to naprawdę potężne przedsięwzięcie logistyczne (grawerunki, dostarczenie do 73 obszarów, przekazanie dyrektorom przez samorządy, wydawanie sprzętu rodzicom itd.), które wymaga czasu i śmiało można zakładać, że po drodze pojawią się też jakieś komplikacje. Kiedy więc realnie uczniowie mogą otrzymać laptopy? Nawet jeśli rozstrzygnięcie drugiego etapu przetargu i podpisanie umów ramowych odbędzie się w przyszłym tygodniu, trzeba liczyć się z odwołaniami firm, które będą miało do tego prawo. Rozstrzygnięcie tej sprawy zapewne się przedłuży, przynajmniej do końca wakacji. Produkcja także pochłonie kilka tygodni, ale jeśli jakimś cudem uda się ją zrealizować w miesiąc, to będzie to rewelacyjny wynik (i raczej bardzo mało realny). Następnie transport, czyli kolejne 6 tygodni. W kraju trzeba wykonać grawerunek, co daje co najmniej kolejne dwa tygodnie. Na koniec trzeba jeszcze rozesłać notebooki do szkół, gdzie dyrektorzy będą wydawać je rodzicom uczniów. Naszym zdaniem komputery trafią do czwartoklasistów najprędzej pod koniec roku, w drugiej połowie listopada lub grudniu i są to bardzo optymistyczne, a zatem bardzo mało realne szacunki. Szczególnie że na dzień, kiedy powstaje ten tekst (7 lipca), nadal nie podpisano umów ramowych.
Zdecydowanie bardziej prawdopodobne wydaje się, że produkcja zajmie kilka miesięcy, grawerowanie miesiąc lub dwa (a nawet dłużej), a transport także może się opóźnić, bo statki nie będą czekać na dostawę laptopów z fabryk, ale mają określone terminy wypłynięcia i może zdarzyć się, że od wyprodukowania notebooków do rozpoczęcia transportu morskiego miną kolejne dwa tygodnie, a po drodze są jeszcze ferie zimowe. W takim bardziej pesymistycznym, ale i naszym zdaniem bardziej realistycznym scenariuszu, urządzenia mogą trafić do uczniów dopiero w lutym przyszłego roku, czyli na drugi semestr.
Zabezpieczenia przed sprzedażą laptopa dla czwartoklasisty
Wiemy też, że rodzice nie mogą sprzedać laptopa przez okres pięciu lat od jego otrzymania, więc można było zakładać, że rząd wprowadzi jakieś sensowne zabezpieczenia przeciw takim praktykom. Jak wygląda to w rzeczywistości?
W teorii, zgodnie z zapisami ustawy, Minister Cyfryzacji jest uprawniony do przeprowadzenia kontroli i postępowania pokontrolnego w celu weryfikacji przestrzegania przepisów ustawy.
Ministerstwo planuje jednak wdrożenie rozwiązań prewencyjnych uniemożliwiających legalną sprzedaż laptopa:
- formalne – w umowie przekazania komputera przenośnego dla ucznia projektowane są zapisy obligujące rodzica ucznia do odpowiedzialności za sprzęt,
- fizyczne – na obudowie komputera znajdą się trwale naniesione oznaczenia projektu, w ramach którego sprzęt zostanie zakupiony, co jednoznacznie wskaże jego pochodzenie,
- systemowe – stworzona zostanie centralna baza numerów seryjnych sprzętu, która umożliwi weryfikację sprzętu.
Zacznijmy od grawerunku. „Laptopy, które jesienią trafią do czwartoklasistów zostaną wizualnie oznaczone, by udaremnić wszelkie próby spieniężenia sprzętu” - zapowiadał minister cyfryzacji Janusz Cieszyński, dodając: „Zgodnie z zapowiedziami, zadbamy o zabezpieczenie sprzętu i interesu dzieci. Każdy laptop będzie miał wygrawerowany specjalny znak z orłem w koronie, a także naklejkę z logo Unii Europejskiej. To znacznie utrudni próby sprzedaży takiego sprzętu”.
Grawerunek w postaci orzełka i napisu Rzeczpospolita Polska zostanie umieszczony wewnątrz obudowy laptopa (czyli w pustej przestrzeni pod klawiaturą) – po lewej lub po prawej stronie gładzika. Wygrawerowany znak i napis muszą być czytelne dla odbiorcy i wyraźnie widoczne. Oprócz tego "zabezpieczenia", laptopy zostaną oznaczone zgodnie z wymogami Komisji Europejskiej, która oczekuje, że w widocznym miejscu – na klapie laptopa – zamieszczona będzie naklejka z logo UE i informacją o tym, że komputery zostały zakupione ze środków Krajowego Planu Odbudowy. „Będziemy szeroko informować o istnieniu tego zabezpieczenia, żeby udaremnić wszelkie próby spieniężenia sprzętu, który powinien pomagać dzieciom” - podkreślał Cieszyński.
Sama umowa przekazania też nie wydaje się być skutecznym straszakiem i zdecydowanie lepiej spisywać może się tu centralna baza numerów seryjnych sprzętu, która umożliwi weryfikację sprzętu. To może zniechęcać potencjalnych nabywców do zakupu takiego urządzenia, o ile będzie on miał w ogóle świadomość, że komputer pochodzi z programu laptopów dla czwartoklasistów.
Naszym zdaniem rząd wykazuje się tu dużą naiwnością, sądząc, że takie środki sprawią, że sprzedaż laptopów będzie niemożliwa lub będzie zniechęcać co bardziej „przedsiębiorczych” rodziców. Tym bardziej że w ustawie nie są określone żadne kary dla osób, które taki laptop zdecydują się sprzedać lub odkupić (choćby w komisie), ale być może doprecyzowane będzie to w umowie podpisywanej z rodzicami. Niemniej jednak, część osób zapewne nie będzie na to zważać i zacznie się kombinowanie, a pozbycie się takiego grawerunku zapewne nie będzie trudne (oklejanie, szpachle modelarskie do plastiku czy wymiana całego palmrestu - na chińskich portalach zakupowych nie brakuje tego typu ofert). Ba, nie zdziwimy się, jeśli rozwinie się "podziemny biznes" usuwania oznaczeń i paserstwa laptopów, bo jak wiadomo Polacy potrafią być zaradni w takich kwestiach.
A może jednak bon?
Poza tym, co z osobami, które posiadają już lepszy komputer dla dziecka? Co prawda komputera nie trzeba przyjmować, ale nie oszukujmy się, nieskorzystanie z takiej okazji wydaje się bez sensu. To trochę jak z 500+ pobieranym przez wszystkich, nawet tych, którzy tego nie potrzebują. W takich przypadkach laptop będzie więc najpewniej bezużyteczny, bo będzie leżał nieużywany, czyli pieniądze wyrzucone w błoto. Dlatego, jak już wspominaliśmy, wydaje się, że lepszym rozwiązaniem byłoby zastosowanie podobnego rozwiązania, jak z bonami dla nauczycieli, którzy od nowego roku szkolnego otrzymają 2500 zł na zakup laptopa do pracy. Można było w ten sposób dać większą elastyczność rodzicom, którzy za pomocą bonu celowego mogliby kupić zamiast laptopa inny potrzebny sprzęt (np. drukarkę, skaner czy e-czytnik).
Postawić trzeba też pytanie, czy nie lepiej byłoby wyposażyć w nowy sprzęt placówki edukacyjne, bo w wielu miejscowościach komputery w szkołach bardziej nadają się do muzeum niż do nauczania. Tym bardziej że laptopy mają służyć do użytkowania zarówno w domu (do celów edukacyjnych oraz rozwijania ich pasji i zainteresowań), jak i w szkole. Tym samym, zamiast kupić nowy lepszy sprzęt do szkół, z którego korzystać mogłyby wszystkie roczniki (nie tylko czwartoklasiści), robimy prezent wielu osobom, które takiego wsparcia nie potrzebują. Takie laptopy, razem z innymi dodatkowymi programami, jak aktywna tablica (wyposażenie sal w monitory interaktywne), z pewnością zwiększyłyby zainteresowanie uczniów i wyniosły edukację na wyższy poziom. Pytanie tylko, czy nasz system edukacji i kadra są na to gotowe?
Minister chwali się jednak, że doposażenie uczniów i nauczycieli w laptopy to elementy trwającego procesu transformacji cyfrowej szkół. „Zapewniamy zaplecze infrastrukturalne (w tym dostęp do szerokopasmowego internetu w ramach Ogólnopolskiej Sieci Edukacyjnej), laptopy dla uczestników procesu edukacyjnego (uczniów i nauczycieli) oraz dostęp do szkoleń podnoszących kompetencje cyfrowe nauczycieli. W ramach Krajowego Planu Odbudowy będzie realizowana także inwestycja C2.2.1 pn. Wyposażenie szkół/instytucji w odpowiednie urządzenia i infrastrukturę ICT w celu poprawy ogólnej wydajności systemów edukacji. Zaplanowano w niej m.in. wyposażenie sal lekcyjnych w szkołach w połączenie LAN czy utworzenie laboratoriów sztucznej inteligencji (AI) oraz laboratoriów nauk przyrodniczych, technologii, inżynierii i matematyki (STEM) w szkołach”. Brzmi to super, tylko ciekawe, ile potrwa i czy te priorytety nie zmienią się, kiedy np. nauczyciele zaczną strajkować, walcząc o podwyżki.
Wielu specjalistów podkreśla też bezzasadność powszechności tego programu, wskazując, że powinien być on raczej celowy, skierowany do potrzebujących, ale tutaj rząd jest konsekwentny i podobnie jak w przypadku innych programów socjalnych kieruje środki do wszystkich, co pozwala zdobyć przychylność szerszego elektoratu (nawet tego zamożniejszego).
Najlepsza oferta, czyli ASUS ExpertBook B1502CBA
Udało nam się ściągnąć do testów laptop, który uzyskał najwyższą ocenę w przetargu ministerstwa, czyli słynny ASUS ExpertBook B1502CBA, który x-kom zaproponował w swojej ofercie. Nie będziemy się tu silić na pełnoprawny test laptopa, ale mieliśmy okazję go sprawdzić, więc możemy opisać nasze wrażenia z użytkowania, w tym przedstawić jego zalety i wady.
Notebook to dość typowy biurowy sprzęt z tego budżetu, choć za te pieniądze można kupić lepszy (o czym za chwilę). Otrzymujemy więc w całości plastikową obudowę w granatowo-stalowym kolorze, ale samo wykonanie urządzenia nie budzi zastrzeżeń - zawiasy wydają się solidne, a sprzęt otrzymał nawet militarny certyfikat MIL-STD 810H3, niemniej mamy spore wątpliwości, czy byłby w stanie przetrwać upadek z wysokości biurka.
Klawiatura nieco się ugina pod naciskiem, a choć układ klawiszy nie wymaga od nas ekwilibrystyki, to jednak pisanie na niej nie należy do najprzyjemniejszych, bo klawisze są zbyt lekkie (mają zbyt mały opór), więc mamy wrażenie, że nasze palce się na nich zapadają. Co więcej, wszystkie oznaczenia na nasadkach to zwykłe naklejki, co budzi uzasadnione obawy o ich trwałość. Jeśli chodzi o głośniki i kamerkę internetową, to wypadają one przeciętnie (płaski dźwięk pozbawiony basu i zniekształcony przy wyższych głośnościach oraz zaszumiony obraz), ale to praktycznie standard w tego typu laptopach.
Specyfikacja ASUS ExpertBook B1502CBA | |
---|---|
Ekran | 15,6" 1920 x 1080 pikseli 60 Hz IPS |
Procesor | Intel Core i3-1215U |
Pamięć RAM | 8 GB pamięci DDR4-3200 |
Grafika | Intel Iris Xe |
Nośniki1 | 512 SSD M.2 |
Łączność | Wi-Fi 802.11ax, BT v5.2 |
Bateria | 39 Wh |
Wymiary | 362 x 223 x 19,9 mm |
Waga | 1,7 kg |
System | Windows 11 Home 64-bit |
Cena | 3299 zł |
Ekran jest w porządku. Zastosowano tu matrycę WV (odpowiednik IPS), dzięki czemu kąty widzenia są szerokie, a rozdzielczość (1920 x 1080 pikseli) jest odpowiednia do zastosowanego ekranu. Oczywiście odwzorowanie kolorów jest kiepskie, co jest typowe w tym budżecie, a niska jasność potrafi dawać się we znaki.
ASUS ExpertBook B1 B1502CBA otrzymał jednak całkiem bogaty zestaw portów, bo do dyspozycji mamy: dwa USB typu A (jedno 2.0, drugie 3.2 Gen1), dwa USB typu C (te służą też do ładowania), wyjście HDMI, gniazdo RJ45 i złącze słuchawkowe Combo Jack (3,5 mm), powinno więc obejść się bez przejściówek i adapterów.
Jeśli zaś chodzi o wydajność, to także jest przeciętnie, bo lepsze wyniki uzyskał choćby testowany przez nas niedawno laptop MSI Modern 15, który jest o 500 zł tańszą opcją od modelu ASUSa. Czas pracy na baterii też nie zachwyca, bo w teście PCMark 10 laptopa uzyskał niecałe 7 godzin przy jasności ekranu na 50% (co w tym przypadku oznacza naprawdę ciemny ekran). Niemniej jednak w normalnym codziennym użytkowaniu ExpertBook B1 spisuje się bez zarzutu i do celów edukacyjnym jest w pełni wystarczający, a pochwalić trzeba tu z pewnością szybki dysk SSD (PCIe 4.0 w budżetowym wydaniu), poprawiający responsywność systemu.
Koniec końców to porządna maszyna, ale…
Podsumowanie
Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że program laptopów dla czwartoklasistów był pisany na kolanie, bez konsultacji ze specjalistami i rozbudowywany w momencie pojawiania się kolejnych wątpliwości i pytań w mediach (a wciąż jeszcze brakuje wielu konkretów!), byle tylko dało się go zrealizować jeszcze przed nadchodzącymi wyborami i z pewnością będzie mocno akcentowany w kampanii.
Żebyśmy się jednak dobrze zrozumieli, nie mamy żadnych wątpliwości, że jest to wartościowy program, który może być szansą dla wielu dzieci, szczególnie z biedniejszych rodzin. Ale właśnie dlatego wydaje się, że lepiej było zabrać się za niego wcześniej albo odłożyć go do przyszłego roku (choćby drugiego semestru nowego roku szkolnego), bo wyzwania logistyczne, produkcyjne i brak doprecyzowania pewnych kwestii sprawiają, że może okazać się po prostu klapą. Co więcej, wydłużenie przetargu (a raczej rozpisanie nowego) pozwoliłoby zapewne na przedstawienie korzystniejszych ofert cenowych, z gwarancją na 5 lat, a tym samym niemarnowanie w takim stopniu pieniędzy podatników.
Przy tworzeniu tak dużego projektu warto było najpierw zorganizować szerokie konsultacje z udziałem środowisk edukacyjnych i specjalistów z branży IT
Poza tym, przy tworzeniu tak dużego projektu warto było najpierw zorganizować szerokie konsultacje z udziałem środowisk edukacyjnych i specjalistów z branży IT (m.in. sprzedawców i dystrybutorów, a także przedstawicieli producentów), którzy określiliby realne wymagania i aspekty gwarancyjne oraz przedstawicieli firm odpowiedzialnych za oprogramowanie (jak Microsoft i Google, aby wyznaczyli wspólne cechy systemów) i dopiero w oparciu o nie rozpisywać przetarg. A tak można odnieść wrażenie, że to projekt pisany jedynie pod polityczny cel, za który wzięły się osoby, które nie do końca znają branżowe realia.
Przez to "laptopy" wyglądają jak zwykła kiełbasa wyborcza, wymyślona obok takich pomysłów, jak 800+, darmowych autostrada czy tanich kredytów hipotecznych "2%". I nie ma wątpliwości, że to podatnicy ponownie zapłacą za to rozdawnictwo. Na sam koniec musimy wspomnieć jeszcze o osobie Janusza Cieszyńskiego, który wielokrotnie był cytowany w tym artykule, gdyż jest ministrem cyfryzacji odpowiedzialnym za realizację tego programu. Pomimo młodego wieku (35 lat), ma on już całkiem bogatą karierę polityczną.
Wcześniej pełnił w rządzie rolę wiceministra zdrowia i w trakcie pandemii był m.in. odpowiedzialny za zakup respiratorów. Z zamówionych i opłaconych prawie w całości urządzeń do Polski dotarła tylko część, a i te sprzęty okazały się wadliwe. NIK skierował zawiadomienie do prokuratury po zbadaniu procedury ich zakupu przez Ministerstwo Zdrowia i choć ta umorzyła sprawę, to jednak sąd skierował ją do ponownego rozpatrzenia. Trudno więc się dziwić, że minister Cieszyński, realizując teraz znacznie większy zakup, nie budzi powszechnego zaufania.
Wracając jednak do samych laptopów, nie ma praktycznie żadnych szans, aby uczniowie otrzymali je na początek nowego roku albo nawet we wrześniu i należy zdawać sobie z tego sprawę. Cały proces może przesunąć się na końcówkę roku ( o ile wszystko pójdzie zgodnie z planem, czyli komputery zostaną dostarczone pod choinkę lub nawet początek przyszłego. Co więcej, aby uniknąć takiej sytuacji w przyszłym roku, wkrótce powinien wystartować przetarg na laptopy dla czwartoklasistów z rocznika (2024/2025), więc radzimy rządzącym przyspieszyć cały proces i nie czekać na okres po wyborach (choć w obliczu kampanii raczej nikt nie zaprząta sobie tym głowy). I polecamy się na przyszłość, jeśli chodzi o doradztwo w zakresie wymagań technicznych notebooków, bo branża komputerowa naprawdę wie lepiej.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Rozdawnictwa ciąg dalszy. Oto jak absurdalny jest projekt laptopów dla czwartoklasistów [ŚLEDZTWO]