Przyznam szczerze, że zostałem pozytywnie zaskoczony zainteresowaniem, jakie wywołał wpis na temat mylących parametrów w specyfikacjach monitorów. Postanowiłem więc kontynuować temat. Tym razem na wokandę trafiają notebooki i oznaczenia komponentów zainstalowanych w tychże. Tutaj problem jest nawet ciekawszy, bo wynika nie tyle z frywolnej interpretacji możliwości sprzętu, co z szafowania oznaczeniami kojarzonymi z topowymi podzespołami dla komputerów stacjonarnych. W efekcie człowiek niezaznajomiony z tematem może się naprawdę boleśnie przejechać... Na co zatem należy uważać?
Procesory
Na pierwszy ogień idą procesory. Od razu nadmienię, że AMD pozwoliłem sobie pominąć nie z powodu ignorancji, ale kompletnego braku wysokowydajnych CPU dla notebooków w bieżącej ofercie. Intel przez lata przyzwyczaił nas do dzielenia procesorów Core na trzy podgrupy: i3 z dwoma rdzeniami i czterema wątkami, i5 z czterema rdzeniami i czterema wątkami oraz i7 z czterema rdzeniami i ośmioma wątkami. Niewątpliwie jest to bardzo czytelna nomenklatura, tyle tylko, że w przypadku laptopów kompletnie się nie sprawdza. Mobilny Core i7 w skrajnych przypadkach może być nawet odpowiednikiem desktopowego Core i3.
Weźmy za przykład układy reprezentujące najnowszą 7. generację, Kaby Lake. Model Core i7-7500U to procesor oferujący de facto dwa rdzenie z HT, odróżniający się od desktopowych Core i3 jedynie zwiększoną z 3 do 4 MB pamięcią Cache L3 i obecnością trybu Turbo Boost. Dopiero model Core i7-7700HQ jest faktycznym Core i7, choć posiada o 2 MB pamięci podręcznej mniej od pełnowymiarowego pobratymca, Core i7-7700K. Informuje o tym literka "Q" zaszyta w oznaczeniu. Dla dociekliwych - "H" oraz "U" także mają swoje ukryte znaczenie. Pierwsza z literek świadczy o wykorzystaniu obudowy BGA, co z kolei przekłada się na procesor przylutowany do płyty, nieumożliwiający wymiany. Druga zaś towarzyszy jednostkom niskonapięciowym, ultramobilnym. Warto dodać, że w przeszłości przewijała się ponadto literka "M" oznaczająca wymienialny chip w obudowie PGA. Aktualnie jednak Intel takich CPU nie produkuje.
Sprawa odblokowanego mnożnika jest pozornie jasna, świadczy o nim oczywiście literka "K". Tym niemniej Niebiescy znów musieli troszkę namieszać. Na logikę wydawałoby się, że odblokowany powinien zostać najwyższy model w hierarchii, Core i7-7920HQ. Tyle tylko, że logika nie ma tutaj nic do rzeczy, bowiem jedynym procesorem 7.generacji do notebooków umożliwiającym O/C jest o 200 MHz niżej taktowany Core i7-7820HK. Co ciekawe, obydwa te układy posiadają 8 MB Cache L3 - czyli wreszcie stanowią pełnoprawny ekwiwalent stacjonarnego Core i7.
Przechodząc do analizy tańszych modeli, sytuacja wygląda łudząco podobnie. Core i5-7200U to dwurdzeniowiec z czterema wątkami i tylko 3 MB pamięci trzeciego poziomu, co oznacza, iż jest to de facto Core i3 - ale rozszerzony o wsparcie dla Turbo Boost, którego żaden CPU tej klasy nie posiada, włącznie z odblokowanym Core i3-7350K. Jeśli chcecie kupić czterordzeniowego Core i5, musicie zainwestować w model Core i5-7300HQ. Ten niespodziewanie posiada 6 MB L3, a więc dokładnie tyle, ile desktopowy Core i5-7600K.
A jeśli na kimś ten bałaganik wciąż nie robi wrażenia, to producent ma w zanadrzu jeszcze jedną niespodziankę. TDP dwurdzeniowego, mobilnego Core i5 w wersji "U" wynosi 15 W, jednak tylko pod warunkiem, że model posiada okrągłe oznaczenie liczbowe, np. Core i5-7260U. Kiedy tylko w ostatnim rzędzie cyfr znajdzie się siódemka, współczynnik cieplny rośnie do 28 W. Z odblokowanymi, czterordzeniowymi wersjami jest równie ciekawie. Core i7-7300HQ posiada TDP na poziomie 45 W, podobnie jak Core i7-7700HQ czy Core i5-7440HQ. Niemniej równolegle istnieje Core i5-7442EQ z TDP ściętym do 25 W. Efekt jest taki, że względnie łatwo mają tylko użytkownicy zainteresowani Core i3.
I na koniec prawdziwa perełka w całym tym bajzlu. Weźmy za przykład procesory Pentium 4405U oraz Pentium N4200. Niższa liczba wyraźnie sugeruje mniejszą wydajność, a jeśliby dodać do tego fakt, że model N4200 jest czterordzeniowy, rodzi się już totalna konsternacja. Tyle tylko, że Pentium 4405U oferuje dwa rdzenie w architekturze Skylake, natomiast Pentium N4200 to wybitnie energooszczędny Apollo Lake z TDP równym 6 W. Który z nich jest rzeczywiście szybszy, widać wyraźnie.
Karty graficzne
Pomyślicie sobie teraz najpewniej, że gorzej być nie może. Paradoksalnie, z kartami grafiki jest gorzej. Nvidia dopiero w bieżącej generacji, Pascal, zaczęła stosować się do desktopowej nomenklatury - a i od tego są wyjątki, choć zdecydowanie mniej bolesne w skutkach. Konkurencyjne AMD, na nasze nieszczęście, wciąż politykę odmiennego nazewnictwa praktykuje. Tak, zdaję sobie sprawę, że wynika to częściowo z niemożliwości umieszczenia w notebooków najwydajniejszych chipów, przez co marketingowcy wymuszają przesunięcie oznaczeń - bo przecież flagowemu laptopowi nie wypada posiadać GPU klasy średniej. Jednakowoż w ten sposób bardzo, bardzo łatwo się naciąć.
Z Pascalem, jak już wspomniałem, większych problemów nie ma. Wyróżnia się tylko GTX 1070, który w implementacji laptopowej posiada 2048 jednostek cieniujących zamiast 1920, by zrównoważyć zrzucone zegary. Poza tym widzimy wszędzie różnice w taktowaniach. Jest nieźle. Tym niemniej cały czas popularny, z racji ceny, Maxwell to już inna para przysłowiowych kaloszy. Lwią część line-upu stanowią karty Maxwell 1-gen, odpowiedniki desktopowego GTX 750 Ti, podczas gdy to, co znamy z desktopów jako seria 900 jest Maxwellem 2. generacji wprowadzającym m.in. HDMI 2.0. Niespodziewanie w zestawieniu występują też Fermi, pamiętające jeszcze czasy świetności serii 400 oraz 500 - ale stosowane później w low-endowych kartach, takich jak te widoczne w tabeli.
Niech za przykład nieporządku posłuży popularny GTX 960M. Dla przypomnienia - desktopowy GTX 960 to pełny układ GM206 w konfiguracji strukturalnej 1024:64:32. Tymczasem wariant dedykowany komputerom przenośnym jest w rzeczywistości akceleratorem GTX 750 Ti legitymującym się wartościami 640:40:16. I tak oto pełnowymiarowy GTX 960 do grania w najnowsze tytuły się całkowicie nadaje, a GTX 960M - niekoniecznie. Jeszcze bardziej przejechać się można na GTX 950M, który w teorii wygląda niczym klon GTX 960M, ale wielu producentów laptopów oferuje go w parze z powolnymi pamięciami DDR3, co całkowicie wyklucza odpalenie wymagających produkcji. Teoretycznym odpowiednikiem desktopowego GTX 960 wydaje się GTX 965M, jednak i tak nie jest do końca. GTX 965M jest bowiem pociętym GM204, rdzeniem z GTX 980 ograniczonym o... połowę. Wydajność jest już niezła, niemniej kwestie ekonomiczne kuleją.
Nietypowo wypadają ponadto oba GTX 980 dla laptopów, gdzie jeden jest faktycznym GTX 980, a drugiemu bliżej do GTX 970. Sam GTX 970M zaś, przy konfiguracji 1280:80:48, jest produktem nieznanym na rynku detalicznym, naturalnie wolniejszym od GTX 970.
U Czerwonych wcale nie jest lepiej, wolnoamerykanka trwa w najlepsze. Radeon R7 M460, którego można posądzać o bliski związek z RX 460, jest w istocie implementacją chipu Topaz w architekturze GCN 1.0, wykorzystywanego wcześniej m.in. w R7 M260. Idąc dalej, procesor graficzny Cape Verde, widoczny w tabeli przy Radeonie R7 M465, pochodzi z serii HD 7730 - 7770. Później pojawia się Bonaire alias HD 7790 i R7 260X. Nawet najwyżej pozycjonowany pośród dostępnych obecnie mobilnych kart AMD, Radeon R9 M485X, powstał wskutek zastosowania konstrukcji ubiegłej generacji, chipu Tonga XT z R9 380X. Do tego dochodzi nieuwzględniona w powyższym zestawieniu ciekawostka. Radeon RX 480M, innymi słowy Baffin XT - 1024 procesory strumieniowe, karta póki co niedostępna dla desktopów, ale wywodząca się z układu stanowiącego podstawę RX 460. Bez cienia wątpliwości wolniejsza od R9 M485X, pomimo nowszej architektury...
Summa summarum chciałbym móc to wszystko jakoś skomentować, usprawiedliwić, ale nie potrafię. Rozumiem doskonale potrzeby piaru, tylko, czy nie poszło to aby o krok za daleko...? Z tym pytaniem Was zostawiam ;)
Pokaż / Dodaj komentarze do: Bałagan w oznaczeniach komponentów do notebooków - czyli dwurdzeniowy Core i7