Znajdujesz się w sekcji Blogosfera. Zamieszczone tutaj materiały zostały opracowane przez użytkowników serwisu, bądź są owocem samodzielnej pracy redaktorów. Redakcja ITHardware nie ponosi odpowiedzialności za treść poniższej publikacji.

iPhone X – remedium dla fanów Apple, czy kamień milowy?

iPhone X – remedium dla fanów Apple, czy kamień milowy?

Stało się. Dokładnie przed dwoma dniami na konferencji w Cupertino oficjalnie przedstawiony został iPhone X, czyli wydawany na 10-lecie serii i wypakowany po brzegi funkcjami smartfon Apple. I muszę przyznać, że jestem w szoku. Nie jest to jednak uczucie wywołane jakąś tajemniczą magią, która jeszcze do niedawna towarzyszyła wielu premierom u tego producenta, a coś zupełnie przeciwnego, zdecydowanie bliższego jękowi zawodu. Co prawda nigdy nie byłem jednym z tych, którzy widzieli w Apple króla innowacji rynku elektroniki użytkowej, ale zawsze podziwiałem u nich zdolność do sprawnego wdrażania i co nawet istotniejsze, sprzedawania masowemu odbiorcy mniej lub bardziej znanych technologii. W rezultacie znaczną część produktów spod szyldu nadgryzionego jabłka mogłem określić mianem rewolucyjnych, bo w doszlifowany sposób dawały to, co konkurencja jedynie starała się liznąć. Z najnowszą słuchawką Amerykanów jest niestety inaczej.

Nie da się ukryć, że rynek smartfonów jest jedną z najszybciej rozwijających się gałęzi branży technologicznej, a to z kolei przekłada się na częste rotacje w zakresie trendów. Bazowa linia iPhone'ów, wliczając w to świeżo zaprezentowaną "ósemkę", nie wypada już tak okazale jak przed laty. Ba, z racji kurczowego trzymania się określonego wzornictwa zaczyna powoli trącić myszką. Kiedy konkurencja zaczynała uciekać w stronę maksymalizacji powierzchni wyświetlacza i redukcji obramowania, Apple konsekwentnie pozostawało przy wielgachnym przycisku u dołu ekranu. I tak można byłoby wymieniać i wymieniać. Nie jest to jednoznacznie złe, czasem warto zachować pewien specyficzny styl. Zwłaszcza w przypadku produktu takiego jak iPhone, który większość kupuje mimo wszystko oczami, kojarząc określoną formę. Ciężko jednak w takim przypadku mówić o nadążaniu za trendami, nie wspominając już w ogóle o ich kreowaniu - co, trochę paradoksalnie, stanowi dla Apple motyw przewodni. Właśnie w tym miejscu pojawia się nadchodzący iPhone X.

Wyposażony w 5,8-calowy ekran OLED o rozdzielczości 2436 x 1125 pikseli, który pokrywa niemalże cały front, telefon wreszcie nawiązuje do współczesnych konstrukcji. Zresztą wystarczy tylko rzucić okiem na Samsunga Galaxy S8 czy LG V30, by szybko określić skalę podobieństw. Dalsza część specyfikacji prezentuje się równie nietuzinkowo. Mamy tu m.in. 6-rdzeniowy procesor A11 Bionic, 3 GB pamięci operacyjnej LPDDR4X, dwie kamery 12 MPX na tyle i jedną 7 MPX na froncie, wodoszczelność według standardu IP67, czy wreszcie modną ostatnimi czasy obsługę szerokiego zakresu dynamiki. O ile powyższe parametry mogą zaimponować z czysto analitycznego punktu widzenia, o tyle w odniesieniu do konkurencji wypadają po prostu wybitnie konwencjonalnie. Analizując temat przez dłuższą chwilę, nietrudno ulec wrażeniu, że w tym przypadku Apple żadnych standardów nie ustala, a po prostu tworzy flagowca na miarę 2017 roku. I kompletnie nic ponadto. No chyba, że ktoś za innowację uważa wyjątkowo nieestetycznie wkomponowany głośnik do rozmów, zaburzający geometrię wyświetlacza.

Siłą rzeczy rodzi się nadzieja, iż firma z Cupertino skradnie serca jakimiś nieszablonowymi funkcjami, ale i tych próżno szukać. Pomysł z Face ID, czyli odblokowanie poprzez analizę trójwymiarowego obrazu twarzy przedstawia się intrygująco, ale to przecież bardziej konieczność wywołana brakiem czytnika biometrycznego niż faktyczny postęp, a i same kamery 3D widzieliśmy już ponad pół dekady temu przy okazji szału na technikę stereoskopowego trójwymiaru. Obsługę gestami z kolei w bardzo podobny sposób realizował BlackBerry OS, bodaj z 2013 roku. No, i słynne już Animoji. Innymi słowy, emotikony tworzone w oparciu o nasz nastrój, a właściwie mimikę twarzy zarejestrowaną przez wspomnianą wyżej kamerę 3D. Ponoć Snapchat zadeklarował się wykorzystać tę funkcję do stworzenia nowych nakładek na zdjęcia, ale bądźmy poważni - to już tylko totalny gadżet, przeznaczony w dodatku dla niezwykle ograniczonej grupy odbiorców. Podobnie zresztą jak obiecane udoskonalenia trybu zdjęć portretowych. I to właściwie tyle. Cały iPhone X w pigułce.

Co jednak najistotniejsze, Apple wszystko to kreuje na jakąś nadspodziewaną rewolucję, żądając za wersję z 64 GB pamięci na dane dokładnie 4979 złotych. Pytanie tylko: gdzie mamy szukać tej rewolucji? Poza wydajniejszym od rywali SoC i będącymi jedynie gadżetem Animoji, iPhone X nie oferuje niczego szczególnego. Wiadomo, zdeklarowani sympatycy marki wyskoczą w triumfalnym geście, mogąc wreszcie kupić słuchawkę ulubionego producenta na miarę współczesnych czasów. Ale co z resztą? Mnie osobiście nie przekonano w choćby najmniejszym stopniu. I nie pomógł nawet spójny ekosystem ze wspólną ładowarką AirPower dla iPhone X, Watch 3 oraz słuchawek AirPods. Dotychczas większość premier Apple kojarzyłem z powiewem świeżości. Tutaj dostaliśmy jedynie powielenie znanych patentów. Na dodatek z pewnym opóźnieniem względem najważniejszej konkurencji i w zauważalnie wyższej cenie, choć to ostatnie akurat zaskoczyć nikogo nie powinno. 

Obserwuj nas w Google News

Pokaż / Dodaj komentarze do: iPhone X – remedium dla fanów Apple, czy kamień milowy?

 0