Wprowadzając mobilną wersję architektury Pascal, NVIDIA szczyciła się, że rozbrat pomiędzy desktopowymi i mobilnymi kartami graficznymi raz na zawsze odchodzi w niepamięć. Mobilne układy miały bowiem zacząć oferować wydajność na poziomie zbliżonym do "większych" odpowiedników, a nie tylko mylnie nawiązywać do ich oznaczeń (jak to jeszcze było w generacji Maxwell, kiedy mobilny GeForce GTX 980M znacząco odstawał nawet od GeForce'a GTX 970). I tak, na początku faktycznie unifikację utrzymywano. Dość powiedzieć, że konsekwencja Zielonych doprowadziła do wyposażenia mobilnej wersji GeForce'a GTX 1070 w 128 jednostek cieniujących więcej, względem odmiany dla komputerów stacjonarnych, by skompensować tym obniżoną częstotliwość zegara taktującego, zapewniając, w konsekwencji, porównywalne osiągi. Mało tego, gdy do sklepów trafiły warianty o dodatkowo skręconych taktowaniach, o obniżonym zużyciu energii, dodano czytelny przyrostek Max-Q je oznaczający. Ale sielanka nie mogła trwać bez końca, i finalnie ktoś, mimo wszystko, postanowił skomplikować nam życie. Jak, zapytacie? Śpieszę z wyjaśnieniem.
Jakoś w połowie zeszłego roku na półki sklepowe trafił GeForce GT 1030, dla komputerów stacjonarnych. Technicznie rzecz biorąc, jest to stricte ekonomiczna konstrukcja, z 384 jednostkami cieniującymi, 24 jednostkami teksturującymi i 16 jednostkami renderującymi, a ponadto niezwykle skromną, bo ledwie 64-bitową magistralą pamięci. Niemniej wciąż mamy do czynienia z architekturą Pascal (rdzeń GP108) i procesem litograficznym klasy 14 nm, czyli, mówiąc kolokwialnie, wszystko gra. Dodam jeszcze tylko, że taktowanie bazowe rdzenia wynosi 1468 MHz, GPU Boost - 1532 MHz, pamięci zaś - 1502 MHz. Niemal równolegle ten sam chip zaczął być instalowany w notebookach. Komuś jednak nie spodobało się czytelne wówczas nazewnictwo, przez co ekonomicznego maluszka przemianowano na GeForce'a MX150, z jedyną różnicą w postaci ilości pamięci graficznej. Podczas gdy wersje desktopowe zostały ograniczone do 2 GB, do urządzeń przenośnych trafiały sporadycznie odmiany z dwukrotnie większą ilością VRAM. Nawiasem mówiąc, osobiście nie wiem w jakim celu, ale jednak. Niemniej wciąż wszystko mogło uchodzić za jasne i klarowne. Fakt faktem zmodyfikowano wyłącznie nazwę, najpewniej w celu uniknięcia niekorzystnego marketingowo i kojarzącego się z low-endem wydźwięku.
Niestety, na tym nie poprzestano. Wraz z nadejściem roku 2018, światło dzienne ujrzały karty GeForce MX130 oraz MX110. Specyfikacje tej pierwszej wydają się zaskakująco zbliżone do GeForce'a GT 1030 (384 SPU, 24 TMU, 16 ROP), tyle tylko, że nie jest to Pascal GP108, ale zauważalnie wolniejszy Maxwell GM108 (proces litograficzny klasy 28 nm), zaczerpnięty od GeForce'a 940MX, o taktowaniu rdzenia 1122 - 1242 MHz. GeForce MX110 jest natomiast przemianowaną odmianą GeForce'a 920MX (256 SPU, 16 TMU, 16 ROP), czyli konstrukcją o wydajności porównywalnej z integrami Intela pokroju UHD Graphics 630, nie wspominając już o Ryzen G. Jakby tego było mało, "ciekawe" rzeczy zaczęły się dziać również w kontekście modelu GeForce MX150. Jak donosi serwis NotebookCheck, na rynku pojawiają się laptopy, np. Lenovo IdeaPad 320S-13KBR, z tym właśnie rdzeniem graficznym, jednak taktowanym zegarem 937 - 1256 MHz. Co oczywiste, są one wyraźnie wolniejsze. Wprawdzie za obniżeniem częstotliwości zegara taktującego podąża redukcja TDP do 10 W, z 25 W, ale nikt o tym w czytelny sposób informować nie raczy. Oznaczenie Max-Q zostało zapomniane.
Podsumujmy, najpierw w generacji Pascal karty mobilne miały być odpowiednikami desktopowych, później ktoś wpadł na pomysł przemianowania GeForce'a GT 1030 na GeForce'a MX150, a teraz ten drugi występuje jeszcze w zauważalnie wolniejszym, a nieoznaczonym w żaden sposób wariancie, o obniżonym zużyciu energii. NVIDIA dysponuje czytelnym oznaczeniem dla takich modeli, Max-Q, ale w tym przypadku z niego nie skorzystano. Do tego pojawiły się GeForce MX130 i MX110, które w ogóle nie są Pascalami, lecz reprezentują starszą architekturę, Maxwell, przez co odstają zarówno na poletku wydajności, jak i efektywności energetycznej. Cóż, miało być czytelniej dla klienta, a nie jest, za to doskonale uśpiono czujność. Tym samym, kupując laptopa, po okresie błogiej beztroski, znów musimy bacznie przyglądać się temu, co dokładnie kupujemy. Nie twierdzę bynajmniej, że różnorodność jest zła. Ekonomiczne grafiki również są potrzebne. Po co jednak robić ludziom bałagan w głowie? Tak, szanowni spece ds. marketingu, do Was mówię...
Pokaż / Dodaj komentarze do: NVIDIA GeForce MX150 oraz MX130 – Uważaj, kupując laptopa