Wiecie, jestem absolutnym fanem kupowania sprzętu, który oferuje najwyższy możliwy stosunek ceny do jakości/wydajności. Nie sztuką jest bowiem zakupić gadżetu za miliony monet, bo wówczas mamy w zasadzie pewność, że nic lepszego na rynku nie znajdziemy, ale warto czasem zrobić krok wstecz i zapytać się, czy czasem – tu skupimy się wyłącznie na smart home – robot sprzątający w znacznie niższej cenie nie będzie ogólnie lepszym zakupem – na przykład pod względem dostosowania jego funkcji do naszych potrzeb. No właśnie, czy robot za 1599 zł jest dziś godny polecenia w porównaniu chociażby z takimi behemotami za 4-5 koła? Okazuje się, że jak najbardziej, ale to ewenement na skalę światową, jednorożec. Poznajcie Dreame D20 Ultra.
Dreame już od jakiegoś czasu udowadnia, że królem w kategorii robotów sprzątających ma zamiar pozostać i nic mu tego stołka nie jest w stanie odebrać. Wysiudał z niego iRobota i broni się rękami i nogami przed innymi producentami klasy światowej. Dreame wie, że jak spocznie na laurach, zastąpi go chociażby Roborock, dlatego co roku praktycznie wydaje na świat usprawnione wersje swojego flagowca – tutaj możesz się zapoznać z testem Dreame X50 Ultra.

Dreame D20 Ultra – specyfikacja
Dreame D20 Ultra to pretendent do miana najbardziej opłacalnego robota sprzątającego w bardziej zjadliwej cenie dla typowego, przeciętnego Kowalskiego. Nowość udowadnia bowiem, że czasy, w których za taką jakość sprzątania i zarządzania płaciło się po trzy czy więcej tysięcy złotych już się skończyły. Ba, ja przypominam sobie czasy, kiedy w tym segmencie producenci nie dorzucali do robota głównej funkcji przy pomocy której robot mógł sprzątać „z głową”, czyli czujnika LiDAR.
Dziś w tym segmencie znaleźć można… uwaga, uwaga… pełny zestaw mopowania, który dwa lata temu był zarezerwowany wyłącznie dla najbardziej wypasionych modeli. Zresztą, to samo widać w urządzeniach hi-end, które co prawda na start potrafią kosztować nawet 6 tysięcy, ale szybko spadają do bardziej akceptowalnych wartości.
D20 Ultra może odkurzać z maksymalną mocą 13 kPa. Posiada zbiornik na kurz o pojemności 320 ml oraz akumulator 5200 mAh, mający wystarczyć nawet na 250 minut sprzątania (oczywiście w najbardziej optymalnych warunkach, bo jak zaczniemy sobie włączać dodatkowe opcje, szybko spada do 100-120 min). Posiada technologię Pathfinder i 3DAdapt, co po rozwiązaniu marketingowych terminów oznacza, że wyposażony został w system mapowania przestrzeni z LDS, kamerę laserową na froncie do omijania przeszkód oraz czujniki spadku podłoża i dywanowy. Na papierze wygląda zatem jak mały brat X50 Ultra.

Najważniejsze w tym robocie jest jednak wyposażenie. Otóż w cenie 1599 zł otrzymacie stację all-in-one, wyposażoną w funkcję opróżniania zbiornika na kurz (w zestawie są dwa worki, więc spokój na jakiś rok) oraz namaczania i suszenia modułów rotujących do mopowania. Dwa odrębne zbiorniki na wodę czystą i zużytą umieszczono w jej wnęce, pod górną pokrywą. System znany wcześniej wyłącznie z najdroższych robotów. Nie ma tu natomiast możliwości podpięcia węży do kanalizacji i pobierania czystej wody jak w pralce. Nie ma tu również miejsca na detergent. Tacka na mopy jest wyjmowalna, więc nie będzie problemów z ręczną konserwacją.
Jak widzicie, nie wspomniałem o trzech rzeczach znanych dzisiaj z hi-endowych robotów, bo ich tu po prostu nie ma. Nie ma wysuwanej kopułki z czujnikiem, który znalazł się w X50 Ultra. Nie ma wysuwanego mopa (do tego jeszcze dojdziemy), ani wysuwanej bocznej szczotki. Nie ma również dwóch, tylko jedną szczotkę główną no i nie potrafi skakać przez płotki, jak jego starszy brat X50 Ultra. Czy to go zatem skreśla? Wręcz przeciwnie.
Funkcje i aplikacja
Robot myje, tańczy i śpiewa – i to w różnych językach, również po polsku. Cała magia dzieje się natomiast w aplikacji. To tu możemy wcześniej zmapowaną przestrzenią zarządzać, łączyć pomieszczenia, nazywać je, dzielić na sektory, stawiać wirtualne ściany i ustawiać harmonogramy. Możemy się nawet pobawić robotem przy pomocy zdalnego sterowania, ale nie mówcie o tym dziecku, bo się od tego nie oderwie.
Mapowanie przestrzeni mieszkania 54 m2 wyniosło dosłownie pięć minut i choć robot – jak zresztą każdy jeden – popełnił masę błędów przy interpretacji związanej z pokojami, wszystko na spokojnie możemy skorygować w Dreame Home. Tam zresztą, po chociażby poprawnym podzieleniu pomieszczeń i ich nazwaniu, można od razu przystąpić do tworzenia swojego harmonogramu. Najpierw ma wyczyścić kuchnię, bo jaśnie Panowi w salonie będzie przeszkadzać robot? Nie ma problemu. Ma mopować tylko w kuchni, bo w sumie w salonie jest tylko wykładzina? Wedle życzenia. D20 Ultra oferuje wszystkie potrzebne rzeczy.
Do wyboru mamy kilka trybów sprzątania. Jest tylko odkurzanie, tylko mopowanie, odkurzanie z mopowaniem i coś, czego brakowało mi jeszcze nie tak dawno temu, czyli tryb „najpierw odkurzaj, a dopiero później mopuj”. Ten tryb zresztą rozwiązał mankament z ręcznym przypisywaniem, a zatem roboty zyskały na autonomii. Wiecie, połączenie odkurzania z mopowaniem to w praktyce zbieranie się kurzu na mopach i zostawianie go za sobą, tyle że mokrego. Tu czegoś takiego nie uświadczycie.
Omijanie przeszkód
Największy zawód wywołał we mnie system omijania przeszkód. Okazał się być bowiem bardzo okrojoną wersją z tego, co zaprezentowało Dreame w modelu flagowym, czyli X50. D20 Ultra w zasadzie nie myli się tylko przy większych obiektach, takich jak buty, ale przy starciu z kablem z konektorem jack 3,5 mm nie miał już żadnych szans, po prostu się w niego zaplątał i wymagał ręcznej interwencji. Nieco lepiej wypadł przy wykrywaniu luźnych skarpet, ale tylko nieco, bo efekt ostateczny jest dokładnie taki sam – robot wjeżdża na skarpety i ciągnie je ze sobą. Iskierka nadziei się jednak pojawiła, bo na początku te skarpety faktycznie wykrył i próbował ominąć, ale ma ewidentnie jakieś martwe pole, przez które ich nie widzi, jeśli za bardzo się zbliży. Cóż, nie można mieć wszystkiego, dlatego przed sprzątaniem warto usunąć wszystkie rzeczy.
Wszystko jednak należy brać przez pryzmat ceny, bo ta bezlitośnie przypomina, że nie mamy tu do czynienia z segmentem premium, tylko średnim, a nawet powiedziałbym, że budżetowym. Nie tyle co z najtańszym, ale po prostu budżetowym.

Jak odkurza?
Jeśli chodzi o odkurzanie, robot nie zdał testu z mąką rozsypaną na niewielkim dywaniku. Dwa przejazdy w trybie maksymalnego ssania nie wystarczyły, aby pozbyć się wszystkich (widocznych) cząstek tego sypkiego produktu, ale nie jest też tak, że w ogóle sobie z tym nie poradził. Zostały dosłownie drobiny.
W bardziej rzeczywistych testach test zdał jednak śpiewająco. Co prawda szczotka nie poradziła sobie z niewielkim sznurkiem, ale już z sierścią kota, kurzem i typowym dla gospodarstwa domowego brudem jak najbardziej. Zdarza mu się odrzucać co większe elementy na bok, jak chociażby żwirek dla kota, ale to już przypadłość wszystkich robotów, a nie tylko D20 Ultra.
Ogólnie zatem bardzo pozytywnie oceniam kwestię sprzątania. Na optymalnych dla mojej przestrzeni ustawieniach (standard, przejazd dokładny), robot zdał egzamin. Nie wiem tylko, dlaczego podczas odkurzania on… stuka. Wydaje po prostu dźwięk stukania, tak jakby się do jego wnętrza dostał jakiś plastikowy element, choć zakładam że akurat z moim egzemplarzem było coś nie tak.
Na ustawieniu cichym, robot generuje komfortowe 52 dBA, mierzone mikrofonem referencyjnym UMIK-1 w odległości jednego metra od samego robota w linii prostej przed nim. Standardowy to już 56 dBA, a na najwyższym natężenie wzrasta do 69 dBA. 70 dBA to maksymalna zanotowana wartość, podczas opróżniania zbiornika na kurz. Jest typowo dla robotów sprzątających, ogólnie.

Jak mopuje?
Dochodzimy w końcu do rzeczy, która jeszcze nie tak dawno była zarezerwowana wyłącznie w robotach klasy premium, czyli mopowania. Wiecie, rok czy dwa lata temu roboty za jakieś 1500 zł miały przyczepiony do „tyłka” kawałek szmatki z mikrofibry, dodatkowy pojemnik na wodę o pojemności kilkuset mililitrów i wsio – macie mopowanie. W praktyce wypadało to po prostu źle, a o autonomii, nawet jej części, nie było mowy.
Dreame odpaliło (choć nie jako pierwsza marka na rynku) system mopowania z dwoma rotującymi modułami, a one są najzwyczajniej w świecie znacznie lepszym rozwiązaniem. Takowe widzimy co prawda w robotach za nieco ponad tysiaka, ale nie w połączeniu ze wspomnianą autonomią. Otóż dzięki zaawansowanej stacji all-in-one, gdzie te mopy są namaczane, a dodatkowo myte i suszone, wypada to znacznie, ale to znacznie lepiej. Do nas należy wyłącznie wymiana zbiornika na zużytą wodę i dolewanie świeżej, od czasu do czasu schylając się do wnęki w celu sprawdzenia stanu zabrudzenia tacki.
No i jak to na taki właśnie system przystało, sprawdza się dużo lepiej niż zwykła szmatka. Tutaj w porównaniu do X50 Ultra mop co prawda nie wysuwa się poza obręb robota, by dotarł do listew, ale Dreame postanowiło pójść na kompromis. Otóż stworzyli algorytm, przez który robot sobie sam dojeżdża tyłem do takich listew, wygląda to jak jakiś taniec i faktycznie się sprawdza, nawet mając na uwadze, że dłużej to zajmuje.
Standaryzowany test z wylaną kawą zdał i to już na ustawieniach domyślnych, czyli standardowy poziom namaczania i pojedynczy przejazd. Zresztą, zweryfikowałem to białymi ręcznikami papierowymi po wyschnięciu. Ani jednego zabrudzenia.
A, i jeszcze jedno: tak, umycie i ponownie namoczenie nakładek mopujących może się odbywać zarówno w trybie automatycznym, jak i po przemyciu określonej liczby metrów kwadratowych oraz w tym, czego brakowało mi we wcześniej testowanym modelu eureka J15 Pro Ultra, czyli „umyj pomieszczenie X i wróć po czystą wodę żebyś mógł umyć pomieszczenie Y”. Miodzio.
Dreame D20 Ultra - ocena i opinia
Dreame D20 Ultra to nie jest robot idealny, absolutnie, ale zalety w tej konkretnej cenie to magia, na którą stać naprawdę nieliczne marki. To dowód, że da się stworzyć robota lepszego od innych, którego funkcje były dotychczas zarezerwowane wyłącznie w segmencie premium i nie żądać za to milionów monet. Stacja bazowa z funkcją opróżniania zbiornika to dziś już standard, ale standardem nie jest stacja, która dodatkowo myje i suszy moduły do mopowania, swoją drogą też nie tak dawno temu zarezerwowane wyłącznie do segmentu wysokiego, a wcześniej jedynie premium.
Ja czekam, aż Dreame, a to tylko kwestia czasu i jestem o tym przekonany, dorzuci do takiego robota za 1500 zł system nawigacji znany z topki, który nie będzie już mylił się przy omijaniu przeszkód. Świetne mopowanie jest, odkurzanie w rzeczywistych warunkach jest, zaawansowana stacja jest, znakomita aplikacja i język polski są. Teraz czas na dorzucenie AI lub usprawnienie obecnego systemu i konkurenci będą mieli poważny problem... tylko co wówczas stanie się z hi-endem? Ode mnie zasłużone 9/10 oraz odznaczenie opłacalność.
Ocena Dreame D20 Ultra
Dreame D20 Ultra - Opinia
Dreame D20 Ultra - Zalety:
- Doskonały stosunek ceny do możliwości
- Dobre odkurzanie i mopowanie
- Wysoki poziom autonomii
- Zaawansowana stacja bazowa
- Ogromna liczba funkcji i ustawień w aplikacji Dreame Home
- Aplikacja i powiadomienia w języku polskim
- Pojemny akumulator
- Łatwość konserwacji
- Cisza (na ustawieniu cichym)...
Dreame D20 Ultra - Wady
- ... wysoki hałas (na ustawieniu Maks.)
- Robot ma trudności z omijaniem mniejszych przeszkód
Cena na dzień publikacji: 1599 zł (kup w sklepie Dreame)

Pokaż / Dodaj komentarze do: Recenzja Dreame D20 Ultra. Oni chyba dopłacają do tego interesu