Ród Smoka to najlepsze co spotkało Grę o Tron od czasów... Gry o Tron

Ród Smoka to najlepsze co spotkało Grę o Tron od czasów... Gry o Tron

Pierwszy odcinek Rodu Smoka już za nami i choć w komentarzach opublikowanych przed premierą pojawiły się wyrazy niezadowolenia dotyczące przede wszystkim postaci, ogólny odbiór przeszedł najśmielsze oczekiwania twórców… których osobiście nie miałem żadnych. Bardzo ostrożnie podszedłem do nowej Gry o Tron i atakowany zewsząd tematami „wojny kulturowej”, muszę stwierdzić, z czystą przyjemnością na szczęście, że pierwszy odcinek Rodu Smoka już po dosłownie dwudziestu sekundach wywołał znane uczucia podróżowania po Westeros. Byłem niczym alkoholik wąchający whiskey po dwudziestu latach abstynencji. Oto bowiem godny następca klasyki gatunku, który ma ogromne szanse naprawić zszargane niegdyś imię.

Wyśmienity start Rodu Smoka, który ponownie wprowadza nas do świata Westeros. Nie jest jednak idealny...

Tak, właśnie z tego względu, że ósmy (niektórzy dodadzą do tego siódmy, a jeszcze inni dodatkowo szósty i piąty, ale wiecie o co chodzi) sezon Gry o Tron był tak zły, że sam nie miałem absolutnie żadnych oczekiwań i nawet nie czekałem na tak agresywnie przecież reklamowany prequel. Jasne, coś tam pobrzdąkało w reklamach i mediach społecznościowych, spojrzałem kilka razy na trailery i… stwierdziłem, że to nie jest Gra o Tron. Postaci faktycznie jakieś takie nijakie, z niepasującymi im kompletnie, wklejonymi na siłę perukami i… w trakcie ich oglądania zadałem sobie jedynie jedno pytanie – gdzie są te wszystkie gwiazdy?

Pierwsze koty za płoty? Niekoniecznie

Cóż… to moja największa bolączka, jeśli chodzi o pierwszy odcinek Rodu Smoka - aktorzy. Paddy Considine odgrywający rolę Viserysa nie ma aktualnie podejścia do Marka Addy’ego (Roberta Baratheona), a tym bardziej do tak uwielbianego przez wielu Seana Beana (Eddarda Starka), który według wielu użytkowników własnoręcznie podbił na początku bardzo słabą oglądalność. To samo tyczy się żeńskich postaci, które muszą przecież mierzyć się ze znakomitą w Grze o Tron Leną Headey (Cersei Lannister).

Lubić można natomiast Deamona odgrywanego przez Matta Smitha, choć konkurencja w postaci Iwana Rheona (Ramsay’a Boltona) i tym bardziej Jacka Gleesona (Joffrey’a Baratheona) jest równie ogromna. Peruka mu w tym definitywnie nie pomaga. Zastrzeżeń nie mam jedynie do jednej, jedynej postaci w Rodzie Smoka – Milly Alcock, odgrywającej rolę młodej Rhaenyrii Targaryen. Wyszła znakomicie!

Subiektywne odczucia na temat.. nieco kiepskich aktorów odgrywających swoje role odchodzą jednak na dalszy plan i to już po pierwszych trzech minutach trwania odcinka. Muzyka została bowiem stworzona przez samego Ramina Djawadi’ego, który przypomnę, był głównym twórcą ścieżki dźwiękowej do oryginalnej odsłony Gry o Tron. I tak, natychmiast wręcz czuć, że swoje palce maczał w tym wszystkim Ramin.

Daemon Targaryen

Zamieszał on nieco w garnku, ale wyraźnie czuć wszystkie wrzucone do niego wcześniej przyprawy. To oznacza, że wykorzystał on znany i uwielbiany motyw dźwiękowy Targaryenów (a właściwie smoków jednej Targaryenki) i brzmi wyśmienicie. Od strony muzycznej, Ród Smoka to po prostu Gra o Tron. Absolutny majstersztyk. Na szczęście nie musicie się obawiać tego, że „oklepane” schematy tutaj dominują, bynajmniej. Przez zdecydowaną większość odcinka przebija się oryginalność, która jedynie wzoruje się na znanych dźwiękach. Miszmasz taki nie rani uszu, a jedynie lekko łechta nasz hipokamp, którego neurony aż błagają o kolejne połączenia. Ramin po prostu wie, co robi. Na liście moich zmartwień jest uplasowany najniżej.

Na szczególną uwagę zasługują również ujęcia, dobór kolorów, „miękkość obrazu”, montaż i cała scenografia, choć przyczepić można się faktycznie do scen walki, gdzie kiepska choreografia maskowana jest licznymi cięciami. Pierwszy sezon oryginalnej Gry o Tron, pomimo tego, że jak na tamte czasy prezentował się naprawdę dobrze, miał ze wspomnianymi wcześniej rzeczami niemałe problemy. Tutaj natomiast widać wylewający się z ekranu budżet i choć za CGI Ród Smoka nagrody aktualnie nie zdobędzie (pomimo tego, że to nadal wysoki poziom), bo przyczepić się można do niskiej jakości smoczków, reszta prezentuje się znakomicie. Znacznie lepiej od Wiedźmina, do którego przecież podchodziłem równie sceptycznie – i słusznie zresztą.

Poprawność polityczna? Nie na mojej „warcie”

W sieci aż dudni od negatywnych komentarzy sfrustrowanych fanów Gry o Tron i tych, dla których mieszanie z błotem popularnych rzeczy należy do codzienności – tak po prostu, bo są anonimowi i brakuje im w życiu zajęcia. Szczerze powiedziawszy, przed przystąpieniem do seansu sądziłem, że ludzie ci mają rację. Że Ród Smoka będzie poprawną politycznie papką, jaką serwują nam teraz giganci z branży. Na szczęście się mylili – i to bardzo. Nie ma tutaj absolutnie żadnej wzmianki w tym temacie. Nawet najmniejszej, która faktycznie spowodowałaby uniesienie jednej brwi. Żadnych na siłę wklejonych wątków. Żadnych politycznie poprawnych bzdur.

Lord Corlys Velaryon

Zamiast tego otrzymałem solidny wstęp do nowej-starej, opowiedzianej już przecież kilka lat temu historii. Wysokiej jakości dialogi przyćmiewają wady aktorów - a raczej moje przyzwyczajenie do znanych gwiazd Gry o Tron, bo tak naprawdę ci „nowi” aktorzy grać potrafią bardzo dobrze. Mało tego, nie zachodzi tutaj rażąca w oczy teleportacja, do której chcieli nas przyzwyczaić D&D w siódmym i ósmym sezonie GoT, choć po części wynika to z wybranego miejsca akcji. Wszystko jest zbite w jeden, zrozumiały przekaz. Są intrygi, są silne postacie, zarówno męskie, jak i żeńskie, jest przemoc, jest nagość i są smoki, czyli dokładnie to, za co widzowie pokochali Grę o Tron. Za historię dla dorosłych, którzy mają dosyć tego, że dana wytwórnia boi się opowiadać z życia wyjętych historii o tyranii ludzi, chciwości i innych, ludzkich grzechach, które widoczne są w społeczeństwie nawet po piętnastu wiekach od rozpoczęcia średniowiecza.

Bałem się natomiast jednego… czarnoskórego aktora, którego na plan wrzucili tylko dlatego, że… i tu cytat - „...nie chcemy pokazywać na ekranie kolejnej bandy białych ludzi”. Tego, jak chore jest to zdanie nie trzeba chyba tłumaczyć prawda? Wszak takim podejściem jesteśmy w kinematografii wręcz bombardowani z każdej strony. I wiecie co? Gdyby twórcy napisali po prostu, że aktor odgrywający rolę Corlysa Velaryona ma tak duży talent, że grzechem byłoby go nie dorzucić do całej tej paczki, nie byłoby żadnej afery – no może nie dla tych miauczących przeciwników wszystkiego, wojowników w mediach społecznościowych, którym na widok czarnoskórej osoby drętwieją ze złości ręce. Ale nie… musieli wejść na tematy różnic rasowych. MAM TO GDZIEŚ! Steve Toussaint w ogóle mi tutaj nie psuje odbioru całości i tak, mam świadomość tego, że ludzie z Valyrii powinni być biali. Gra najzwyczajniej w świecie dobrze, choć na ekranie widzimy go dosłownie przez kilkadziesiąt sekund, więc z wydaniem opinii na temat jego potencjalnego talentu się wstrzymam.

Ostrożnie z tym, to może nie wypalić

Ktoś może zarzucić pierwszemu odcinkowi wyjątkowo agresywną schematyczność, bo jest uderzająco wręcz podobny do tego, co oglądaliśmy przez ostatnie kilkanaście lat i... będzie mieć rację. Widok dokładnie odwzorowanej części King’s Landing, gdzie Cersei i Jaimiego zasypano kilkoma cegłami (brr…) czy sali tronowej, tylko z innymi aktorami pachnie, a właściwie śmierdzi mi tym, że twórcy bardzo ostrożnie podeszli do sprawy przedstawienia nam w pełni oryginalnego i świeżego świata. I wiecie co? Mam to gdzieś.

King's Landing

Ród Smoka to jest prequel, a nie coś kompletnie nowego. To nie jest naprędce skręcony wymysł HBO, bo twórcy chcieli kolejny raz zarobić. Kasa im się po pierwszym odcinku po prostu należy. Prawie 10 milionów użytkowników na premierowy odcinek w samych Stanach Zjednoczonych i bardzo pozytywny odbiór na portalach tematycznych tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że ludzie po prostu chcą ponownie wejść do świata R.R. Martina. Są głodni dobrego fantasy i chcą dać szansę prequelowi.

To, co mi się nie podoba, to zero-jedynkowość przedstawionych nam postaci. Deamon zły, Viserys słaby, Rhaenyra idealna. Nie podoba mi się to, że Daemona Targaryana twórcy kreują na sadystycznego, zero-jedynkowego antagonistę, którego z miejsca mamy nienawidzić. W pierwszym odcinku Rodu Smoka nie poznaliśmy tak naprawdę jego „drugiej strony”, owszem, ale wygląda mi on na typowego złoczyńcę, którym kierują jedynie negatywne żądze bez wskazania, dlaczego on je w ogóle posiada. Czy jest on sadystycznym, pragnącym władzy, płytkim człowiekiem, któremu będzie uchodzić na sucho wszystko czego się tknie? Miejmy nadzieje, że nie i tę iskierkę podtrzymują fakt, że ma go dość nawet jego własny brat oraz innych kilka rzeczy, o których nie będę teraz pisał – za dużo spoilerów.

Solidny start odgrzewanego kotleta?

Tak, tak. Wspomniana wcześniej schematyczność może razić w oczy. Razić mogą też te niepasujące, białe peruki na głowach aktorów i jakaś taka nie do końca wytłumaczalna sztywność, która nijak ma się tego, co zaprezentowały „gwiazdy” oryginału. Może razić to, że showrunnerzy zmieniają napisaną już przecież historię Valyriańczyków i to, że czarnoskóry Velaryon bezpośrednio przeczy wizji stworzonej przez R.R. Martina. Doczepić się tutaj można do naprawdę wielu rzeczy, ale jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że to dopiero pierwszy odcinek, pilot w zasadzie, widać tutaj ogromny wręcz potencjał.

Targaryen

Tak, jaram się jak córka Stannisa. Jak czarodziejki w Novigradzie. Moja miłość do Westeros nie przyćmiewa jednak tego, co stało się w oryginalnym show. Nie przyćmiewa też wad pierwszego odcinka Rodu Smoka. Ostrożnie podejdę zatem do oglądania kolejnych epizodów, ponieważ w myślach nadal siedzi mi latająca Arya Stark, a przecież taki jest koniec. Pokazany, choć nie napisany. Zniszczony przez dwóch samolubnych „artystów”, którzy zakopani w słonecznej Kalifornii myślą, że cały ciągnący się za tym smród w końcu wywietrzeje. Północ jednak pamięta i tak szybko nie zapomni.

7/10

Obserwuj nas w Google News

Pokaż / Dodaj komentarze do: Ród Smoka to najlepsze co spotkało Grę o Tron od czasów... Gry o Tron

 0