Sniper Elite 5 - Recenzja. Gra o snajperze, który wcale nie musi strzelać

Sniper Elite 5 - Recenzja. Gra o snajperze, który wcale nie musi strzelać

Sniper Elite 5 to miejscami gra przestarzała, miejscami irytująca, a przy tym... niesamowicie wciągająca. Studio Rebellion znów oddało celny strzał.

Brytyjski producent opanował tworzenie gier ze snajperem w roli głównej do mistrzowskiego poziomu. W każdej kolejnej odsłonie Sniper Elite oferuje więcej tego samego, jedynie przyprószając znane mechaniki szczyptą nowości. Ale chyba nie można mieć o to pretensji. No, bo jak mieć pretensje, jeśli za każdym razem otrzymujemy "symulator strzelca wyborowego", przy którym trudno bawić się źle. Jedyne uwagi, jakie mogę mieć w przypadku Sniper Elite 5, to takie, że zamiast kłaść się spać zgodnie z planem, ślęczałem z padem w dłoniach i wybijałem kolejnych nazistów ze snajperki albo inaczej, wszak gra daje nam dużo swobody.

Sniper Elite 5 daje jeszcze więcej swobody, jest jeszcze bardziej różnorodny i chyba wciąga jeszcze bardziej niż poprzedniczka. Ale twórcy wciąż mają nad czym pracować.

Sniper Elite 5 ponownie przenosi nas na front drugiej wojny światowej, ale tym razem pozwala zwiedzić Francję. Powodem do złożenia wizyty w tej części Europy jest tajemnicza Operacja Kraken. Wcielając się po raz kolejny w Karla Fairburne'a, musimy rozpracować plany nazistów, a następnie pokrzyżować je, pozostawiając za sobą całe wysypisko pokonanych w taki czy inny sposób żołnierzy. Podobnie jak poprzedniczki, "piątka" prezentuje wojnę w dosyć luźny, czasem wręcz humorystyczny sposób. Trzecią Rzeszę przedstawiono karykaturalnie, a dobiegające z głośników komentarze - nasze czy przeciwników - wywołują czasem uśmiech na twarzy. Także otoczenie wywołuje pozytywne emocje. Przedstawiona przez Rebellion Francja jest pełna uroku i ślicznych krajobrazów. A poziom o nazwie Akademia Szpiegów to majstersztyk.

Rozgrywka podobna, ale jednak inna

Rozgrywka w Sniper Elite 5 pozornie nie różni się zbytnio od tego, z czym mieliśmy do czynienia do tej pory, ale w praktyce twórcy nieco namieszali. W efekcie gra przypomina mi hybrydę z serią Hitman. Każda plansza to swego rodzaju sandbox, do którego możemy podejść na różne sposoby. Przysiąść za kamykiem i zacząć eliminować strażników ze snajperki albo zakraść się bocznym przejściem i rozprawić się z nazistami po cichu. Można również nie zajmować się w ogóle zabijaniem albo wręcz przeciwnie, chwycić za karabin i rozstrzelać wszystkich, którzy nam się nawiną na muszkę. Wybór należy do was.

Niezależnie od tego, jaki styl zabawy obierzecie, Sniper Elite 5 powinien stanowić dla was spore wyzwanie. O ile pierwsze misje są dosyć łatwe, o tyle później poziom trudności wyraźnie wzrasta. Plansze stają się coraz większe, a strażnicy coraz liczniejsi. Otwarta walka i wszczynanie alarmów może się dla nas zakończyć tragicznie. No chyba że wykażemy się przy tym wszystkim sprytem, czujnym okiem i pewną ręką. Ale i wtedy nie obejdzie się bez ciągłego zapisywania stanu gry, gdy coś nam się uda i wczytywania, gdy powinie nam się noga. Sprawdziłem i nawet na drugim z pięciu dostępnych poziomów trudności Sniper Elite 5 potrafi sprawić problemy.

Do nawiązania do serii Hitman skłoniła mnie także delikatna zmiana akcentów. Samo strzelanie ze snajperki wciąż sprawia dużo przyjemności (satysfakcja z dobrego strzału z dużej odległości bywa ogromna, a widowiskowe powtórki najlepszych strzałów cieszą oko), ale równie dobrze - jeśli ktoś bardzo chce - można je całkowicie pominąć i poczuć się już niemal zupełnie jak w grze z Agentem 47 w roli głównej. Poza tym twórcy wprowadzili element, nazwijmy go, przygodowy. Czasem musimy trochę poeksplorować, a kiedy indziej rozwiązać prostą łamigłówkę. Sniper Elite 5 może być taką grą, jaka wam się marzy - "symulacją snajpera", efektowną strzelanką, skradanką, zabawą w eksplorację... ale najwięcej frajdy daje, gdy wymieszamy ze sobą wszystkie te elementy.

Tym bardziej że twórcy dali nam naprawdę dużo możliwości. Na każdej planszy znajdziecie wiele kryjówek, w których możecie się zaczaić albo przeczekać największe poruszenie w szeregach wroga. Karl Fairburne potrafi majsterkować, wywoływać sztuczne alarmy, wskakiwać i wyskakiwać przez okna, wspinać się po winoroślach czy zjeżdżać na tyrolce. A w ekwipunku nosi nie tylko trzy rodzaje broni (karabin snajperski oraz dwie dodatkowe - do cichego zabijania albo do otwartych konfrontacji), ale także dodatkowe gadżety, takie jak granaty, butelki czy miny. Granat pomoże rozwalić pojazd albo całą grupę strażników. Butelką odwrócimy uwagę nazistów. A dzięki tym ostatnim stworzymy nawet całe pole minowe, na którym żaden niemiecki okupant nie będzie czuł się bezpiecznie. Sprytnym zachowaniem jest także pozostawianie granatów przy zwłokach wyeliminowanych strażników. Gdy tylko ktoś zainteresuje się leżącym na ziemi kolegą... bum!

Snajpera skoki w bok

Jak na sandboksa przystało, Sniper Elite 5 można ukończyć, biegnąc po linii prostej, od zadania do zadania, ale szkoda tak do tej gry podchodzić. Autorzy przygotowali cały szereg aktywności pobocznych, związanych m.in. z eliminowaniem prominentnych nazistów czy wysadzaniem w powietrze nazistowskich instalacji. Zawsze było to dla mnie źródło dodatkowej, przedniej zabawy, a przy okazji możliwość zdobycia bonusowych punktów doświadczenia. Autorzy pomyśleli bowiem o prostym systemie rozwoju, podzielonym na trzy sekcje: walka, sprzęt oraz ciało. W każdej z nich znajdujemy dziewięć przydatnych umiejętności, pozwalających zwiększyć udźwig, poprawić wytrzymałość bohatera czy wydłużyć czas działania skupienia podczas mierzenia ze snajperki. Ulepszać można także broń, korzystając z rozmieszczonych tu i ówdzie stołów warsztatowych. Warto się w to zaangażować, bo przykładowo taka wymiana lufy czy wylotu w karabinie może znacząco poprawić jego efektywność.

Kampania dla pojedynczego gracza to nie wszystko, co zawarło Rebellion w Sniper Elite 5. Jeszcze przyjemniejszym sposobem eksterminowania nazistów jest kooperacja, w której stajemy do walki ramię w ramię z drugim, żywym snajperem. Jeśli dobierzecie się w parę z dobrym znajomym, powinniście być zachwyceni. W grze pojawiła się także opcja Inwazja Osi, pozwalająca dołączyć do rozgrywanej właśnie kampanii innego gracza (albo dwójki graczy) i zapolowanie na niego po przywdzianiu niemieckiego munduru. Oczywiście także my w każdej chwili możemy stać się potencjalnymi ofiarami. Gdy inny gracz rozpocznie polowanie na nas, zobaczymy stosowny komunikat. W takiej sytuacji pozostaje nam jedynie wzmożona czujność oraz poszukiwanie aparatu telefonicznego, dzięki któremu poznamy pozycję przeciwnika i będziemy go mogli unicestwić. W Sniper Elite 5 znalazły się także inne opcje sieciowe - Przetrwanie oraz zwykła zabawa wieloosobowa - ale nie mogłem ich sprawdzić, ponieważ testowałem grę przedpremierowo.

Parę rysek na kolbie

Sniper Elite 5 byłoby jeszcze lepsze, gdyby Rebellion poprawiło parę kwestii. Przede wszystkim to, co dolegało już poprzednim odsłonom, a mianowicie sztuczną inteligencję. Przeciwnicy często zachowują się po prostu głupio - dają się zapędzić w kozi róg czy odpuszczają poszukiwania w sytuacji, gdy wiadomo, że Karl Fairburne wciąż żyje. W mojej opinii twórcy powinni poświęcić tej kwestii najwięcej uwagi, pracując nad "szóstką". Wkurzało mnie niemiłosiernie koło ekwipunku, wymagające ode mnie wyjątkowej precyzji, o którą trudno w sytuacji zagrożenia. Często używałem na przykład granatu zamiast bandaża (sic!) albo nie sięgałem po krótką broń odpowiednio szybko. Zaskoczyło mnie także to, że główny bohater stał się w tej odsłonie zwinniejszy niż dotychczas, ale jednocześnie potrafił zrobić sobie poważną krzywdę po upadku z wysokości... około metra. Czasem takie niewinne harce kończyły się utratą ponad połowy paska zdrowia.

Rebellion musi też w końcu zabrać się na poważnie za grafikę w swojej sztandarowej serii. Sniper Elite 5 na PlayStation 5 wygląda przyjemnie, ale to głównie zasługa wysokiej rozdzielczości, 60 klatek na sekundę (o płynności i stabilności animacji nie mogę napisać złego słowa) oraz ogólnej, przyjemnej dla oka estetyki. Z technicznego punktu widzenia gra tkwi jeszcze w poprzedniej generacji. Modele postaci wyglądają i poruszają się sztucznie, a elementy otoczenia, gdy tylko spojrzy się na nie z bliska, rażą brakiem szczegółowości. Wypadałoby dopracować także efekty specjalne, oświetlenie czy cieniowanie. Generalnie obraz w Sniper Elite 5 jest płaski, brakuje w nim głębi. Nie mogę się natomiast przyczepić do udźwiękowienia. Odgłosy towarzyszące wystrzałom są wystarczająco donośne, nazistowscy żołnierze mówią po niemiecku, głos Karla Fairburne'a nie męczy nawet na dłuższą metę (choć jego wypowiedzi brzmią jak wyciągnięte wprost z filmu klasy B), a muzyka stanowi przyjemne tło, przypominając specyficznymi wstawkami, że jesteśmy we Francji.

Strzał w... ósemkę

Sniper Elite 5 mogę polecić z czystym sumieniem każdemu miłośnikowi tej serii, a także każdemu, kto miło spędzał czas przy... Hitmanie. Gra nieco się do niego upodobniła, co wyszło jej na dobre. Autorzy wprowadzili do niej jeszcze więcej swobody i różnorodności, dzięki czemu każdy może ją przechodzić po swojemu, czerpiąc przyjemność z tego, co sprawia mu jej najwięcej. Gdyby nie kiepska sztuczna inteligencja, przestarzała grafika oraz drobne niedogodności, byłbym zachwycony. Niemniej Rebellion oddało kolejny bardzo celny strzał.

Sniper Elite 5


Sniper Elite 5 - opinia:

 Sniper Elite 5 - plusy:

  • Strzelanie z karabinu snajperskiego...
  • ... ale i główkowanie, skradanie i eksploracja
  • Jeszcze więcej swobody i różnorodności
  • Świetna, sandboksowa konstrukcja plansz
  • Kooperacja!
  • Opcja Inwazja Osi (z obu perspektyw)
  • Przyjemne dla oka krajobrazy

 Sniper Elite 5 - minusy:

  • Szwankująca sztuczna inteligencja
  • Przestarzała oprawa graficzna
  • Wkurzające koło ekwipunku

 

Obserwuj nas w Google News

Tagi

GamingGry

Pokaż / Dodaj komentarze do: Sniper Elite 5 - Recenzja. Gra o snajperze, który wcale nie musi strzelać

 0