Na kontynuację gry Wiedźmin 3: Dziki Gon przyjdzie nam jeszcze długo poczekać. O ile w ogóle kiedykolwiek jej doczekamy, bo i to nie jest pewne. Jednak zamiast patrzeć wieczorami w gwiazdy i rozmyślać, co CD Projekt RED mógłby nam zaoferować w czwartej części serii, o wiele lepiej sięgnąć po smartfona i zanurzyć się w wiedźmińskim uniwersum dzięki grze mobilnej The Witcher: Monster Slayer na iOS oraz Androida. Jeśli wolicie, możecie używać polskiego tytułu - Wiedźmin: Pogromca Potworów.
Niektórzy mogliby napisać ironicznie, nawet nieco złośliwie - Pogromca Pokemonów. Produkcja należącego do CD Projektu studia Spokko czerpie garściami z kultowej gry mobilnej Pokemon GO. To chyba pierwsza od tamtej pory propozycja wykorzystująca rzeczywistość rozszerzoną. Podobnie jak tam, zabawa w The Witcher: Monster Slayer zachęca nas, abyśmy sięgnęli po smartfona, wyszli z domu i udali się na poszukiwania stworów. Jednak tym razem nie są to pocieszne pokemony, które łapiemy do pokeballi, a krwiożercze bestie rodem z uniwersum Andrzeja Sapkowskiego i gier CD Projekt RED, które po ukatrupieniu dołączamy do naszej kolekcji trofeów. Oczywiście im więcej chodzimy, tym więcej mamy okazji do polowania. Sztuką nie jest samo zwyciężanie w walkach z maszkarami (choć i te potrafią stanowić nie lada wyzwanie), lecz odszukanie prawdziwie rzadkiego monstrum. Takiego, którym później pochwalimy się znajomym. Jeśli je pokonamy, rzecz jasna.
The Witcher: Monster Slayer (Wiedźmin: Pogromca Potworów) to gra mobilna, którą powinien pobrać i wypróbować każdy miłośnik uniwersum. Produkcja, choć w ogólnym zamyśle inspirowana Pokemon GO, ma do zaoferowania znacznie więcej. I to bez nachalnego systemu mikrotransakcji.
Wiedźmin nie lubi czekać
Nie znoszę w grach mobilnych długich, nudnych wstępów, podczas których twórcy tłumaczą nam zasady zabawy. Spokko w The Witcher: Monster Slayer uśmierzyło ból z tym związany do minimum. Po pierwsze dało możliwość pominięcia samouczka (według mnie śmiało możecie to zrobić), a po drugie od włączenia apki do rozpoczęcia właściwej rozgrywki mija dosłownie parę minut. Już po tych kilku chwilach możemy ruszać w świat na poszukiwania potworów. Jeśli jednak wydaje wam się, że Wiedźmin: Pogromca Potworów to tylko szwendanie się i zdobywanie trofeów, jesteście w błędzie. Spokko wprowadziło do gry znacznie więcej elementów, dzięki którym rozgrywka staje się prawdziwą przygodą.
Przede wszystkim The Witcher: Monster Slayer zawiera fabularne zadania, które nie ograniczają się jedynie do poszukiwania wyznaczonych potworów. Czasem musimy zbadać ślady, innym razem rozwiązać jakąś łamigłówkę, jeszcze częściej zdarza się porozmawiać z NPC-em (są nawet opcje dialogowe). Każdy quest jest inny i do każdego przygotowano animowane wprowadzenie oraz zakończenie. Spokko wykonało mobilnego Wiedźmina z tą samą dbałością o szczegóły, za którą uwielbiamy CD Projekt RED oraz serię gier o Geralcie z Rivii. Począwszy od elementów interfejsu i typografii, a na modelach postaci - w tym monstrów - skończywszy.
Wiedźmin woli walczyć...
Zgodnie z oczekiwaniami jednym z głównych elementów Wiedźmina: Pogromcy Potworów jest walka. Ta polega nie tylko na bezmyślnym wywijaniu mieczem. Przed każdym polowaniem warto się przygotować - zapoznać się bliżej z opisem potwora (dostępnym, jeśli już go wcześniej napotkaliśmy), przygotować eliksiry oraz petardy, nałożyć na oręż odpowiedni olej. A gdy już staniemy twarzą w twarz z monstrum, wywijamy mieczem - srebrnym lub stalowym - przesuwając palcem po ekranie. Z lewej, z prawej, z góry, z dołu, po skosie, szybkie a słabe, powolne a mocne... Pełna dowolność. To nie tylko bezmyślne siekanie, bo każdy stwór jest podatny na inny typ uderzeń. Poza tym możemy w każdej chwili sięgnąć po petardę albo wykonać jeden z wiedźmińskich znaków (igni, aard lub quen), powtarzając wskazany symbol na wyświetlaczu.
Wspomniane eliksiry, petardy oraz oleje powstają poprzez połączenie określonych składników (zdobywanych w walkach bądź na mapie świata) i wymagają odczekania przez nas wyznaczonego czasu - czasem jest to dziesięć minut, czasem godzina. Nie da się tego procesu przyspieszyć, można go jedynie przerwać. Na szczęście czas w grze upływa też po wyłączeniu aplikacji. Gdy produkcja danego przedmiotu się zakończy, otrzymujemy stosowne powiadomienie w smartfonie. Jest to system, z którego wręcz musimy korzystać. Eliksiry poprawiają naszą siłę bądź pozwalają identyfikować potwory znajdujące się w okolicy, a oleje podwajają liczbę obrażeń zadawanych danej grupie monstrów. Bez wzmocnień czasem trudno zwyciężyć, nieważne jak dobrze wymachiwalibyśmy mieczem.
... i stawać się coraz lepszym
A to wciąż nie wszystko. W The Witcher: Monster Slayer znalazł się także całkiem bogaty system rozwoju, przywodzący na myśl RPG-a. Pokonując stwory, zdobywamy doświadczenie i awansujemy naszego wiedźmina na kolejne poziomy. Otrzymujemy wówczas punkty, które możemy przeznaczyć na rozwój umiejętności podzielonych na trzy drzewka: walka, alchemia oraz znaki. Postać można więc personalizować w naprawdę dużym stopniu, a podejrzewam, że z czasem Spokko będzie wprowadzać nowe zdolności albo rozwijać mechaniki związane z tymi, które są już w grze obecne. A jest przecież jeszcze sklep, w którym kupujemy nowe pancerze czy miecze. Ale o nim więcej za chwilę.
The Witcher: Monster Slayer został wykonany wprost pięknie. W grze witają nas znajome dźwięki, od razu roztaczając wokół nas aurę wiedźmińskiego świata. Polecam zabawę ze słuchawkami w uszach (byle nie na ruchliwej drodze!), bo w klimacie można się wówczas wręcz zanurzyć. Chwaliłem już wcześniej animacje, modele postaci czy elementy interfejsu, więc nie będę się powtarzał. Dodam tylko, że gra działa bardzo płynnie i chyba nie przycięła mi się ani razu. Co prawda testowałem ją na dobrej klasy smartfonie (Samsung Galaxy Note 20), ale jeśli macie tańsze urządzenie, nie musicie się przejmować. Spokko przygotowało opcję obniżenia jakości grafiki, dzięki której odpalicie Wiedźmina: Pogromcę Potworów nawet na budżetowym telefonie. To rozwiązanie przydatne także wtedy, gdy obawiamy się zbyt szybkiego drenażu baterii. Procent naładowania akumulatora spada tutaj bowiem bardzo szybko. The Witcher: Monster Slayer wymagania względem smartfona ma więc całkiem spore. Jeśli chcecie czerpać maksimum satysfakcji, polecam grać na przynajmniej średniej klasy urządzeniu i nosić przy sobie pokaźnego powerbanka.
Nie ma wiedźmina bez blizn
Czy debiutancka produkcja studia Spokko jest pozbawiona wad? Absolutnie nie. Poza wspomnianym, wysokim zużyciem baterii jednym z minusów jest sklep, w którym za zdobywane podczas starć i questów monety kupujemy nie tylko zbroje czy miecze, ale choćby także eliksiry. Niestety ceny są w nim tak wysokie, że nawet na dość podstawowy zestaw wspomagający nas w walce musimy się sporo napracować. Możemy też sięgnąć po kartę kredytową i kupić wewnętrzną walutę za złotówki, ale obawiam się, że chcąc grać w The Witcher: Monster Slayer dużo, będziemy musieli wydawać dużo. Zbyt dużo. Tak więc zastanawiam się, czy w grze z czasem nie pojawi się to, co prędzej czy później pojawia się niemal w każdej mobilnej produkcji free-to-play - wybór pomiędzy mozolnym grindem a częstym sięganiem do portfela. No, ale może CD Projekt i Spokko rozsądnie ten aspekt wypośrodkują. Na pewno mogę stwierdzić, że podczas moich kilkunastu godzin spędzonych z grą mikropłatności nie były nachalne. Co będzie później - zobaczymy.
Ponadto uważam, że Spokko powinno rozbudować The Witcher: Monster Slayer o dodatkowe treści związane z wiedźmińskim uniwersum. Grając w Wiedźmin 3: Dziki Gon, przyzwyczaiłem się, że zawsze mam sporo do przeczytania i dowiedzenia się o uniwersum. W produkcji studia Spokko tego rodzaju zawartości jest moim zdaniem zbyt mało, a teksty, które się w nim pojawiają, wydają się gorszej jakości niż te z trzeciej części trylogii o Geralcie z Rivii. Przydałaby się też dodatkowe funkcje sieciowe, zachęcające do interakcji z innymi graczami. Wyobrażam sobie, że wirtualni wiedźmini mogliby się ze sobą spotykać, wymieniać przedmiotami, dzielić się wiedzą o monstrach, a nawet wspólnie na nie polować.
The Witcher: Monster Slayer - podsumowanie
Jednak uważam, że The Witcher: Monster Slayer już teraz - w dniu premiery - jest grą, której nie powinien pominąć żaden miłośnik przygód Geralta. Produkcja studia Spokko wciąga od pierwszej minuty i sprawia, że czasem chce się wyruszyć na polowanie nawet pomimo niezbyt atrakcyjnej pogody. A gdy uda się dorwać rzadkie monstrum, satysfakcja jest naprawdę duża. Pochwała należy się twórcom także za to, że nie wydali na świat kopii Pokemon GO, tylko grę znacznie bardziej rozbudowaną - z zadaniami fabularnymi, mechaniką craftingu, systemem rozwoju postaci, szczegółowo opisanymi potworami oraz dynamiczną, a zarazem taktyczną walką. "Kieszonkowy Wiedźmin" to bez mała udany debiut. Pobierajcie i ruszajcie na polowanie!
The Witcher: Monster Slayer (Wiedźmin: Pogromca Potworów)
The Witcher: Monster Slayer – plusy
- Wiedźmiński klimat odczuwalny od pierwszej minuty
- Zróżnicowane i atrakcyjnie przedstawione questy fabularne
- Obszerny, różnorodny i szczegółowy bestiariusz
- Crafting, rozwój postaci i sklep dające ogrom możliwości
- Wciągająca mechanika walki, łącząca dynamikę z taktyką
- Przydatna opcja oszczędzania baterii poprzez obniżenie jakości grafiki
The Witcher: Monster Slayer – minusy
- Przesadnie wysokie ceny w sklepie
- Przydałoby się więcej zawartości dla fanów uniwersum...
- ... oraz rozbudowane funkcje społecznościowe
Pokaż / Dodaj komentarze do: The Witcher: Monster Slayer (Wiedźmin: Pogromca Potworów) - recenzja