Polski sklep G2A zajmujący się pośrednictwem w sprzedaży kluczy do gier od tygodnia znajduje się na cenzurowanym, wydawcy i deweloperzy znów zaczęli wyrażać swoje opnie na jego temat, sugerując graczom, by lepiej już ściągnęli pirata niż kupowali gry z tej strony, sugerując tym samym ich wątpliwe pochodzenie. Po tym jak firma ponownie próbowała się tłumaczyć, że prowadzi swój biznes zupełnie leganie i zgodnie z zasadami, spłynęło na nią jeszcze więcej krytyki, a powstała nawet petycja zapoczątkowana przez wydawcę No More Robots, który nawoływał, by G2A zaprzestało sprzedaży kluczy do gier indie. Dział PR sklepu zapewne dwoi się i troi w ostatnim czasie, a przy okazji zaliczył kolejną dużą wpadkę, która na pewno nie poprawi wizerunku firmy. Jeden z pracowników G2A rozesłał bowiem po mediach „ciekawą” propozycję, której treść, jak nietrudno się domyślić, trafiła właśnie do sieci.
Jeden z pracowników G2A rozesłał bowiem po mediach „ciekawą” propozycję, której treść trafiła właśnie do sieci.
Ahahaha.
— Thomas Faust (@SomeIndieGames) 8 lipca 2019
No. pic.twitter.com/7hqtxDY3X1
Redaktor Indie Games Plus, Thomas Faust, opublikował na Twitterze mail, jaki otrzymał od G2A, gdzie przedstawiciel firmy prosi o możliwość zamieszczenia napisanego przez sklep artykułu, w którym tłumaczy, że sprzedaż skradzionych kluczy jest praktycznie niemożliwa. Co ciekawe, autor maila twierdzi, że napisany przez nich artykuł jest „bezstronny”, a co wydaje się w tej całej sprawie najbardziej kontrowersyjne, chce on, by tekst został opublikowany jako normalny artykuł i nie został oznaczony jako sponsorowany. „Jest to tylko transparentna ocena problemu odsprzedaży kradzionych kluczy” - czytamy z mailu. Warto podkreślić, że tego typu artykuły według art. 36 Prawa Prasowego „muszą być oznaczone w sposób nie budzący wątpliwości, iż nie stanowią one materiału redakcyjnego”, a tego typu przepisy obowiązują nie tylko w Polsce, ale większości krajów.
G2A odniosło się do zarzutu twórców i zaproponowało rozwiązanie problemu
Co ciekawe, G2A nie zaprzeczyło i nie próbowało bronić całej sprawy, ale zamiast tego zrzuciło winę na pracownika, który rozesłał maile. „Te e-maile zostały rozesłane przez pracownika bez naszej autoryzacji” - czytamy w komunikacie wydanym przez firmę. Tłumaczenie to wydaje się jednak mocno pokrętne, szczególnie w obliczu wiarygodności jaką cieszy się G2A. Sklep przyznał, że wiadomość o przytaczanej treści wysłana została łącznie do 10 mediów, a pracownik, który to zrobił, ponieść ma „surowe konsekwencje”, ponieważ tego typu praktyki są „absolutnie nieakceptowalne”. Nie da się ukryć, że w tej sprawie G2A mogło łatwo wskazać kozła ofiarnego, ale za każdym razem, kiedy firma próbuje się bronić lub poprawiać swój wizerunek, popełnia gafę, która tylko pogarsza sytuację.
Pokaż / Dodaj komentarze do: G2A proponuje mediom publikację "bezstronnego" artykułu