Nawet drobna awaria "elektryka" często kończy się szkodą całkowitą. EV coraz mniej ekologiczne?

Nawet drobna awaria "elektryka" często kończy się szkodą całkowitą. EV coraz mniej ekologiczne?

Samochody elektryczne są często przedstawiane jako ekologiczna alternatywa dla transportu spalinowego, jednak nie wszystko wygląda tak różowo, jak się wydaje. Oprócz większego zanieczyszczenia przy produkcji akumulatorów, oczywistych problemów z możliwością samozapłonu i braku opcji skutecznego gaszenia pożaru, teraz ujawniono kolejny problem, który powoduje, że ciężko mówić o ekologii. Niska podatność na naprawy samochodów elektrycznych powoduje, że nawet drobna awaria często kończy się szkodą całkowitą.

Samochody elektryczne są często krytykowane za to, że ich produkcja jest znacznie bardziej obciążająca dla środowiska niż produkcja samochodu z silnikiem spalinowym. Mimo że nie posiadają niektórych elementów charakterystycznych dla samochodów z silnikami spalinowymi, takich jak właśnie jednostka spalinowa czy duża skrzynia biegów, układ paliwowy i konieczności stosowania niektórych płynów, to mają silniki elektryczne, które wymagają sporej ilości problematycznych materiałów i innych elementów niezbędnych do napędu elektrycznego, który jest zasilany przez akumulator. Jest to duży problem, który stopniowo jest rozwiązywany, ostatnio np. poprzez przejście na LFP (brak kobaltu, niklu itp.) lub sód (który również zastępuje lit). Wprawdzie te „rozwiązania” również obniżają cenę, ale niosą ze sobą inne problemy, głównie niższą gęstość energii.

Naprawa nawet lekko uszkodzonego "elektryka" jest często nieopłacalna i ryzykowna ze względu na akumulator. Ubezpieczyciele wolą wpisać szkodę całkowitą, co sprawia, że stają się one coraz mniej ekologiczne. Średni koszt ubezpieczenia EV w USA jest 27% wyższy niż "spalinówki", a wiele firm zajmujących się EV musi je izolować na wypadek pożaru, którego praktycznie nie da się ugasić.

Niestety, gospodarka cyrkularna reprezentowana przez pojazdy elektryczne nie zawsze jest tak różowa, jak może to wyglądać na papierze. O ile mają one tę zaletę, że większość materiałów można w dużym stopniu poddać recyklingowi (co nie jest do końca prawdą w przypadku paliw kopalnych czy olejów, choć możemy się spierać np. o paliwa syntetyczne), o tyle problem pojawia się, gdy taki EV zostanie przedwcześnie usunięty z cyklu życia i nie spłaci swojego "akumulatorowego długu". Tak właśnie dzieje się w ostatnim czasie.

Kłopot w tym, że nawet przy drobnych wypadkach nikt nie chce podjąć ryzyka naprawy, ze względu możliwość uszkodzenia akumulatora (czy to w efekcie stłuczki, czy też samej naprawy). Naprawa jest w wielu przypadkach bardzo droga, a czasem prawie niemożliwa, co dotyczy np. niektórych nowych Tesli z bateriami 4680. Pakiety z tymi ogniwami tworzą właściwie konstrukcję samochodu, przez co produkcja jest tańsza, ale nieproporcjonalnie droższa w naprawie. I odwrotnie, na przykład Ford i General Motors dali do zrozumienia, że zamierzają w przyszłości poprawić naprawialność akumulatorów. Problem z naprawami dotyczy nie tylko Tesli. Cierpią na niego również nowsze modele m.in. Nissana, Hyundaia, Stellantisa, BMW i Renault.

Oczywiście ma to również inne konsekwencje. Na przykład brytyjska firma Synetiq, która zajmuje się średnio 20 samochodami elektrycznymi dziennie, musi je izolować na wypadek pożaru (w Wielkiej Brytanii jest około 700 tys. samochodów elektrycznych). Inne badanie mówi, że z powodu wspomnianych problemów średni koszt ubezpieczenia samochodu elektrycznego w USA jest o 27% wyższy niż w przypadku samochodu spalinowego. Co prawda, rośnie liczba firm zajmujących się potencjalnymi naprawami baterii, jednak dość sensownym rozwiązaniem mogłoby być udostępnienie danych diagnostycznych dla firm trzecich, co ułatwiłoby sprawdzenie, które ogniwa mogą być uszkodzone i czy rzeczywiście konieczne jest spisanie samochodu na straty.

Obserwuj nas w Google News

Pokaż / Dodaj komentarze do: Nawet drobna awaria "elektryka" często kończy się szkodą całkowitą. EV coraz mniej ekologiczne?

 0