Trump zwalnia półprzewodniki z dodatkowych ceł. Ale tylko na chwilę

Prezydent USA, Donald Trump, wprowadził wczoraj kontrowersyjny pakiet ceł importowych, który uderza niemal we wszystkich głównych partnerów handlowych Stanów Zjednoczonych. Od 5 kwietnia zacznie obowiązywać jednolita stawka celna w wysokości 10% na wszystkie importowane towary, a od 9 kwietnia pojawią się zróżnicowane, często znacznie wyższe stawki celne wobec około 60 państw.

Wprowadzone cła mają według administracji Trumpa „chronić amerykański przemysł i miejsca pracy”, ale wielu ekspertów ostrzega, że posunięcie to może nie tylko zdestabilizować globalne łańcuchy dostaw, lecz także doprowadzić do wzrostu cen elektroniki, leków i surowców – również na rynku amerykańskim.

Cła na wszystko – prawie. Wyjątki z haczykiem

Pomimo szerokiego zakresu nowych taryf, kilka kluczowych kategorii produktów – w tym półprzewodniki, miedź, leki oraz drewno – zostało tymczasowo wyłączonych z nowych obciążeń celnych. Ale, jak przyznał wysoki rangą urzędnik Białego Domu w rozmowie z agencją Reuters, to jedynie cisza przed burzą. Administracja planuje osobne, ukierunkowane taryfy dla sektorów takich jak półprzewodniki, farmaceutyki oraz tzw. minerały krytyczne.

Oznacza to, że choć obecnie chipy komputerowe nie są objęte nowymi cłami, już wkrótce mogą zostać opodatkowane – a wysokość tych przyszłych opłat pozostaje niewiadomą.

Tymczasowy oddech dla firm technologicznych

Obecne zwolnienia dają chwilowy oddech dla amerykańskich gigantów technologicznych takich jak AMD, Nvidia, Broadcom czy Qualcomm, których procesory i układy scalone są produkowane głównie na Tajwanie, w Korei Południowej, Japonii i Europie. Sektory motoryzacyjny i elektroniki użytkowej również mogą jeszcze przez chwilę spać spokojnie.

Jednak eksperci z branży ostrzegają: nowe taryfy, które objęły m.in. import zaawansowanego sprzętu litograficznego z Europy i Azji, już teraz zaczynają wpływać na koszty budowy i modernizacji zakładów półprzewodnikowych w USA. Przykładowo: maszyna litograficzna EUV firmy ASML, która normalnie kosztuje ok. 200 mln dolarów, po nałożeniu cła może kosztować nawet 240 mln. A jej nowa wersja High-NA EUV – aż 456 mln dolarów.

Globalna wojna handlowa 2.0?

Najwyższe cła objęły Wietnam (46%), Kambodżę (49%) i Tajwan (32%), ale nawet kraje sojusznicze, takie jak Japonia (24%), Korea Południowa (25%) czy członkowie Unii Europejskiej (20%), nie uniknęły taryf. Chiny, wobec których obowiązują już wcześniejsze opłaty celne, muszą teraz liczyć się z łączną stawką na poziomie 54%.

Co istotne, wiele firm technologicznych już wcześniej przeniosło produkcję z Chin do innych krajów Azji Południowo-Wschodniej, aby uniknąć starych taryf. Teraz jednak okazuje się, że te manewry były daremne – cła dotkną również Indie (26%), Tajlandię (36%) i inne państwa regionu. Skutek? Wyższe ceny sprzętu elektronicznego w USA i spadek rentowności producentów.

Wyjątki? Tak, ale nie dla wszystkich

Nie wszystkie produkty i państwa zostały objęte nowymi opłatami. Wyjątki dotyczą m.in. surowców, których USA nie wytwarzają w kraju – jak metale szlachetne, krytyczne minerały czy niektóre zasoby energetyczne. Cła nie obejmą też towarów, które już wcześniej były objęte innymi przepisami – np. w zakresie bezpieczeństwa narodowego.

Ostrzeżenie dla rynku – i świata

Trump, który rozpoczął kampanię prezydencką z hasłami „America First 2.0”, chce w ten sposób zbudować obraz obrońcy amerykańskiego przemysłu. Ale eksperci ostrzegają, że jego działania mogą wywołać nową falę globalnej wojny handlowej, w której to USA – paradoksalnie – mogą okazać się jednym z głównych przegranych.

Według prognoz analityków, w najbliższych miesiącach można spodziewać się wzrostu cen elektroniki, ograniczenia dostępności zaawansowanych urządzeń i spowolnienia inwestycji w przemysł zaawansowanych technologii w USA. Dodatkowo – coraz bardziej realna staje się odpowiedź odwetowa ze strony państw objętych nowymi taryfami.