Będąc aktywnym graczem, łatwo stracić poczucie czasu i zapomnieć jak stare są niektóre tytuły. Dzieje się tak także ze względu na jakość, jaką gry osiągnęły choćby dekadę temu. I właśnie dookoła tego tematu się dziś zakręcimy, przyglądając się ponownie produkcjom, które mają już 10 lat na karku. Pamiętacie jeszcze, w co graliście w 2012? Kojarzycie, które tytuły były wtedy najgłośniejsze i najładniejsze?
Weryfikacja faktów może wiele osób mocno zaskoczyć, bo okazuje się, że o większości z tych gier wciąż żywo rozmawiamy i je wspominamy. Oczywiście poza samą nostalgią, w układaniu tego zestawienia głównym kryterium było także to jak dziś trzymałyby się dziesięcioletnie przeboje (albo ile dyskusji by wywołały). Ułożyć taką listę nie było łatwo, bo są na niej wielkie marki Ubisoftu, Rockstara, Blizzarda czy Capcomu. Na szczęście jednak, mniejszym grom też udało się przebić przez te zasieki. Zapraszam na wycieczkę do słodkiej przeszłości:
Najlepsze gry niezależne 2021 roku
10. Diablo 3
Ależ to była… katastrofa. Niedziałające serwery i Dom Aukcyjny wyciągający z graczy drobniaki za lepszy oręż, na stałe odznaczyły się w Diablo 3. Rozgrywka była jednak kolejnym barwnym odświeżeniem idei o chodzeniu po losowych korytarzach i przeklikiwaniu się przez tabuny wrogów. I ta loteria wciąż się podoba maniakom wbijania poziomów i odkrywania coraz to nowych buildów postaci. Diablo 3 to także historia wielu poprawek i prób odkupienia (związanych z późniejszymi wersjami konsolowymi), które finalnie naprostowały tę grę. Dlatego mimo kontrowersji i bardzo trudnej premiery, produkcja Blizzard zmieściła się na liście. Hałasu dookoła niej było bowiem wyjątkowo dużo.
9. Mass Effect 3
Mass Effect to seria, która spina w sobie niemal całą historię generacji PS360, a także sumiennie podsumowuje to co się działo później z EA, poprzez ME: Andromeda. Tutaj skupmy się jednak na zakończeniu epickiej trylogii. Zakończeniu, w którym strzelamy jeszcze więcej i niekoniecznie już dajemy się porwać fabule, która miała zmierzać do niezapomnianego finału (choć w sumie to się udało - był wpadką, o której trudno zapomnieć). Droga ta odbywa się w wyjątkowo wąskich korytarzach, z równie wąskimi wyborami moralnymi.
Wielkie zalety serii zostały tu mocno poszatkowane - wybory jakich dokonaliśmy w ME2 potraktowano bardzo wybiórczo. Co gorsze, epickie zakończenie, na które miała się złożyć tkana latami fabuła, zostało spłycone do trzech opcji wyboru, które ujrzeliśmy chwilę przed napisami końcowymi. Zakończenie to zresztą było potem zmieniane przez Bioware, żeby jakoś udobruchać fanów, przez co wszystko wyszło jeszcze gorzej… ale mimo tej całej goryczy, to wciąż Mass Effect 3 - zwieńczenie wielkiej przygody, w którą wielu tak bardzo chciało wierzyć. Nawet jeżeli z poziomu filmowej epopei spadł do sekcji średniego serialu, z przebrzmiałymi aktorami, to dalej jest to trylogia obowiązkowa.
8. Dragon’s Dogma
Zanim na Zachód dotarł fenomen Monster Hunter, w Japonii seria ta już dawno miała kultowy status. Capcom mimo to próbował sam sobie zrobić konkurencję i testował, w jakie inne kierunki można jeszcze popchnąć RPGi akcji o eliminacji wielkich bestii. I tak powstało wybitne Dragon’s Dogma, odważnie mieszające stylistykę europejskiego, nieco mroczniejszego fantasy z kompletowaniem drużyny i zaciętymi wyprawami po skarby strzeżone przez krwiożercze bestie. Wspinanie się na ich grzbiety, nauka prowadzenia różnych klas postaci i świetnie zbalansowana walka - gdzieś pomiędzy Wiedźminem, MonHunem, a Dark Souls - idealnie wpisały się w gusta graczy czekających na nowe marki i nowe spojrzenie na gry. Dekadę później Dogma wciąż jest świetna.
7. Max Payne 3
Po dwóch wybitnych częściach od studia Remedy nie mogło być łatwo ruszyć taki tytuł. Wbrew pozorom jednak Rockstar nie tylko dostarczył wyjątkowo ciekawą, gęstą i brutalną strzelaninę, ale i jak zwykle popisał się odwagą. Przeniesienie akcji Max Payne 3 do Brazylii i mieszanie jej ze wspomnieniami Maksa, pokazywanymi w stylu noir, to naprawdę mistrzostwo reżyserii. Poza tym należy także docenić ukazanie totalnego stoczenia się naszego bohatera i niesamowicie wyglądający finał, z muzyką, która zostaje w pamięci już na zawsze. Nawet mimo dodanego na siłę trybu multiplayer (takie były czasy, nawet Mass Effect 3 go miał) mamy do czynienia z kompletną grą, którą po prostu wypada przeżyć.
6. Far Cry 3
Moment zwrotny w cyklu Far Cry i wciąż najbardziej lubiana odsłona tej ekscentrycznej strzelaniny. Od tej pory Far Cry to przede wszystkim pełno dzikich zwierząt, kaskaderskich popisów oraz oczywiście główny zły, który kradnie cały show i musi nadrobić swą charyzmą całą resztę postaci. Z czasem koncept ten stał się wtórny, ale… wciąż działa. Far Cry 3 mimo technicznych problemów nadrabiał wszystko pomysłowością, swym szaleństwem i totalną jazdą bez trzymanki. Jedna z najbardziej przełomowych gier dla Ubisoftu, a także dowód na to, że warto iść w “otwarte światy i odbijanie posterunków”, które stały się potem osią tak wielu gier tej firmy… i wielu innych.
5. Borderlands 2
Borderlandsy wylądowały z ogromną siłą na rynku, stając się czołowym przedstawicielem gatunku nazywanego dziś Looter Shooter. Najbardziej dopracowany, najlepszy i najładniejszy odcinek cyklu ma jednak numerek 2. To tutaj udało się ujarzmić sukces oryginału i doskonale go rozwinąć, unikając jeszcze znużenia, które przyniosło The Pre-Sequel, oraz Borderlands 3. Wszystko o tym tytule już zostało napisane, może i jego formuła zdążyła się stępić, ale kto w 2012 nie wpadł w ten co-opowy szał i nie zatapiał się w połączeniu RPG-a akcji z dynamicznym strzelaniem, ten nic nie wie.
4. Forza Horizon
Proszę państwa oto moment zwrotny dla Xboksa. Marka była u progu wielkiego załamania, gdy Don Mattrick wraz z armią popleczników chciał rok później do naszych domów włożyć maszynkę, która nie pozwala na wymienianie się grami na płytach. Kinect był wtedy modny, czołowe tytułu Microsoftu odchodziły w zapomnienie (albo do konkurencji), ale Forza nigdzie się nie wybierała. A dzięki zmianie sposobu zabawy, wprowadzeniu większej dynamiki, pięknego otwartego świata i idei ścigania się w ramach festiwalu Horizon wszystko zaczęło smakować zupełnie inaczej.
Świat mógł tylko zazdrościć takiej gry wyścigowej posiadaczom 360. Tracący pęd Xbox otrzymał najlepszą grę wyścigową - naprawdę dla każdego - i niemożliwym było ją sobie odpuścić. Do dziś jest wspaniałym przykładem wyznaczania nowego kierunku nieco skamieniałym seriom.
3. Spelunky
Nietoperze, węże, ryzykowne skoki i wielkie skarby, w pętli niekończącej się przygody! Spelunky to tytuł generacyjny, wielki, zaznaczający start zupełnie nowej epoki. To integralna część złotej fali tytułów niezależnych, które na dobre przekonały graczy, że nie potrzebują wydawać 250 złotych na trójwymiarowe gry tworzone przez kilkaset osób, by się dobrze bawić. Wystarczy parę dolarów i plik wielkości kilkuset megabajtów, by zapewnić sobie tonę oryginalnej zabawy na długie godziny.
Spelunky zresztą nigdy się nie skończyło, korzystając z podbitego poziomu trudności i wiecznie losujących się platformówkowych poziomów (dziś to brzmi jak coś, co wszystkim się przejadło, dziesięć lat temu było jednak zupełnie inaczej). Do dziś trudno znaleźć grę, która jest tak bardzo elastyczna, gotowa do zmian i przystosowania się do preferencji gracza. Można w niej odkrywać coś nowego praktycznie codziennie. Aż trudno uwierzyć, ile czasu minęło od tej premiery i jak bardzo świat się zdążył zmienić. A Spelunky wciąż jest grane.
2. XCOM: Enemy Unknown
Kosmici napadają na Ziemię, a my musimy pokierować specjalne oddziały do walki z nimi - czasem do stworzenia udanej gry naprawdę nie potrzeba lepszego scenariusza. XCOM śmiało nawiązuje, do scenariuszowych tropów z lat 90. przystosowując je do aktualnych (także dzisiaj) trendów i odbiorców. To po prostu doskonale zrealizowana strategia turowa, pełna polepszania statystyk, która ma dokładnie tyle skomplikowania i wymaga tyle taktyki, by cieszyć się nią mogli także zupełnie nowi w temacie.
Balans między przystępnością a głębią kolejnych starć został tu świetnie zachowany. Wspaniale niszczące się otoczenie robi wrażenie nawet teraz, a łatwość, z jaką obsługuje się całą grę, w połączeniu z jej dynamiczną reżyserią to coś, czego wciąż brakuje wielu przedstawicielom gatunku.
1. Hotline Miami
Wkład gier indie w branżę był ogromny w latach 2009-2012, ustanawiając na dobre nowe porządki i sprawiając, że małe studia zaczęły zabierać uwagę publiki od produkcji molochów pokroju Activision, EA czy Ubisoftu. I najbardziej brutalno-artystycznym dowodem tego twierdzenia był wybuch Hotline Miami. Dwóch szwedów i Game Maker 7 - tyle wystarczyło, by wszystkim szczęki opadły bardzo nisko. Potężna dawka pikselowej krwi tryskającej po zapuszczonych mieszkaniach pełnych domorosłych gangsterów, ćpunów i napompowanych oprychów była brudna, psychodeliczna, niesamowicie wyrazista.
Nikt nie spodziewał się takiej gry i tego, że strzelanina, w której przegrywa się od pierwszego przyjętego pocisku, z widokiem z góry, stanie się symbolem, który wciąż jest nie do ruszenia. Znakomity gameplay ubrany w poetykę brudnej, narkotycznej Florydy, z ogromnymi naleciałościami filmów Davida Lyncha i antysuperbohaterskim sznytem rodem z Kick-Ass - to musiało się udać. A ścieżka dźwiękowa? Żyły wciąż mi podskakują kiedy o niej myślę. Totalny klasyk.
***
Epilog - stworzenie tego topu było wyjątkowo trudne, ze względu na to ile wyjątkowych gier ukazało się w 2012, i każda mogłaby się tu znaleźć z innego powodu. Dlatego, mimo iż do zestawienia weszły najgłośniejsze, to wypada choćby wymienić tytuły, które w pewnym momencie też miały się w nim znaleźć: Binary Domain, Darksiders 2, Catherine, Gravity Rush, Spec Ops: The Line, Fez, Sleeping Dogs, Dishonored, FTL, Journey. Jak widać, mogłoby powstać z nich osobne zestawienie. Cóż to był za rok!
Pokaż / Dodaj komentarze do: Najlepsze gry 2012 - oto w co graliśmy dekadę temu!