Polski rynek PC stoi przed zapaścią. Nadchodzi kryzys bez precedensu


Polski rynek PC stoi przed zapaścią. Nadchodzi kryzys bez precedensu

Niewykluczone, że będziemy świadkami niecodziennej sytuacji na rynku pecetów. Wprawdzie sklepowe półki z notebookami i desktopami będą świeciły pustkami, ale mało kto będzie się tym przejmował, bo… i tak chętnych do zakupu będzie niewielu.

"Obyś żył w ciekawych czasach" – mówi stare chińskie przysłowie i z pewnością właśnie w takich czasach żyjemy, jeśli chodzi o krajowy rynek sprzętu komputerowego. Kto się interesuje, ten wie, że nasz rynek wchłania rocznie ok. 1,5 mln notebooków. Tak było przed rokiem 2020, tak jest obecnie. Nie byłoby w tym nic ciekawego, gdyby nie to, że w latach 2020–2023 sprzedaż roczna wynosiła grubo ponad 2 mln urządzeń. W ciągu trzech lat sprzedano tyle, co zwykle w pięć. Dlaczego tak się stało? Rok 2020 należał do zupełnie wyjątkowych – w konsekwencji pandemii i rozpoczęcia masowego przechodzenia do pracy zdalnej popyt na notebooki wzrósł o ponad 30 proc. Proces ten ewoluował w kolejnych latach, podsycając popyt, a do tego rząd zafundował nam aż trzy programy, które dodatkowo bardzo stymulowały rynek.

Lwia część komputerów aktualnie używanych ma na tyle mocną konfigurację, że będzie ona akceptowalna dla Windows 11.

Przypomnijmy je w największym skrócie: najpierw projekt PPGR – komputery dla dzieci pracowników byłych PGR (160 tys. notebooków), „notebook dla ucznia” (miało być 400 tys., ale program został w trakcie zawieszony i trudno dziś dociec prawdziwej liczby), oraz bon dla nauczyciela (ponad 500 tys. sztuk). Ten ostatni program realizowany jest do końca tego roku i prawdopodobnie 40–60 tys. bonów nie zostanie zrealizowanych. To najlepiej świadczy nie tylko o nasyceniu, co wręcz przesyceniu rynku. Jeśli w tym roku zostanie sprzedanych 1,5 mln notebooków, z czego 10–15 proc. trafi do nauczycieli za sprawą bonu… A do tego w ostatnich latach w Polsce znalazło się niemal 2 mln uchodźców z Ukrainy, z których część również kupowała lokalnie sprzęty takie jak komputery czy smartfony.

Sumarycznie, w latach 2020–2025 na rynek trafiło ok. 11 mln notebooków; do tego należy doliczyć co najmniej milion maszyn poleasingowych. Według nieoficjalnych szacunków stale w użyciu znajduje się co najmniej 7, jeśli nie 9 mln laptopów kupionych przed rokiem 2020. Teoretycznie czas życia notebooka wynosi 4–6 lat, ale są też komputery starsze, z którymi właściciele nie mają powodu się rozstawać. To oznacza, że w rękach polskich użytkowników znajduje się ok. 20 mln notebooków. Jak sprawdzić tę liczbę? Według GUS w tym roku mamy w Polsce 14,7 mln gospodarstw domowych. W wielu z nich komputerów jest tylu, co użytkowników. Do tego dochodzi równoległy świat biznesu, również „na bogato” wyposażony w sprzęt mobilny, oraz wspomniany segment edukacyjny.

To wszystko oznacza, że mało kto ma powody, by w najbliższym roku, czy nawet latach, mieć potrzebę zakupu komputera. Czy to oznacza, że czeka nas jeszcze większy regres niż spadek z ponad 2 mln urządzeń – do czego zdążyli się przyzwyczaić producenci i sprzedawcy – do 1,5 mln? Są argumenty świadczące o tym, że owszem, możemy mieć do czynienia z prawdziwą zapaścią, o takiej skali, że aż strach pomyśleć. Ale są też argumenty przemawiające za tym, że nie będzie źle.

Bon dla nauczyciela okazał się przekleństwem

Jakie argumenty wieszczą gigantyczne spadki? Pierwszy – statystyczny. Jeśli zwyczajowo rocznie w Polsce sprzedawało się 1,5 mln notebooków, to w ciągu dekady rynek wchłonął ich 15 mln. Obecnie, w połowie dekady, mamy 11 mln (nie licząc segmentu leasingowego, który w przeszłości był marginalny). Więc jeśli w ciągu najbliższych 5 lat sprzedaż wynosiłaby rocznie milion, to byłoby to i tak trochę więcej niż kiedyś. A czy może się sprzedawać więcej niż kiedyś? Nie, bo mamy niż demograficzny. W latach 90. było ponad 2,6 mln ludzi młodych, którzy byli potencjalnymi klientami na swój pierwszy komputer. Obecnie to grono zmniejszyło się o ponad milion (według danych GUS z działu: Ludność; Stan i struktura).

Argument drugi to właśnie nienaturalne nasycenie rynku. Nowych potencjalnych użytkowników jest mniej niż kiedyś, zaś ci, którzy posiadają komputer, prawdopodobnie nieprędko będą go wymieniać.

Mało kto ma powody, by w najbliższym roku, czy nawet latach, mieć potrzebę zakupu komputera.

Argument trzeci wreszcie, to nadchodzące – a nawet już obserwowane – podwyżki cen komputerów. Jak wiadomo, w przyszłym roku czeka nas niemała cezura w segmencie procesorów. Nowe układy Intela z pewnością będą droższe od dzisiejszych, a ok. 70 proc. notebooków ma naklejkę „Intel Inside”. Do tego już teraz obserwujemy coraz większe wzrosty cen pamięci, zarówno operacyjnych, jak i SSD. To zjawisko, które rozpoczęło się niedawno, prawdopodobnie potrwa co najmniej rok, jeśli nie ponad dwa. Giganci rynku, tzw. hiperskalerzy, na potęgę wykupują nośniki pamięci w takich ilościach i cenach, że nie starcza ich już dla rynku PC (szerzej pisaliśmy o tym w artykule o hiperskalerach). Już dziś lokalni duzi detaliści, którzy sprzedają zarówno gotowe komputery, jak i komponenty, zastanawiają się, czy sprzedaż luzem pamięci operacyjnych czy dysków nie jest zwykłą rozrzutnością, skoro zaraz może ich zabraknąć do produkcji własnych komputerów, przy których zysk jest dużo wyższy niż marża z komponentów.

Nasz rynek wchłania rocznie ok. 1,5 mln notebooków.

A jakie argumenty świadczą o tym, że popyt na komputery nie ulegnie większym zmianom? Jest jeden tzw. miękki i jeden twardy, oba powiązane ze sobą, oraz jeszcze trzeci. „Miękki” to taki, że jak co roku nastąpi wymiana komputerów, których czas użytkowania dobiegł końca – a w tym roku będzie ich nawet więcej niż zwykle, bo kilka lat temu kupiono ich więcej. Argument „twardy” to zakończenie wsparcia dla Windows 10, który ciągle jest bardzo popularnym systemem, a komputerów korzystających zeń jest na pewno bardzo dużo. Argument trzeci to konstrukcje typu AI PC, które kuszą użytkowników nową funkcjonalnością – i temu argumentowi trudno odmówić racji bytu.

Polacy mają już 20 milionów laptopów

Które argumenty zadecydują o kształcie rynku w najbliższych latach? Tego oczywiście nie wiemy. Ale racjonalnie możemy się do nich ustosunkować. To prawda, że cykl wymiany sprzętu jest wpisany w jego specyfikę. Ale należy pamiętać, że niejeden użytkownik, który w przyszłym roku wymieniłby sprzęt, zrobił to już np. w ramach któregoś ze wspomnianych projektów. Jest też całkiem niewykluczone, że lwia część komputerów aktualnie używanych ma na tyle mocną konfigurację, że będzie ona akceptowalna dla Windows 11.

To oczywiście można podciągnąć pod dywagacje, a rzeczywistość napisze właściwy scenariusz. Ale historia uczy, że jednym z najważniejszych argumentów na rynku IT jest cena. Jeśli za kilka miesięcy komputer, na który użytkownik może przeznaczyć 3,5 tys., będzie kosztował 5 tys. – to będzie czas prawdy. A jeśli chodzi o konkrety, moim zdaniem w tabelkach określających sprzedaż notebooków w 2026 r. będzie liczba nie wyższa niż 1,28 mln sztuk.

Spodobało Ci się? Podziel się ze znajomymi!

Pokaż / Dodaj komentarze do:

Polski rynek PC stoi przed zapaścią. Nadchodzi kryzys bez precedensu
 0