Top 10 największych serii gier – najpotężniejsze marki

Top 10 największych serii gier – najpotężniejsze marki

7. Pokemon (pierwsza odsłona – 1996 r.)

Nikt nie był w stanie przewidzieć rozmiarów tego sukcesu. Niepozorna gra o chłopcu wyruszającym w podróż, by zbierać stworki, zawładnęła młodymi umysłami na całym globie. Perfekcyjna integracja tematu Pokemonów z platformą, na której debiutowały (GameBoy), sprawiły, że gra zaczęła się niesamowicie sprzedawać. A gdy przygotowano na jej podstawie karciankę i serial animowany szał rozpoczął się na dobre. Od tamtych czasów zmieniło się już praktycznie wszystko w branży gier, a Pokemon wciąż jest fenomenem – czy to na Twitchu, czy w formie aplikacji pozwalającej na kolekcjonowanie małych bestyjek podczas codziennych spacerów. A co najważniejsze: Poki cały czas sprzedają kolejne platformy Nintendo. To wciąż jeden z najprzyjemniejszych RPG-ów dostępnych na rynku, wypełniony rozwiązaniami, które bawią młodych i starych. Stopień dopracowania każdej części, to jak wiele jest w niej głębi, jak unikalne są projekty stworków i świata to po prostu mistrzostwo. Miłość i pasja wypływają tu z każdej linijki kodu.

 

6. Assassin's Creed (pierwsza odsłona – 2007 r.)

Najmłodsza seria w zestawieniu, ale za to jaka wydajna. Cykl Assassin's Creed zaliczał wymowne wpadki, a właściwie zaczął się lekkim zawodem, ale Ubisoft bardzo szybko wypracował w nim zwycięską formułę. Pierwsza odsłona czarowała klimatem, druga podkręciła postaci, historię i dodała masę ciekawych misji, a potem już poszło z górki. Czy to części w Paryżu, w Stambule, na Karaibach czy w Egipcie – wirtualna turystyka historyczna nigdy nie była tak ciekawa jak w AC. Trudno się dziwić, że tytuły tak udanie przenoszące na język gier realia książkowych opowieści z gatunku płaszcza i szpady, odniosły wielki sukces. Przecież w pewien sposób losy kolejnych Asasynów to spełnienie fantazji, jaką wszyscy mamy bohaterach, którymi chcemy grać w gry. Silni, sprytni, wybrani przez los i wplątani w wielkie awanturnicze przygody. Klimat, lekkość, czar – nawet zalew wad i mniej udanych rozwiązań gameplayowych nie potrafią tego przysłonić. Szczególne uznanie należy się twórcom za to jak dużo pracy włożyli w to, by w stosunkowo krótkim czasie zbudować jedną z największych i najbardziej wyczekiwanych marek całej branży. Biorąc pod uwagę aspekt produkcyjny, Asasyny to imponujące dzieła gwarantujące dziesiątki godzin zabawy, której nie daje nikt inny.

 

5. Super Mario (pierwsza odsłona – 1985 r.)

Pod względem ważności dla świata gier, niewiele jest produkcji pokroju Super Mario. A tych, które wciąż otrzymują nowe świetne odsłony, mamy jeszcze mniej. Gdy swą premierę miał Nintendo Entertainment System, a wraz z nim Mario Bros. branża była w ogromnej zapaści. Konsumenci stracili wiarę w cyfrową zabawę przez zalew słabej jakości produktów. Nintendo przysłało na białym koniu rycerza z wąsem, który zanurkuje w każdej rurze i zje każdego grzyba. Mario to twarz firmy i całej branży. Tak jak nauczył nas wszystkich, czym są dwuwymiarowe zręcznościówki, tak wprowadził też zupełnie nową jakość w granie w 3D w przełomowym Super Mario 64. Później jeszcze wybił się ponad skalę w Super Mario Galaxy i rozbił bank Super Mario Odyssey. A w międzyczasie wyszła jeszcze tona innych gier z nim roli głównej, choćby na handheldy. Nie wolno też zapominać o jego sportowych wyczynach w tenisie, golfie czy wyścigach gokartów. Wśród bohaterów cyfrowego świata nikt się z nim nie może równać. Seria Mario to kwintesencja zabawy, humoru i przystępności, czyli podwalin, na których zbudowano gigantyczny biznes, jakim są dziś gry. Możliwe, że wciąż znajdują się ludzie patrzący na cykle Nintendo z wyższością, ale co tu dużo tłumaczyć – po prostu nigdy nie mieli okazji ich poznać. To, co wygląda na plakacie jak cukierek dla dzieci, po chwyceniu za pada zmienia się bowiem w generator uśmiechu. A o to w tym wszystkim powinno chodzić.

 

4. Resident Evil (pierwsza odsłona – 1996)

Aktorzy odgrywający horrorową scenkę pokroju kina klasy Z do intro Resident Evil 1 nie mogli wiedzieć, że biorą udział w rodzącym się fenomenie. Rewolucja w grach przygodowych przeprowadzona przez RE w 1996 roku była błyskawiczna i bezprecedensowa. Tytuł Capcomu był prawdziwym dreszczowcem, pełnym realistycznej (tak wtedy myśleliśmy) przemocy, krwi i strachu. Seria okazała się wybitna także pod innym względem – jej niesamowita moc bierze się z umiejętności adaptacji i wyczucia w wyznaczaniu trendów. Po świetnie przyjętych trzech bardziej stonowanych odsłonach przyszła pora na rewolucyjne dla całej branży Resident Evil 4. Ten opracowany z myślą o GameCube (sic!) tytuł wprowadził rozwiązania, na których do dziś polegają gry akcji. Rewelacyjne tempo, prowadzenie kamery i prezentacja słusznie rozbiły bank. W RE5 mieliśmy już cudny tryb kooperacji, a RE7 zmieniło się w grę FPP! A przecież to nie wszystko, bo seria lądowała także na sprzętach przenośnych (wersja RE1 z Nintendo DS jest rewelacyjna), miała multiplayerowe części, a nawet zmieniała się w strzelaninę na szynach. Resident Evil jest po prostu wielką epopeją z zombie, z własną mitologią i herosami. Jill, Leon, Barry, Wesker, Ada, Claire... każde studio sprzedałoby nerkę, by stworzyć tak kultowe postaci. To najlepszy i najbardziej zaskakujący pastisz, jaki dostaliśmy w formie gier wideo.

 

Obserwuj nas w Google News

Pokaż / Dodaj komentarze do: Top 10 największych serii gier – najpotężniejsze marki

 0