Niedawno miała premiera najnowszej odsłony serii Obcy – Przymierze (recenzowałem tutaj). Film, tak jak Prometeusz wywoła(ł) skrajne reakcje, aczkolwiek stanowi spory tematyczny „odjazd” tak od poprzedniej opowieści Ridleya Scotta, jak i filmów z oryginalnej tetralogii. Jaki jest najnowszy Obcy, każdy będzie mógł zobaczyć w kinie samemu. I pamiętajcie, Internet to nie kosmos – w razie czego, każdy usłyszy wasz hejt. Warto może jednak z tej okazji przyjrzeć się grom osadzonym w tym uniwersum, które – tak jak filmowa seria – miały swoje wyboiste momenty. Nieco przewrotny jest fakt, że o ile dwa klasyki – Alien z 1979 r. Ridleya Scotta oraz Aliens z 1986 r. Jamesa Camerona odcisnęły takie niesamowite piętno zarówno na przyszłych pokoleniach filmowców, jak i grach wideo, to niekoniecznie doczekały się tak wielu udanych gier traktujących o morderczych, 3-metrowych biomechanoidach z kosmosu z kwasem zamiast krwi.
Wiele elementów, szczególnie Decydującego Starcia Camerona było i jest nadal nieustannie małpowanych w wielu popularnych seriach gier, od Metroid i Space Hulk przez Call of Duty po Halo. Wydawałoby się, że z tak bogatym i wpływowym materiałem źródłowym, powstanie więcej pamiętnych tytułów opatrzonych tytułem Alien. Tak jednak nie jest i wybranie godnych polecenia produkcji wymaga starannej selekcji. W poniższym zestawieniu przyjrzę się, moim zdaniem, ciekawszym z nich, może przy okazji nakręcą na wizytę do kina na najnowszą odsłonę sagi.
5. Aliens Infestation (Nintendo DS, 2011)
Aliens Infestation to nietypowa w tym zestawieniu produkcja. Prawdopodobnie wielu graczy z racji jej małego rozgłosu i dostępności na, bądź co bądź, egzotycznej w naszym kraju przenośnej konsolce Nintendo DS – zapewne ominęło. Niemniej jednak postanowiłem tytuł ten wyróżnić. Reprezentuje on tzw. gatunek Metroidvania (czyli mieszanka elementów Castlevanii i Metroida), czyli grę eksploracyjną z rozległym, otwartym obszarem gry, który jest podzielony na wiele pomniejszych, ściśle ze sobą połączonych poziomów. Pewne fragmenty są przed graczem zablokowane i wymagają zebrania specjalnego ekwipunku, a więc jesteśmy nieustannie motywowani do szperania po wszelkich zakamarkach.
W tym przypadku błąkamy się na znanym z drugiej części Obcego statku USS Sulaco. Fabularnie, jak również w kwestii trzymania się kanonu sagi, mamy tutaj jedną wielką niedorzeczność, z gorylo-ksenomorfami i innymi dziwactwami, ale oczywiście nie zapominajmy, że jest to gra, a one z definicji mają po pierwsze sprawiać frajdę. W każdym razie Infestation to gra scrollowana gra 2D, z elementami platformówki i strzelanki i mocnym naciskiem na eksplorację i dość urozmaiconą rozgrywką. Ciekawym patentem jest tutaj odnajdywanie kolejnych kosmicznych marines, którzy służą nam – w razie śmierci – za dodatkowe życia.
4. Alien Trilogy (PS1, Sega Saturn, PC, 1996)
Z Alien Trilogy miałem ograniczoną styczność w momencie premiery, aczkolwiek pamiętam dołączone do jednego z wydań magazynu Gambler (ach, to były złote czasy polskich pism gamingowych) demo. W pełną wersję miałem okazję zagrać jednak później i trzeba przyznać, że jest to jeden z najbardziej udanych klonów DOOM-a z lat 90. Może teraz wydaje się trochę rozczarowujące jest to, że taka marka jak Alien musi się zadowalać takim tytułem, ale z drugiej strony, wtedy był to najlepszy z możliwych komplement. A poza tym, nie wiem, czy wiecie ale DOOM początkowo miał być grą opartą o film Obcy: Decydujące Starcie, tak więc można powiedzieć, że studio Acclaim odwdzięczyło się id software. W każdym razie gra recykluje elementy z trzech pierwszych części filmu, dostarczając coś na kształt składanki „greatest hits”, chociaż takiego prawdziwego horroru w niej nie uświadczymy. Oczywiście nie znaczy, że gra jest łatwa – po prostu jest nastawiona na wysokooktanową akcję. Jako Ellen Ripley przemierzamy 35 poziomów w trzech sekcjach, inspirowanych filmami Scotta, Camerona i Finchera, w których zmierzymy się z trzema Królowymi Obcych.
Niestety, jak to w filmach, Ripley nie ma najłatwiejszego żywota i w zasadzie wszystko, co się rusza jest jej wrogie. Absurdalna, doczepiona na siłę fabuła jest tutaj tylko pretekstem do wyładowywania swojej frustracji na ksenomorfach w klimatycznych lokacjach nawiązujących do znanych i lubianych klasyków sci-fi. Przy okazji akompaniuje nam ścieżka dźwiękowa z feelingiem żywcem wyjętym z materiału źródłowego. W przeciwieństwie do wielu innych klonów DOOM-a tutaj skąpane mrokiem korytarze zmuszają nas do maksymalnej czujności – nigdy nie wiadomo, kiedy coś się wyłoni za rogiem. Rozgrywka nie jest tutaj szczególnie wyszukana (trochę urozmaica ją konieczność wykonywania pewnych celów każdej misji) – ale nie oszukujmy się, poza System Shockiem wtedy nikt innego w tym gatunku nie próbował. Po 21 latach może trochę trącić myszką brak skakania. Najważniejsze jednak, że gameplay jest kompetentny i satysfakcjonujący, a przy okazji mamy dostęp do wszystkich ikonicznych broni z sagi o Obcych, w tym karabin pulsacyjny czy tzw. smartgun. Ciekawym pomysłem było tutaj zastosowanie dedykowanego przycisku do rzucania granatów na pół dekady zanim Halo wprowadziło go do mainstreamu. Reasumując, jest to bezmózga strzelanka, która jest naderwana zębem czasu, ale w świetny sposób odwzorująca audiowizualny styl uniwersum.
3. Aliens vs Predator 1 / 2 (PC, 1999 / 2001)
Przez długi czas za najbardziej udane gry z uniwersum Alien uchodziły dwie części Aliens vs Predator. Osobiście grałem w obydwie, aczkolwiek zdecydowanie więcej czasu poświęciłem tej drugiej części. Zarówno AVP 1, jak i 2 to w zasadzie 3 gry w jednym, albowiem oferują kampanię w roli kosmicznego marine, Predatora bądź Obcego. Każda z tych postaci zarówno proponowała odmienny rodzaj rozgrywki, jak i doświadczała fabuły z innej perspektywy. Część pierwsza była zdecydowanie trudniejsza i być może mroczniejsza i straszniejsza. Kontynuacja z kolei postawiła na bardziej kinową i spektakularną (jak na tamte czasy) prezentację, a różnicę w tonie mogę porównać do przeskoku z pierwszego filmu Scotta do sequela Camerona. Mimo wszystko obydwie pozycje są niezwykle godne polecenia.
Aliens vs Predator (szczególnie część druga) to także tryb multiplayer oferujący asymetryczne starcia Obcych, Predatorów oraz kosmicznych marines
Jeśli oczekujemy intensywnego horroru, znajdziemy go w kampanii jako marine. Predator z kolei uzyska dostęp do całego arsenału śmiercionośnych zabawek i gadżetów zaczepnych, prezentując ciekawy mix rozgrywki jako zarazem high-techowy łowca, jak i sporą dozą elementów skradanych. Granie Obcym z kolei z samej definicji wymagało największego sprytu i nawigowania po ścianach i sufitach, często nachodząc swoje ofiary z dość nadzwyczajnych miejsc i zakamarków. W starciu frontalnym byliśmy bezbronni, a nasza siła tkwiła w elemencie zaskoczenia. Tak trzy odmienne style rozgrywki zapewniały długą i urozmaiconą zabawę (o ile to fortunne określenie do odgryzania komuś głów).
2. Alien: Resurrection (PS1, 2000)
Pamiętam mój seans kinowy z filmem, którego adaptacją jest opisywana tutaj gra Argonaut Games. To był kwiecień 1998, kilka miesięcy po listopadowej premierze – ot, takie uroki mieszkania w dwudziestoparotysięcznym miasteczku dwie dekady temu. W każdym razie w napisach końcowych umiejscowiona była zapowiedź akompaniującej gry wideo, która miała się wkrótce ukazać. Z tego „wkrótce” zrobiły się niemal 3 lata, a gra z action-adventure z perspektywy trzeciej osoby stała się horrorem połączonym z FPS-em. Co ciekawe, była to też jedna z najbardziej zaawansowanych graficznie gier na PS1. Wielka szkoda, że oczy każdego skierowane były wtedy już na nadchodzące wtedy PS2 i praktycznie każdy przegapił gradaptację filmu Obcy: Przebudzenie. Jako ciekawostkę podam, że jest to pierwszy konsolowy FPS z nowoczesnym schematem sterowania w standardzie, gdzie lewa gałka odpowiada za ruchy postaci, a prawa za obracanie się. Co ciekawe w ówczesnych recenzjach prasa hejtowała grę właśnie za sterowanie, a recenzenci myśleli (i życzyli wręcz tego), że ono nigdy się nie przyjmie.
Sama gra jest w teorii strzelaniną z perspektywy pierwszej osoby, ale jednak wyraźnie dominuje w niej element horroru, który jest bardzo starannie kreowany, tak przez poczucie pustki na kolosalnych poziomach statku USS Auriga, jak również pewne skryptowane wydarzenia oraz zagrożenia jakie wprowadzają szwankujące elementy okrętu. Atmosferę potęguje fenomenalne udźwiękowanie. Ponadto sposób interakcji z obiektami przypomina grę przygodową, bowiem ani karty-klucze, ani apteczki nie są używane przez nas automatycznie. Drzwi otwieramy sobie sami używając dodatkowego przycisku i tak samo jest też z leczeniem.
Obcy w tej grze zachowują się w naprawdę urozmaicony sposób, tak poruszając się po sufitach i skacząc po ścianach, jak i zamiennie przemieszczając się na czterech bądź dwóch odnóżach. Niekiedy zaskoczą czymś, na przykład plując kwasem.
Alien: Resurrection to gra niezwykle trudna i długa, podzielona na 10 przepastnych poziomów z udziałem 4 grywalnych postaci, a każda z nich osobnym arsenałem. Jest to niezwykle efektywny horror ze względu na intensywność walk, jak i konieczność oszczędzania amunicji. Od samego początku jesteśmy świadomi też swojej śmiertelności – wystarczą zaledwie trzy, cztery ciosy i jesteśmy historią. Teraz każdy chełpi się jakim wyczynem jest przejście Dark Soulsów, ale ja Alien: Resurrection uznałbym za jedną z najtrudniejszych gier 3D, w jakie kiedykolwiek grałem. Przejście tego tytułu zajęło mi łącznie 3 miesiące.
1. Alien: Isolation (PC, Xbox One, PS4, Xbox 360, PS3, 2014)
Któż by się spodziewał, że tak gra umiejscowiona w tak ekstremalnej konwencji bazującej na pierwszym filmie Ridleya Scotta dostarczy zarazem najbardziej definitywnych doznań. W końcu wydawało się, że od zawsze growe adaptacje filmów z serii Obcy stworzone są do tego by traktować o zespołowej współpracy oddziału marines, którzy toczą boje z hordami ksenomorfów, korzystając przy tym z urozmaiconego ekwipunku. Niestety Aliens: Colonial Marines – jakkolwiek genialnie się zapowiadało – zaprzepaściło cały ten potencjał, dostarczając jednego z największych gniotów wszechczasów.
Isolation prezentuje radykalnie odmienne podejście – w naszej przygodzie zdani jesteśmy przeważnie na siebie oraz w znacznej mierze bezbronni. Przy okazji studio Creative Assembly zdefiniowało zarówno pojęcie strachu w grach wideo, udowadniając, że najbardziej ikoniczne monstrum w historii popkultury nadal potrafi przerażać. Przede wszystkim inteligencją, która w zasadzie kompletnie pozbawiona jest jakichkolwiek skryptów. Zmusza to gracza do maksymalnego skupienia, a zarazem walki z własnym strachem, który jest niemniejszym wrogiem niż tytułowy Obcy.
Alien: Isolation naprawdę uczy nas tego, jak ważne jest zdobywanie przestrzeni. Nawet 10 metrów potrafi okazać się gigantycznym dystansem. Nieocenionym narzędziem do orientacji i nawigacji jest wykrywacz ruchu. Ma też drobną wadę, kosmiczny morderca, gdy znajdzie się w zbyt bliskiej odległości, usłyszy nas i nietrudno się domyśleć, co zdarzy się potem…
Alien: Isolation jest niezwykle udaną grą właśnie przez to, jak bardzo stara się oddać perfekcyjność tego złowieszczego - nieobciążonego przez sumienie, skruchę i złudzenia moralności – organizmu. Nigdy i nigdzie nie czujemy się bezpieczni, a bestia nieustannie zaskakuje – żadne dwie próby przejścia kampanii nie są takie same. Nie jesteśmy w stanie Obcego uśmiercić, co najwyżej możemy sobie skonstruowanymi naprędce gadżetami bądź miotaczem ognia stworzyć miejsce i zyskać trochę czasu. Przewrotne jest to, że nawet odblokowując sobie przejścia na skróty w gigantycznych, klaustrofobicznych korytarzach stacji Sevastopol, ryzykujemy, że kreatura nas tam zaskoczy. Alien: Isolation to długie doświadczenie, być może nieco zbyt długie, ale niezwykle śmiałe, ambitne i wynoszące zarówno licencje filmowe, jak i gatunek horroru na zupełnie inny poziom.
Pochwały należą się także brytyjskim deweloperom za odtworzenie tego retrofuturystycznego stylu znanego z klasyku z 1979 w najdrobniejszym calu, ale i również za to, że wcisnęli swoją historię tak umiejętnie pomiędzy wydarzenia z filmów, z taką rozwagą, ale i skromnością, że w żaden sposób nie rujnują one powszechnie przyjętego kanonu. Obcy: Izolacja również, ponad wszystko, szanuje inteligencje gracza, nie podając mu pomysłów na gotowe rozwiązania, płynnie wplatając fabułę w bieg wydarzeń, jak również nie sygnalizując nam w typowo „growy” sposób, co musimy zrobić dalej. Izolacja to koszmar wcielony a imieniem tego koszmaru jest ksenomorf. Po przejściu mięsistej, 20-godzinnej kampanii (z wgniatającym w fotel finałem) czujemy ulgę, że historia dobiegła końca.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Top 5 gier opartych na filmowym cyklu Alien