Nie będę udawał, że łaknąłem Assassin's Creed Mirage jak kania dżdżu, bo choć jestem fanem serii od samego początku, to ostatnimi czasy jej formuła zaczęła mnie już męczyć. Pójście w stronę mechanizmów RPG z coraz większymi, kolosalnymi wręcz światami, przeładowanymi niepotrzebnymi elementami, sprawiło, że Valhallę odpuściłem zaledwie po kilku godzinach i jeśli Ubisoft poszedłby w tym kierunku w kolejnej odsłonie, to zapewne całkowicie bym ją pominął. Ba, w ostatnich latach najlepszą grą Assassin's Creed była dla mnie planszowa adaptacja Brotherhood of Venice, co chyba o czymś świadczy. Kiedy jednak zobaczyłem pierwsze zapowiedzi Mirage, zwiastujące powrót do korzeni serii, nadzieja odżyła. Słusznie? Od razu mogę zdradzić, że najnowszy Assassin's Creed nie spełnił wprawdzie wszystkich moich oczekiwań, ale i tak bawiłem się przy nim świetnie.
Assassin's Creed Mirage to już trzynasta pełnoprawna odsłona serii, a jakby doliczyć do tego wszelkiej maści pomniejsze spin-offy, liczba ta niemal by się podwoiła.
Assassin's Creed Mirage to już trzynasta pełnoprawna odsłona serii, a jakby doliczyć do tego wszelkiej maści pomniejsze spin-offy, liczba ta niemal by się podwoiła. Nic więc dziwnego, że wiele osób może czuć znużenie kolejnymi częściami, tym bardziej że ostatnie trzy (Origins, Odyssey i Valhalla) zajmowały dziesiątki godzin. Mirage ma być więc nie tylko nawiązaniem do pierwszych, bardziej skondensowanych odsłon, ale też swoistym wentylem dla tych za bardzo rozdmuchanych produkcji z ostatnich lat. Co więcej, powrót do korzeni nie dotyczy tylko podejścia do rozgrywki, ale także miejsca akcji, bo wracamy na Bliski Wschód, gdzie wszystko się zaczęło. Co prawda tutaj jest to Bagdad, a nie Ziemia Święta, a do tego Mirage rozgrywa się jakieś 300 lat wcześniej (861 rok), ale mimo wszystko klimat jest podobny. Czy zatem Mirage to bardziej odgrzewany kotlet, czy powiew świeżości dla tasiemca, jakim niewątpliwie jest już Assassin's Creed?
Nie najlepsze pierwsze wrażenie
Nie będę ukrywał, że początek Assassin's Creed Mirage nie jest zbyt zachęcający, a nasz protagonista, czyli Basim, który pojawiał się już w Valhalli, wydawał mi się wręcz infantylny w pierwszych scenach, mimo że nie mamy do czynienia z jakimś młokosem (jak choćby w Assassin's Creed II i III). Najbliższy akapit zawiera drobne spoilery z początku gry, więc jeśli chcecie ich uniknąć, to możecie go pominąć.
Basim zaczyna jako zwykły uliczny kieszonkowiec, który stracił matkę w młodym wieku i dorastając samotnie na ulicach Bagdadu, pragnie wkraść się w łaski mitycznych "Ukrytych". Gdy więc tylko spotyka jedną z przedstawicielek tej tajnej organizacji, postanawia jej zaimponować, co, jak zapewne się domyślacie, nie kończy się najlepiej. Te wydarzenia prowadzą do przemiany bohatera, który trafia do twierdzy Alamut, gdzie pod okiem mistrzyni Roshan uczy się asasyńskiego fachu i dokonuje się w nim przemiana z pochopnie działającego pyszałka, w zimnokrwistego skrytobójcę, działającego w słusznym celu.
Fabuła Mirage zdecydowanie nie należy do najmocniejszych stron gry. Jest niezwykle przewidywalna, a szykowane przez scenarzystów zwroty akcji wyczuwamy na kilometr, przez co zamiast zaskakiwać, mocno rozczarowują. A całość, jak zwykle zresztą, sprowadza się do tego, że stopniowo odkrywamy tożsamość i eliminujemy kolejnych członków Zakonu Starożytnych. Co więcej, nasz bohater jest jednowymiarowy do bólu i pod tym względem lepiej wypadali już generyczni protagoniści z Odyssey i Valhalli. Na plus zaliczyć mogę jedynie porzucenie wątków współczesnych i tematu Animusa, bo nie ukrywajmy, że te nikogo nie interesowały i tylko wybijały nas podczas zabawy. Na szczęście gry to nie filmy i braki w warstwie fabularnej można nadrobić w rozgrywce.
Prawdziwy bohater
Tak naprawdę prawdziwym bohaterem Assassin's Creed Mirage jest Bagdad. Zresztą podobne wrażenie miałem grając w Unity, które rozgrywało się w Paryżu czy Syndicate z jego wiktoriańskim Londynem. Zatłoczone miasto urzeka wizualnie praktycznie od samego początku, a za sprawą mieszkańców, reagujących na nasze poczynania, mamy wrażenie, że rzeczywiście żyje, a nie jest tylko piaskownicą dla naszych działań. Co więcej, wbrew temu, co może się wydawać, Bagdad nie jest tak piaszczyście monotonny, bo twórcy odtworzyli cztery unikalne dzielnice, od przemysłowego Karkh po bujne ogrody kolistego miasta, a zwiedzać możemy też spore połacie terenu poza miastem. Ba, zgodnie z tradycją serii, czekają na nas także postaci historyczne, które ukształtowały złoty wiek Bagdadu. Co jednak najważniejsze, samo bieganie po mieście sprawia mnóstwo frajdy, bo jego gęsta zabudowa sprzyja parkourowi, z którego słynie seria.
Czy to rzeczywiście powrót do korzeni?
Już pierwszy kontakt z Assassin's Creed Mirage uświadamia nam, że jest to odsłona zupełnie inna niż trzy poprzednie. I nie chodzi mi tu jedynie o skalę gry (mapa jest tu kilkukrotnie mniejsza niż w Origins, Odyssey i Valhalli, choć i tak większa od wszystkich poprzednich odsłon serii), ale także samo podejście do rozgrywki. Ostatnie Assassiny coraz bardziej szły w arcade'owym kierunku, porzucając realizm na rzecz widowiskowości. Co więcej, postaci zdawały się niezwykle lekkie i nienaturalnie zwinne, co mocno irytowało mnie już w Valhalli. Tutaj zdecydowanie bardziej czuć ciężar postaci, zarówno podczas biegania, jak i wspinania, co objawia się chwilami większą bezwładnością postaci. Wspinanie wymaga też lepszego planowania, bo choć wciąż jest bardzo uproszczone (trzymamy przycisk odpowiedzialny za ten element i wychylamy gałkę we właściwą stronę), to jednak tym razem porzucono możliwość wspinaczki nawet po zupełnie płaskich ścianach.
Twórcy starali się też uatrakcyjnić elementy parkourowe, ustawiając elementy tak, by umożliwić nam płynne przemieszczanie się po dachach, palach i innych wystających elementach. Zresztą ta mechanika ma teraz większe znacznie niż ostatnio, ponieważ w Mirage zdecydowanie trudniej w zgubić pościg, biegając po ulicach, a przeciwnicy mają większe problemy z wchodzeniem na dachy, co w sumie ma sens.
Szkoda jednak, że Ubisoft nie potrafił przez tyle lat usprawnić mechanik parkourowych, by wyeliminować problemy z precyzją sterowania i często zdarza się, że Basim przeskakuje nie w to miejsce, w które byśmy chcieli, zamiast wejść przez okno, wspina się ponad nie, a nie potrafi też przykleić się do ściany, narażając się na wykrycie. Co więcej, bohater przeskakując na kolejne murki, pale i inne wystające elementy, sprawia wrażenie, jakby się do nich przyklejał, co jednak burzy trochę płynność poruszania. Generalnie mam wrażenie, że w tym elemencie Mirage robi krok wstecz, a niedoścignionym wzorem, jeśli chodzi o swobodę i wertykalne poruszanie się po mieście, jest tu moim zdaniem Unity.
Prawdziwa skradanka
Tym, co wzbudzało moje ambiwalentne odczucia w ostatnich odsłonach Assassin's Creed Mirage, był niewątpliwie system walki. Z jednej strony dawał satysfakcję i pozwalał poczuć, że wcielamy się w naprawdę potężnego wojownika, a z drugiej strony irytował, kiedy raz po raz trzeba było mierzyć się z przeciwnikami, którzy robili za gąbki na ciosy i nawet atak z ukrycia asasyńskim ostrzem nie pozwalał ich szybko wyeliminować. Co gorsza, trzy poprzednie części mocno odeszły od skradankowego rodowodu serii, na rzecz bardziej otwartych pojedynków i specjalnych mocy bohaterów. Z racji tego, że należę do fanów gatunku stealth, nie byłem zadowolony tych zmian, choć zdawałem sobie sprawę, że seria potrzebowała wyraźnej transformacji. Na szczęście Mirage mocno stawia na skradanie, szczególnie w pierwszej połowie gry, gdzie w trakcie otwartych starć Basim bywa po prostu bezradny.
Same mechaniki stealth nie są może zbyt rozbudowane, bo jak pisałem, nasz bohater nie potrafi nawet przykleić się do ściany, ale może chować się w krzakach, stogach siana, płatków kwiatów czy wśród tłumu, podnosić i przenosić ciała czy gwizdać, by zwabić przeciwników w swoją stronę. Oczywiście, do eliminowania przeciwników bardzo pomocne jest ukryte ostrze, ale możemy też wykorzystać zabójstwa środowiskowe, gdzie zrzucamy przeciwnikom na głowę ciężkie obiekty czy podpalamy dzbany z oliwą. Oczywiście w trakcie gry zdobywamy także nowe narzędzia, które ułatwiają nam eliminowanie wrogów. W tym aspekcie twórcy nie siłowali się zbytnio na innowacyjność, bo otrzymujemy dość standardowy zestaw z nożami do rzucania, strzałkami do dmuchawki, bombami dymnymi czy minami. Co jednak ciekawe, każde z tych narzędzi (oprócz pochodni) możemy ulepszać, wybierając aktywne trzy spośród dziewięciu właściwości. Dla przykładu, możemy zwiększyć pojemność strzałek, zatruć je i wywołać chmurę dymu, która infekuje wrogów w pobliżu celu. Kombinacji jest naprawdę sporo i pozwalają na naprawdę ciekawe kombosy.
Sztuczna inteligencja pozostawia jednak sporo do życzenia, bo zdarza się, że ściągamy wroga idącego zaraz za kolegą lub obok i ten oczywiście nic nie słyszy i nie widzi, nie wspominając nawet o tym, że odnalezienie martwego ciała skutkuje jedynie chwilowym wzmożeniem czujności strażników. Z drugiej strony schematyczność w działaniu wrogów sprawia, że do rozpracowania każdej kolejnej lokacji podchodzimy jak do swoistej łamigłówki. Najpierw korzystamy z drona… tfu, orła, do zlokalizowania wrogów i celów, a następnie staramy się ułożyć plan, jak ściągać strażników, by nie zostać wykrytym, korzystając z dostępnych narzędzi. Ubisoft Bordeaux mogło jednak bardziej postarać się, jeśli chodzi o różnorodność przeciwników, bo tak naprawdę naprzeciw nas stają zwykli wrogowie i grubasy, których musimy atakować od tyłu. Do tego dochodzą jedynie elitarne jednostki, które ściągają nas, kiedy przeskrobiemy zbyt wiele.
Co z otwartą walką?
Sama otwarta walka także nie zachwyca, bo mamy lekkie ciosy, silne, powolne uderzenie, parowanie i unik. Do tego ataki wrogów są wyraźnie sygnalizowane, przez co walka najczęściej sprowadza się do tego, że wyczekujemy tylko okazji do kontry, która przeważnie zabija wroga jednym ciosem. Problem polega jednak na tym, że tym razem przeciwnicy nie czekają grzecznie na swoją kolej, jak w pierwszych odsłonach serii, przez co często jesteśmy przytłoczeni ich liczbą i skazani na ucieczkę (przynajmniej w pierwszej połowie gry). W tym aspekcie seria ewidentnie nie może odnaleźć swojego charakteru.
A jeśli jesteśmy już przy walce, wspominałem wcześniej, że Mirage bardziej niż poprzednie części stawia na realizm, co jest prawdą, ale nie oznacza, że twórcy całkowicie zrezygnowali ze swoistych supermocy. Otrzymujemy np. zdolność skupienia, która po napełnieniu stosownego paska, pozwala nam błyskawicznie wyeliminować kilku wrogów, teleportując się między nimi. Z realizmem nie ma to nic wspólnego, ale trzeba przyznać, że wygląda bardzo widowiskowo. Co więcej, norze do rzucania można ulepszyć tak, by rozpuszczały ciała przeciwników po ich wyeliminowaniu, ale na szczęście tego typu zabiegi nie psuły mi zabawy.
Schemat goni scemat
Nie to co jej największa bolączka, czyli pewna schematyczność. Praktycznie przez całą grę wygląda to bowiem tak, że najpierw robimy kilka misji, które pozwalają nam dostać się do jednego z głównych złoczyńców, a następnie go eliminujemy i przechodzimy do następnego celu. Co więcej, twórcom zabrakło pomysłowości i większość tych misji nie wnosi niczego nowego do rozgrywki, sprowadzając się do infiltracji kolejnych miejscówek, by coś ukraść/kogoś zabić, ewentualnie kogoś uratować. Podobnie wygląda to w przypadku zleceń, czyli swoistych zadań pobocznych ze szczątkową fabułą, które wykonujemy głównie po to, by zdobywać surowce na ulepszanie wyposażenia. Na szczęście ukończenie gry zajmuje kilkanaście godzin (dwadzieścia kilka, jeśli będziemy chcieli wymaksować ten tytuł), przez co to uczucie znużenia nie doskwiera nam zbyt długo.
Strona techniczna? Nierówna
Zanim przejdziemy do podsumowania, muszę napisać jeszcze parę słów o oprawie audiowizualnej Assassin's Creed Mirage. Zacznijmy od muzyki, która od razu przypadła mi do gustu, choć na co dzień raczej nie jestem fanem klimatów Bliskiego Wschodu. Do udźwiękowienia gry także trudno się przyczepić, a dubbing jest w pełni profesjonalny, choć Lee Majdoub w roli Basima nie do końca mnie przekonuje. Dla porównania sprawdziłem, jak ta postać brzmiała w Valhalli, gdzie głosu jej użyczył Carlo Rota i moim zdaniem lepiej wypadał w tej roli.
Jeśli chodzi o grafikę, to jest ona bardzo nierówna. Z jednej strony trudno nie docenić urokliwej architektury Bagdadu, wypełnionego licznymi straganami, ogrodami czy przykuwającymi wzrok imponującymi budynkami. Jednak często trafiamy na rozmazane tekstury, fizyka jest tu dość umowna, a do tego grze doskwierają liczne problemy techniczne, od przenikających się obiektów, przez lewitujące postaci, po niedoczytujące się tekstury. Same animacje postaci też bywają bardzo sztywne, podobnie jak zwierząt (szczególnie spłoszonych ptaków przy wodopojach, które zrywając się do lotu, wyglądają bardzo nienaturalnie). Nowa jakość? Na pewno nie pod tym względem.
Czy warto?
To warto zainwestować ok. 200 zł w Assassin's Creed Mirage, czy może gra jest jedynie tytułowym mirażem? Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo choć bardzo dobrze bawiłem się przy tym tytule, który zdaje się bardziej nawiązywać do starszych odsłon (na dobre i na złe), to pod kilkoma kluczowymi względami gra rozczarowuje. Mówiąc krótko, jeśli macie już dość za bardzo rozdmuchanych gier, które zmuszają do zaangażowania na kilkadziesiąt lub czasem nawet kilkaset godzin, to Mirage może być swoistym oddechem przed kolejnym dużym Assassin's Creed, ale musicie mieć świadomość wad tego tytułu, a trochę ich jest. Fabuła nie porywa i szybko schodzi na drugi plan, a Basimowi, czyli naszemu protagoniście, zdecydowanie brakuje charyzmy. Walka wręcz jest zbyt trywialna, a parkourowi daleko do poziomu, który prezentowało Unity. Do tego sztuczna inteligencja przeciwników jest inteligencją tylko z nazwy, a schematyczność kolejnych misji potrafi znużyć. Co więcej, nie ma tu zbyt wielu dodatkowych atrakcji, poza równie schematycznymi zleceniami i typowymi dla serii znajdźkami. Oprawa techniczna również pozostawia sporo do życzenia, a Assassin's Creed Mirage graficznie jest bardzo nierówny.
Jeśli macie już dość za bardzo rozdmuchanych gier, które zmuszają do zaangażowania na kilkadziesiąt lub czasem nawet kilkaset godzin, to Mirage może być swoistym oddechem przed kolejnym dużym Assassin's Creed.
Jeśli po tej wyliczance zaczynacie się zastanawiać, czy tytuł ma w ogóle coś dobrego do zaoferowania, to już spieszę z odpowiedzią. Ma i to całkiem sporo, od niezwykle urokliwego settingu, przez mocniejsze postawienie akcentu na skradanie i elementy stealth, po bardzo łamigłówkowe podejście do zabawy w infiltrację. I choć mapa gry jest wielokrotnie mniejsza niż w ostatnich częściach, to jednak taki mniejszy skondensowany obszar świetnie się tu sprawdza. Co więcej, Bagdad i jego okolice wcale nie są takie małe, więc nie towarzyszy nam uczucie klaustrofobii i biegania non stop po tych samych ulicach/dachach (również ze względu na różnorodne dzielnice). Do tego konieczność eliminowania wrogów po cichu sprawia, że nierzadko musimy bardziej wytężyć nasze szare komórki i rozkminić, jakich narzędzi użyć, a dróg do sukcesu zawsze jest wiele, więc mamy poczucie swoistego placu zabaw i dużo satysfakcji, jeśli rzeczywiście wykonamy zadanie niepostrzeżenie (tam, gdzie to możliwe). Polecam więc samodzielnie sprawdzić Assassin's Creed Mirage, choć lepiej poczekać na jakieś wyprzedaże, bo choć gra sprzedawana jest w niższej cenie niż typowe 280-300 zł, to jednak w obecnym okresie gorących premier można lepiej zainwestować te 200 zł.
Assassin's Creed Mirage
Assassin's Creed Mirage - opinia
Assassin's Creed Mirage - plusy:
- Urzekający Bagdad
- Większy nacisk na skradanie
- Narzędzia, które możemy ulepszać na trzech poziomach i uproszczony system rozwoju
- Nie jest przesadnie rozdmuchana, jak trzy ostatnie odsłony
- Większe postawienie na realizm
- Infiltrowanie wrogich miejscówek niczym rozwiązywanie łamigłówek logicznych
- Bardzo dobra muzyka
- Parkour lepiej zrealizowany niż ostatni, ale...
Assassin's Creed Mirage - minusy:
- ... wypada gorzej niż w Unity
- Otwarta walka wypada słabo
- Fabuła, o której zapominamy zaraz po ukończeniu gry i bezpłciowi bohaterowie, włącznie z Basimem
- Problemy techniczne i nierówna oprawa wizualna
- Schematyczność
Pokaż / Dodaj komentarze do: Assassin's Creed Mirage - recenzja. Udany powrót do korzeni, czy jednak krok w tył?