Podczas gdy urzędnicy Unii Europejskiej z zapałem uchwalają kolejne akty prawne mające rzekomo „ucywilizować” Internet, Pavel Durov, twórca Telegrama, otwarcie oskarża ich o wprowadzanie cenzury pod przykrywką troski o bezpieczeństwo.
W głośnym wywiadzie dla francuskich mediów Durov nie przebiera w słowach. Jego diagnoza jest prosta: Europa dryfuje w kierunku cyfrowego autorytaryzmu, a Ustawa o usługach cyfrowych (DSA) to – jego zdaniem – prawniczy bat na wolność słowa.
Biurokratyczna gra pozorów
„To nie są jedynie nudne regulacje pisane przez znudzonych stażystów w Brukseli. To mechanizm, który ma centralizować władzę nad informacją” – mówi Durov. I dodaje: „Kiedy raz zalegalizujesz cenzurę, trudno się od niej później uwolnić”.
„Nie jestem po to, by się podobać. Jestem po to, by bronić zasad”
Twórca Telegrama nie ukrywa, że DSA, choć opakowana w język troski o użytkownika i walki z dezinformacją, de facto daje rządom możliwość redefiniowania prawdy w czasie rzeczywistym. „To trojański koń. Nie chodzi o moderację treści, tylko o polityczną kontrolę nad narracją” – ostrzega.
Telegram pod presją francuskich służb
To nie są tylko abstrakcyjne rozważania libertariańskiego idealisty. Durov sam doświadczył nacisków ze strony europejskich władz. Jak ujawnia, francuski wywiad (DGSE) wprost zażądał od niego usunięcia kanałów Telegrama, na których udzielali się rumuńscy aktywiści polityczni.
Nie próbował się wykręcać. Nie mówił o „weryfikacji zgłoszenia” ani „ocenie zgodności z regulaminem”. Odpowiedział wprost: „Wolę umrzeć, niż zdradzić moich użytkowników”.
Jak sam komentuje, nic nie oddaje ducha „demokratycznego dialogu” tak trafnie, jak agencja wywiadowcza domagająca się prywatnie, by cenzurować legalną aktywność obywateli. „Przynajmniej nie udawali” – dodaje gorzko.
Durov kontra Big Tech
Nie tylko Europa jest na celowniku Durova. Twórca Telegrama nie ukrywa krytyki wobec decyzji amerykańskich gigantów technologicznych, którzy wspólnie wykluczyli Donalda Trumpa z mediów społecznościowych pod koniec jego prezydentury.
„To był niebezpieczny precedens. Jeśli prywatne firmy mogą uciszyć urzędującego prezydenta USA, to nikt nie może czuć się bezpieczny” – podkreśla.
W jego ocenie, platformy cyfrowe nie powinny być narzędziami ideologii ani przedłużeniem politycznych interesów rządów. Telegram, mimo licznych kontrowersji i oskarżeń o faworyzowanie różnych stron konfliktów – od Ukrainy po Rosję – pozostaje jedną z ostatnich dużych platform, które nie wpisują się w żadną dominującą narrację.
„Skoro każda ze stron twierdzi, że faworyzujemy tę drugą – to znaczy, że nie faworyzujemy żadnej” – mówi Durov.
Odmowa miliarda i samotna kontrola
Wbrew trendom branży technologicznej, gdzie sukces często mierzy się kolejną rundą finansowania lub rekordową wyceną, Durov konsekwentnie odmawia sprzedaży Telegrama. Google miał zaoferować mu miliard dolarów – bez skutku.
„Jeśli sprzedamy, złamiemy obietnicę daną użytkownikom: niezależność i prywatność” – podkreśla. Jest jedynym udziałowcem Telegrama, co dla większości inwestorów venture capital jest herezją. Ale właśnie dzięki temu może odpierać naciski rządów bez kompromisów.
Moralna panika i fałszywe debaty
W rozmowie z francuskimi dziennikarzami Durov odnosi się także do nowej fali regulacji, które mają „chronić dzieci” przed mediami społecznościowymi. Jego odpowiedź? To teatralna fikcja.
„Dzieci wiedzą, jak używać VPN-ów. Ministrowie, którzy piszą ustawy, już niekoniecznie” – śmieje się. W jego opinii prawdziwy problem leży nie w TikToku, ale w społeczeństwie, które samo uzależniło się od dopaminowego szumu.

Pokaż / Dodaj komentarze do: Prezes Telegrama atakuje UE. Chodzi im tylko o cenzurę i kontrolę