Diablo 4 10 miesięcy później. Nadzieja umiera ostatnia

Diablo 4 10 miesięcy później. Nadzieja umiera ostatnia

Jestem fanem Diablo. Podobnie jak większość reprezentantów tej grupy, w szczególności upodobałem sobie część drugą. To jednak nie oznacza, że nie lubię grać w pozostałe. Z czwórką – od czasu premiery, która miała miejsce niemal 10 miesięcy temu – spędziłem już grubo ponad sto godzin. To wystarczyło, abym wyrobił sobie i ugruntował opinię na jej temat. Jest ona tak niejednoznaczna i niejednorodna, że nie potrafię zawrzeć jej w kilku zdaniach. Stąd pomysł na ten artykuł.

Oczywiście, założenie Activision i Blizzarda było takie: Diablo 4 będzie przebojem, który sprawi, że fani serii zapomną o dwójce i zaczną wysławiać czwórkę. Tak się niestety nie stało. Chociaż megaprodukcja Zamieci imponuje pod wieloma względami, cierpi też na parę bolączek skutecznie psujących ogólne wrażenie. Jeszcze wiele może się zmienić – w końcu to projekt, który cały czas jest rozwijany – ale spróbujmy ocenić trzeźwo stan bieżący.

Pierwsze koty za płoty? Bzdura

Pierwsze zetknięcie się z Diablo 4 było doświadczeniem przyjemnym. Może nie była to najlepsza produkcja wszech czasów, ale grało się po prostu dobrze, niezależnie od tego, co wypisywali w sieci jej przeciwnicy. Miałem jednak wrażenie, że Blizzard kompletnie nie zrozumiał, czego tak naprawdę chcą gracze, którzy, grając w chociażby w Path of Exile, oczekiwali znacznie bardziej rozbudowanego świata, szczególnie w end game.

Fani mówili zgodnie - nie można porównywać gry, która dopiero co wyszła z produkcją, będącą na rynku już od dekady. Dajcie im czas na dopracowanie! - mówili. Daliśmy, minęło niemal 10 miesięcy, i co? Pstro. Nie otrzymaliśmy tak naprawdę ani jednej nowej mechaniki w end game, a przecież w tym samym czasie zdążyły wyjść aż trzy sezony w PoE, które oferowały mniej lub bardziej rozbudowane mechanizmy. Co więcej, w piątek wyszedł dodatek Necropolis, a ten, jak wiadomo, jest oczywiście darmowy.

Gra fajna, ale…

Przede wszystkim Diablo 4 nie potrafi przyciągnąć na setki godzin. Hardcore'owi gracze w ciągu kilkudziesięciu są w stanie zapoznać się z całą dostępną treścią (której, umówmy się, w ramach kampanii fabularnej nie ma za wiele) oraz osiągnąć maksymalny poziom postaci. Część z nich transmitowała na żywo swoje speedruny, aby pokazać, że nawet na najwyższym poziomie trudności da się dotrzeć do finałowego starcia w ciągu kilku godzin.

A co później? No właśnie, endgame w Diablo 4 zawodzi. Kiepski jego odbiór wynika częściowo z braku zróżnicowania klas i ograniczonej różnorodności buildów. Wiele umiejętności pozostaje niewykorzystanych z powodu ich niskiej efektywności w porównaniu do alternatyw. Co gorsza, obecne buildy w endgamie często są jedynie mocniejszymi wersjami tych z wcześniejszych etapów gry. To prowadzi do monotonii. Po osiągnięciu poziomu między 70. a 100. trudno o motywację do dalszej zabawy. Najwyższy poziom trudności oferuje niewiele poza wzmocnionymi wersjami potworów i nielicznymi nowymi przedmiotami.

System lootu w Diablo 4 nie może równać się z tym znanym z dwójki. Naprawdę rzadko zdarza się (szczególnie na wyższych poziomach doświadczenia), że znalezienie unikalnego lub legendarnego przedmiotu zmienia sposób gry, a możliwości modyfikacji i ulepszania ekwipunku są ograniczone. Z kolei system rozwoju postaci prowadzi do tego, że wiele klas opiera się na podobnych rozwiązaniach. Zabawa w eksperymentowanie z buildami została ograniczona. A to przecież jeden z elementów, dzięki którym czerpaliśmy tak dużo przyjemności w dwójce. Zdaję sobie sprawę z faktu, że w ostatnim "spotkaniu" twórców zapowiedzieli oni istotne zmiany w itemizacji, no ale ileż można czekać na coś tak podstawowego? Mówimy przecież o 10 miesiącach nic nie robienia, pudrowania istniejących, płytkich mechanik.

Diablo 4
 

Sezony – nie jest źle, ale dobrze też nie

Trudno nie mieć mieszanych odczuć związanych z sezonami przygotowanymi przez Blizzard. Nie wszystkie są złe. Na przykład drugi wypadł znacznie lepiej niż przeciętny pierwszy. Mogło się spodobać wprowadzenie nowych mocy wampirycznych i towarzyszącej im linii fabularnej. Także aktualizacja wydana przy okazji drugiego sezonu zasługiwała na pochwały. Głównie za kompleksowe przeprojektowanie systemu zbroi i mechanizmów obronnych, które przybliżyło mechanikę do tej znanej – i chwalonej – z Path of Exile. Pojawiły się też nowe unikalne przedmioty i glify paragonu, dając nowe możliwości w zakresie tworzenia buildów i potężne premie za stosowanie określonych stylów gry.

Kontrowersyjne jest także to, że Blizzard zmusza nas w każdym sezonie do rozpoczynania rozgrywki od początku. Oczywiście rozumiem, że twórcy chcą nas skłonić w ten sposób do zapoznawania się z nowymi rozwiązaniami, a także wyrównać szanse między nowicjuszami a starymi wyjadaczami. Jednak konieczność powtarzania za każdym razem tych samych czynności może być frustrujące. Co prawda, w sezonie drugim pozwolono pominąć kampanię, ale problem powtarzalności nie został do końca rozwiązany. Z tym nie zgadzają się przede wszystkim, nazwijmy ich, "niedzielni gracze", bo rzecz jasna nie dotyczy hardcorowców.

W styczniu rozpoczęto sezon trzeci, który znów podzielił graczy. Niektórzy docenili nowe mechaniki i buildy postaci, podczas gdy inni narzekali na monotonny grind i brak istotnych nowości. Niektórzy zachęcają graczy do wypróbowania sezonu (szczególnie tych, którym podobały się poprzednie), podczas gdy inni zniechęcają, podkreślając niedosyt, wynikający m.in. z ograniczonych możliwości rozgrywki po osiągnięciu 100. poziomu. Czy Blizzard wziął sobie komentarze graczy do serca? Przekonamy się już wkrótce, po premierze czwartego sezonu. Zaplanowano ją na początek kwietnia.

Mikrotransakcyjne szaleństwo

Od początku wiedzieliśmy, że Diablo 4 otrzyma system miktoransakcji, więc teoretycznie nie powinniśmy być zaskoczeni. Tym bardziej, że Blizzard obiecał, że w ramach mikropłatności będzie można nabyć wyłącznie przedmioty kosmetyczne. I rzeczywiście tak jest. Jednak mimo wszystko oferowanie graczom takich dodatków, jak kolorowy portal za 30 dolarów, wywołał burzę. Nie dziwię się, bo to zwyczajne wyciskanie portfeli graczy niczym cytryny. A przecież należy pamiętać, że Diablo 4 jest grą pełnopłatną. Ostatnio zadebiutowało ono wprawdzie w usłudze Xbox Game Pass, ale do tej pory trzeba było za niego zapłacić całkiem sporo. Wersja na PlayStation dalej jest pełnopłatna. Gdy piszę te słowa, w PS Store trzeba za nią zapłacić 349 złotych.

Blizzard obiecywał aktywne wsparcie i dużą ilość nowej zawartości po premierze, tymczasem możemy liczyć głównie na wzbudzające mieszane uczucia sezony, skromną ilość nowinek w ciągu dziesięciu miesięcy od premiery, a także kontrowersyjne przedmioty do kupienia za horrendalne pieniądze. Nie dziwię się graczom, którzy wyrażają swoje rozczarowanie i wskazują na głównego konkurenta Diablo 4 – Path of Exile - który oferuje dużo więcej zawartości za darmo.

I to nie jest nawet kwestia tego, czy lubię przedstawiony tam świat. Trzeba pamiętać, że Path of Exile to nie jest produkcja dla niedzielnych graczy, bo faktycznie trudno się w niej odnaleźć. Rzeczy do ogarnięcia jest tak dużo, że nawet względnie rozeznani w tym gatunku fani Diablo mają nie lada problemy - w szczególności z drzewkiem pasywnych umiejętności czy Atlasem. W sumie to zaledwie kilka mechanik, takich jak Delirium, Blight czy Sanctum biją pod względem możliwości całe Diablo 4, a przecież to dopiero niewielka część PoE.

Co dalej, Blizzardzie?

Trudno przewidzieć, w jakim kierunku pójdzie Diablo 4, ale gracze, którzy powtarzają od pewnego czasu, że "obecny Blizzard to już nie ten Blizzard, co kiedyś", mają coraz więcej argumentów, by tak twierdzić. Już po Diablo Immortal było widać, że Zamieć skupia się obecnie głównie na odcinaniu kuponów od kultowej serii i na monetyzowaniu wszystkiego, co się da. Ale okej, Diablo Immortal to gra mobilna, dostępna za darmo, więc można jej wybaczyć nachalne wyciąganie kasy od graczy (chociaż nie w każdym przypadku). Diablo 4 to natomiast pełnoprawna, pełnopłatna produkcja, od której powinniśmy oczekiwać więcej. Więcej aktualizacji, więcej zawartości, więcej atrakcji.

Czy Blizzard w końcu da nam to, na co zasługuje jeden z największych przebojów ostatnich lat? Poczekajmy może jeszcze kilka miesięcy, zanim zaczniemy okazywać ostateczne zrezygnowanie. Niewykluczone, że kolejne sezony przyniosą w końcu to, czego oczekujemy. Sytuację mogą też odmienić większe DLC (zapewne płatne), nad którymi Blizzard przecież też pracuje. Będzie to - miejmy nadzieję, że nie - ostatni gwóźdź do trumny, bo jeśli powinie im się noga w czymś tak ważnym, odejdą nawet najbardziej zatwardziali fani, w tym i ja.

Obserwuj nas w Google News

Pokaż / Dodaj komentarze do: Diablo 4 10 miesięcy później. Nadzieja umiera ostatnia

 0