Windows 10 za 40 - 50 zł? Felieton o legalności oprogramowania Microsoft

Windows 10 za 40 - 50 zł? Felieton o legalności oprogramowania Microsoft

Legalność oprogramowania Microsoft (Windows, pakiet Office) jest od wielu lat jedną z najbardziej spornych kwestii wśród użytkowników komputerów, podobnie zresztą jak temat piractwa w ogóle. Jedni kurczowo trzymają się oprogramowania legalnego, kupując tylko u dużych i renomowanych sprzedawców, drudzy, wręcz przeciwnie, gdyby tylko mogli, to cały komputer pobraliby z sieci P2P. Nie chcę ani nikogo oceniać, ani tym bardziej umoralniać, choć swoje zdanie na ten temat mam. Po co za cokolwiek płacić, skoro można wpaść z dziewiątką do sklepu i zaoszczędzić, prawda? No dobra, nie do końca prawda - ale, jak już wspominałem, nie w tym rzecz. Chodzi o to, że poza dwoma wymienionymi powyżej bardzo skrajnymi grupami istnieje też pewna, i to chyba największa, kategoria ludzi znacznie mniej radykalnych. Takich, którzy nie chcą prostolinijnie pobrać pirackiego oprogramowania z Internetu, jednak uważają zarazem oficjalne ceny sugerowane za zbyt wygórowane, przez co poszukują ofert, nazwijmy to tak, promocyjnych. Tylko o ile w rabat na poziomie 20 - 30 zł można uwierzyć, o tyle w sprzedaż towaru za 10% nominalnej wartości już niekoniecznie... I tak, dzisiaj przeanalizujemy kwestię legalności taniego oprogramowania firmy Microsoft, zarówno patrząc z perspektywy umów licencyjnych, jak i prawa obowiązującego na terenie Unii Europejskiej, by ostatecznie odpowiedzieć na pytanie, czy takie oferty są w pełni zgodne z prawem. Na koniec mamy dla Was krótki, ale ciekawy wywiad z ekspertem licencjonowania oprogramowania Microsoft.

Jedni użytkownicy kurczowo trzymają się oprogramowania legalnego, kupując od renomowanych sprzedawców, drudzy, wręcz przeciwnie, gdyby tylko mogli, to cały komputer pobraliby z sieci P2P.

Windows 10 za 40 - 50 zł? Felieton o legalności oprogramowania Microsoft

Ogólnie rzecz biorąc, powszechna opinia głosi, że owe niedrogie klucze do Windowsa są całkowicie w porządku pod względem prawnym. Osoby głoszące taką teorię powołują się na wydany w 2016 roku wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE, który w sprawie dwóch Łotyszy, Aleksandrsa Ranksa i Jurijsa Vasileviczsa, oskarżonych o handel nielegalnym oprogramowaniem, orzekł niewinność podsądnych. Jako argument koronny podano wówczas, że nabywca legalnego oprogramowania może je odsprzedać wraz z licencją, tak samo jak każde inne dobro nabyte w sposób legalny, o ile oczywiście obrót nim nie jest objęty dodatkowymi regulacjami, niczym w przypadku leków na receptę czy broni palnej i amunicji. Cóż, nie sposób się z tym nie zgodzić. W końcu jeśli coś kupujemy, to możemy domagać się pełnych praw do gospodarowania tym, włączając w to także możliwość późniejszej odsprzedaży. Niestety cały ten wyrok - skądinąd słuszny, powtórzę - szybko doczekał się bardzo tendencyjnej interpretacji, jakoby każdy jeden klucz aktywacyjny, bez względu na pochodzenie, był całkowicie legalny. Użytkownicy niejako z góry założyli, że całość atrakcyjnie wycenionego oprogramowania pochodzi ze starych komputerów przeznaczonych do zezłomowania, a sprzedawcy oferują nic innego jak towar używany. Przy czym nikt nie dostrzegł (albo nie chciał dostrzec) znamion, jakie nosić musi używane oprogramowanie, by móc zaklasyfikować je jako w pełni legalne. A tych jest naprawdę sporo.

Certyfikat Autentyczności (Certificate of Authenticity – CoA) nie jest licencją, choć w taki sposób przedstawia się go w wielu ofertach sprzedaży.

Kupując dowolny przedmiot z drugiej ręki, należy być w stanie ustalić tożsamość użytkownika pierwotnego, który to powinien z kolei przekazać wszystkie prawa do zbywanego towaru. W przypadku oprogramowania oznacza to, że pierwotna instalacja zostanie usunięta, a wszystkie licencje i certyfikaty, takie jak chociażby Certyfikat Autentyczności (Certificate of Authenticity – COA), trafią w ręce nabywcy. Przy czym zdjęcie COA nie jest równoznaczne z jego przekazaniem, podobnie jak wiadomość e-mail informująca o zakupie “oryginalnego systemu”. Dodatkowo, choć to akurat nieobligatoryjne, warto móc zapoznać się z oryginalnym dowodem zakupu - to dlatego, że zgodnie z art. 291 k.k. nabycie rzeczy uzyskanej wskutek przestępstwa również podlega karze. Nawet jeśli prokurator odstąpi od postawienia oskarżeń, to policja może dokonać konfiskaty oprogramowania pochodzącego z przestępstwa, i to od razu rekwirując dysk twardy lub cały komputer. Wprawdzie dla domowego użytkownika niespodziewany nalot służb może wydawać się cokolwiek abstrakcyjny, ale już w firmach kontrole legalności oprogramowania są chlebem powszednim. Stąd potwierdzenie źródła, z jakiego pochodzi kupowane oprogramowanie, stanowi kwestię nader istotną. Tymczasem sprzedawcy przeważnie milczą na ten temat, rzucając najwyżej niewymowne hasło "program używany". I tak oto wspomniany w powyższym akapicie wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE traci swą moc, bo dopóki nie mamy pewności w sprawie źródła (pochodzenia) kupowanego towaru i nie otrzymujemy go w kompletnej formie, dopóty nie możemy z czystym sumieniem mówić o przekonaniu do jego całkowitej legalności.

Windows 10 za 40 - 50 zł? Felieton o legalności oprogramowania Microsoft

Windows 10 za 40 - 50 zł? Felieton o legalności oprogramowania Microsoft

Windows 10 za 40 - 50 zł? Felieton o legalności oprogramowania Microsoft
Źródło: www.microsoft.com

Czy to jednak oznacza, że dostarczenie Certyfikatu Autentyczności, przez sprzedawcę, gwarantuje legalność? Niekoniecznie - nominalnie naklejki COA zapewniają tylko niektóre systemy z rodziny Windows, a mianowicie Windows XP, Vista lub 7 w wersji OEM, ewentualnie DOEM (dla producentów), a jeśli mowa o nowszych Windows 8, 8.1 lub 10, są to tylko licencje OEM. Kiedy kupujemy notebook czy gotowy zestaw ze wspomnianym systemem, to klucz otrzymujemy zapisany w oprogramowaniu układowym, bez żadnej naklejki COA. Teraz należy się zastanowić ilu użytkowników mogło potencjalnie kupić w 2015 roku lub później nowy sprzęt ze świeżym systemem operacyjnym Windows 10, by wkrótce potem się go pozbywać za ułamek pierwotnej ceny. A takich ofert są tysiące, co prowadzi do wniosku, że znaczna część naklejek to fałszywki. Firma posługująca się tego typu COA, w skrajnych wypadkach, może mieć postawiony nie tylko zarzut korzystania z nielegalnego oprogramowania, ale także zostać oskarżona o fałszerstwo, wszak nadgorliwy prokurator miałby podstawę prawną do podjęcia działań. Tym samym używany system ze stosowną dokumentacją, owszem, daje się nabyć legalnie, ale tylko u źródła, wobec którego mamy całkowitą pewność, chociażby od znajomego. Oferty nikomu nieznanych firm, z aukcji internetowych czy niszowych witryn sklepowych, opatrzone fakturą z Cypru, Malty czy innego raju podatkowego, żadnej pewności pochodzenia towaru nie zapewniają (a kraj pochodzenia samej spółki też powinien dać do myślenia).

Ogromna ilość, jeśli nie zdecydowana większość oferowanych, to CoA podrobione – głównie sprzedawane za pomocą popularnego portalu aukcyjnego. W ten sposób oszukano kilkanaście tysięcy osób (w tym firm) sprzedając podrobione CoA z wypalonymi nośnikami systemu Windows.

Windows 10 za 40 - 50 zł? Felieton o legalności oprogramowania Microsoft
Źródło: www.microsoft.com

Z tego samego względu ciężko na poważnie rozpatrywać licencje za 30 - 50 zł, sprzedawane właśnie na aukcjach lub platformach do handlu kluczami, w formie samych kluczy, zwłaszcza kiedy mamy do czynienia z towarem rzekomo fabrycznie nowym. Za kulisami mówi się, że licencje tej kategorii pochodzą z nadwyżek w chińskich fabrykach sprzętu komputerowego. Tu pojawia się jeszcze ciekawszy problem. Otóż Windows, począwszy od wersji Vista, ma regionalizację, a na dodatek licencje dla integratorów sprzętu są przypisane do nich samych. Jeśli więc kupujemy klucz, który, przykładowo, przeznaczony był dla komputerów firmy Lenovo na rynek niemiecki, to nie możemy legalnie korzystać z niego na składaku, w polskiej wersji językowej. Od tej reguły uchylają się tylko Windows Vista oraz 7 w wydaniu Ultimate, do których Microsoft oferuje specjalne paczki językowe, przez co każda jedna licencja pozwala oficjalnie wykorzystywać rzeczone oprogramowanie w dowolnym języku. Wprawdzie od systemu Windows 8 język możemy zmienić bez naruszania licencji, ale dodatkowe paczki językowe muszą zostać wgrane w późniejszym czasie, po uprzedniej instalacji systemu w oryginale. Inna sprawa, że regionalizacja nie jest sprawdzana żadnym fizycznym zabezpieczeniem. Tak więc klucz, podążając za przykładem, nominalnie niemieckojęzyczny aktywuje polskojęzyczną instalację, i odwrotnie, ale w świetle umowy licencyjnej firmy Microsoft będzie to niezgodne z postanowieniami. Dokonując instalacji, każdy musi umowę licencyjną zaakceptować, a złamanie jej może zakończyć się postępowaniem karnym, gdy tylko korporacja odczuje taką potrzebę. Dla ciekawostki - ceny systemu Windows 10 w elektronicznej wersji ESD, przy zakupie oficjalnym kanałem, są wyższe niż cena wersji OEM.

A co z komputerami używanymi, np. pochodzącymi z wygasłych umów leasingowych? COA działa na zasadach opisanych powyżej, ale z pomocą przychodzą autoryzowani partnerzy Microsoft Refurbisher, którzy mogą zainstalować licencję legalizacyjną, zwaną licencją MAR, za ułamek nominalnej ceny. W takim wypadku Windows 10 Pro kosztuje około 150 zł, Windows 10 Home zaś - 100 zł. Zakup MAR jest niezbędny wtedy, gdy refabrykowany komputer nie ma oryginalnej płyty z systemem albo ukrytej partycji odzyskiwania. Nieco inaczej mają się sprawy z zakupem używanego zestawu czy laptopa od osoby prywatnej. Wtedy warto uzyskać oświadczenie, że będący przedmiotem (częścią) oferty system nie jest wykorzystywany nigdzie indziej, na żadnym innym komputerze. Jeśli sprzedawca, nawet oddawszy COA i dowód zakupu, czynnie korzysta z danej licencji, to jej nabywca wciąż nie dysponuje oprogramowaniem legalnym, a jego postępowanie jest prawnie równoznaczne ze skorzystaniem z jakiejś bazy pirackich kluczy czy generatora, na instalacji z obrazu płyty pobranego nielegalnie z Internetu. Z dużą dozą prawdopodobieństwa odchodzą tylko obawy o szkodliwe oprogramowanie, jakie potrafi być umieszczane w obrazach płyt z szemranych źródeł, oczywiście zakładając, że instalacja została wykonana w oparciu o oryginalną płytę czy ISO.

Co ciekawe, wszystkie wyszczególnione problemy, i to w jeszcze większym stopniu, dotyczą pakietu biurowego Office. Sprawy licencyjne przedstawiają się podobnie, ale piractwo odbywa się na jeszcze większą skalę. W Chinach istnieje sieć fabryk, która wytwarza wierne kopie pudełek i folii laminacyjnej dla konkretnych regionów, a sami specjaliści Microsoftu miewają problemy z odróżnieniem tego typu podróbek od oryginałów. Dlatego wątpliwości powinny budzić nawet ceny odbiegające o 20 - 30 zł od średniej, w odniesieniu do certyfikowanych partnerów firmy Microsoft. Wartości sugerowane są przy tym na tyle niezmienne, że warunkuje je właściwie wyłącznie kurs dolara. Dopiero Office 365 daje większe pole do manewru, bo często bywa składową rozmaitych zestawów typu bundle, a “przedsiębiorczy” sprzedawcy potrafią oferować go oddzielnie. Ale to dalej nie zmienia faktu, że należy bacznie przyglądać się warunkom licencjonowania. Przykład - zakup pięciostanowiskowej licencji domowej upoważnia właściciela do użytkowania danego oprogramowania na pięciu prywatnych urządzeniach (np. komputerze stacjonarnym, laptopie, tablecie itd.), a nie zainstalowania go w firmie celem użycia przez kilku różnych pracowników. Posiadając takie oprogramowanie, podczas kontroli, właściciel zostanie potraktowany jak typowy pirat, na równi z kimś, kto cały software pobrał nielegalnie z Internetu.

Zobacz: Komputer poleasingowy a oryginalny system operacyjny Windows

Ostatecznie wychodzi na to, że zakup legalnego oprogramowania Microsoft w cenie niższej od sklepowej, choć teoretycznie możliwy, obarczony jest niezwykle dużym nasyceniem możliwych pułapek. Jak wyrokuje Trybunał Sprawiedliwości UE, używanego Windowsa można kupić całkowicie legalnie, tylko pochodzenie towaru musi być dobrze udokumentowane, sprzedawca zaś - pewny. Dodatkowo, chcąc korzystać z systemu w polskiej wersji językowej, licencja także musi być krajowa, a to przekreśla już zdecydowaną większość ofert, nawet spośród tych niebudzących zastrzeżeń pod innymi względami. Nie zmienia to faktu, że system zakupiony za jakieś bardzo symboliczne pieniądze może się aktywować i przez długi czas działać bez zastrzeżeń, ale to policji, prokuratury, Urzędu Skarbowego czy innych organów uprawnionych do kontroli oprogramowania, delikatnie mówiąc, może nie przekonać. Oczywiście, podkreślę raz jeszcze, nie chcę tu nikogo do niczego namawiać, ani tym bardziej narzucać jakiś konkretnych poglądów. Każdy i tak postąpi zgodnie z własnym uznaniem. Pragnę jedynie zaznaczyć, że lwia część taniego oprogramowania Microsoft, cokolwiek by nie twierdzili sprzedawcy, jest albo nielegalna, albo niezdatna do zastosowania w Polsce przez zawiłości licencyjne, przez co, zwłaszcza prowadząc działalność gospodarczą, lepiej po prostu nie kusić losu. Ale to tylko moje zdanie, z którym, co oczywiste, nie musicie się w żadnym stopniu zgadzać.

Legalny system operacyjny Microsoft Windows możesz kupić w sklepie Alsen.pl pod tym linkiem.

Windows 10 za 40 - 50 zł? Felieton o legalności oprogramowania Microsoft

Rozmowa z ekspertem licencjonowania oprogramowania Microsoft, Panem Krzysztofem Janiszewskim:

ITHardware: Czy prawdą jest, że Microsoft, wiedząc doskonale o skali tego zjawiska, daje na piractwo ciche przyzwolenie, by stale powiększać procentowy udział swych systemów w rynku?

Krzysztof Janiszewski: To nieprawda. Warto zauważyć, że skala zjawiska jest tak olbrzymia, że nie sposób eliminować wszystkie jego przejawy. Ilość spraw karnych przeciw nieuczciwym sprzedawcom przeczy tej plotce.

ITHardware: Z jakim najzabawniejszym rodzajem piractwa się spotkałeś, np. absurdalnie podrobione opakowanie albo pokrętne tłumaczenie sprzedawcy?

Krzysztof Janiszewski: Może dwa słowa o najbardziej absurdalnej próbie oszustwa: Ok. rok temu badałem komputery dostarczone do poważnej instytucji w ramach zamówienia publicznego. Nie dość, że podróbki CoA były nikczemnej jakości, drukowane na domowym sprzęcie,, to na kilkudziesięciu przyklejone były po dwie, na kilku nawet po trzy etykiety. Oszustwo do potęgi!

ITHardware: To może z drugiej strony z jakim najbardziej bezpruderyjnym sposobem piractwa spotkałeś się w swojej karierze, co najbardziej utkwiło w twojej pamięci.

Krzysztof Janiszewski: Nie trzeba długo szukać, dostarczane kupującym wypalane płyty z nadrukiem nie mającym nic wspólnego z oryginałem. Tłumaczenie, że to kopie zapasowe jest sprzeczne ze wspomnianym wyżej wyrokiem TSUE, zgodnie z którym sprzedaż, czy rozpowszechnianie nieautoryzowanych kopii jest zabronione.

ITHardware: Dlaczego Microsoft nie pod każdym względem stosuje zabezpieczenia programowe, np. regionalizacja kluczy nie podlega weryfikacji programowej?

Krzysztof Janiszewski: Nie potrafię na to odpowiedzieć. Może chodzi o to, że klienci/użytkownicy mogą zmieniać miejsce pobytu czy pracy przenosząc się np. na inny kontynent.

ITHardware: Czy sądzisz, że skala piractwa w Polsce zmniejsza się, czy jest może zupełnie na odwrót?

Krzysztof Janiszewski: Zmniejsza się, co pokazują badania na zlecenie BSA. Ten spadek jest jednak zdecydowanie za mały.

ITHardware: Dziękujemy za rozmowę.

 

A ty drogi czytelniku, jaki preferujesz system operacyjny? A może padłeś ofiarą internetowego oszustwa? Zapraszamy do dyskusji.

Obserwuj nas w Google News

Pokaż / Dodaj komentarze do: Windows 10 za 40 - 50 zł? Felieton o legalności oprogramowania Microsoft

 0