Battlefield 1 - Wrażenia z bety

Battlefield 1 - Wrażenia z bety

Zanim przejdziemy do właściwej części niniejszego tekstu, kilka słów wyjaśnienia: nie śledzę aktualności dotyczących gier, ani nie oglądam żadnych materiałów przedpremierowych poza oficjalnymi. Kiedy ukazuje się jakiś tytuł, w moim odczuciu, godny zainteresowania, po prostu nabywam stosowny klucz i voila. Wolę ewentualne stracić te parę złotych, niż później żałować, że ktoś zepsuł mi dobrą grę spoilerami. Jednocześnie opinia wydawana na gorąco wydaje mi się szczersza od tej podpartej zdaniem osób trzecich – ale nie przedłużajmy.

BF 1 zrywa z niektórymi niechlubnymi tradycjami poprzedników, co w pierwszej chwili pozostawia naprawdę dobre wrażenie.

Pierwsze uruchomienie. W tle przygrywa orkiestra symfoniczna, nader klimatyczna, ale nienachlana. Nie jest to może muzyka z miejsca podrywająca do walki, bardziej powoli budująca napięcie, co w gruncie rzeczy pasuje do obranej konwencji – o tym więcej za moment. Najpierw skupmy się na organizacji gry. Ogólnie rzecz biorąc, duży plus należy się developerowi za porzucenie przeglądarkowej aplikacji Battlelog na rzecz interfejsu całkowicie zintegrowanego z menu, gdzie znajdziemy nie tylko zakładkę z ustawieniami, ale także tablicę z aktualnościami, wyszukiwarkę serwerów i zautomatyzowany matchmaking. Co istotne, identyczna funkcja trafi wkrótce także do Battlefielda 4. Tym samym DICE ostatecznie rezygnuje z Battleloga. Nie wiadomo tylko, co z pozostałymi tytułami wykorzystującymi tę platformę, np. Medal of Honor: Warfighter. Tak czy inaczej, startujemy z wysokiego C. Niestety, jak to mawiają, miłe złego początki.

Po chwili radości spowodowanej odesłaniem Battleloga do piachu, następuje bolesny meltdown. W wersji beta udostępniono dwa tryby gry: Podbój (64 graczy) oraz Szturm (24 graczy). Niezależnie od wybranego trybu, trafimy na mapę Pustynia Synajska – innej chwilowo nie przewidziano. I tutaj mój pierwszy, z jak się okaże wielu, jęk zawodu. Półwysep Synaj leży w sąsiedztwie Kanału Sueskiego, gdzie w 1916 roku Imperium Osmańskie stoczyło relatywnie skromną, właściwie jednodniową, bitwę z Brytyjczykami. Często o tym wydarzeniu nie wspominają nawet podręczniki poświęcone przebiegowi I Wojny Światowej. Tymczasem DICE chce w ten sposób promować pierwszą wysokobudżetową produkcję o Wielkiej Wojnie – nie tędy droga. I zrozumiałbym to, gdyby tylko ciekawy teatr działań usprawiedliwił decyzję projektantów. Ale co może być ciekawego na pustyni? Zasadniczo niewiele. Twórcy z dumą chwalą się rozmiarami lokacji. Niestety w praktyce wszystko sprowadza się do dwóch malutkich wiosek, oddzielonych od siebie piaszczysto-górzystym krajobrazem. Koniec końców to przecież pustynia.

Gra oferuje pięć klas postaci do wyboru: szturmowiec, żołnierz wsparcia, medyk, zwiadowca i pilot / czołgista. Role poszczególnych klas zostały mocno zmienione względem BF-a 4. Szturmowiec nie posiada apteczek, a zamiast tego dysponuje arsenałem do niszczenia czołgów. Za leczenie towarzyszy odpowiada teraz medyk, który przy okazji, z niewyjaśnionych przyczyn, potrafi także naprawiać pojazdy. Zwiadowca i żołnierz wsparcia nie odbiegają od poprzednich odsłon. Pierwszy to po prostu snajper, a drugi – specjalista od broni ciężkiej. Zupełną nowością jest pilot / czołgista, mogący z miejsca odrodzić się wraz z wybranym pojazdem. Przyznam szczerze, że kompletnie nie rozumiem pomysłu czyniącego z medyka inżyniera. Ktoś najwyraźniej wyszedł z założenia: jak „leczyć” to wszystko, włącznie ze sprzętem ciężkim.

Obserwuj nas w Google News

Tagi

GamingGry

Pokaż / Dodaj komentarze do: Battlefield 1 - Wrażenia z bety

 0