Call of Duty: Infinite Warfare - Recenzja gry

Call of Duty: Infinite Warfare - Recenzja gry

Pierwsze wrażenie jest mocno uwarunkowane podejściem do serii Call of Duty. Jeśli cenicie poprzednie odsłony za bardzo dynamiczną, beztroską rozwałkę, to nie zawiedziecie się. Kampania wchodzi niczym Grosicki w rumuńską obronę, z wysokiego C. Dwuczęściowy prolog pobieżnie nakreśla istotę nadrzędnego konfliktu i postać głównego bohatera - a to wszystko w tempie będącym lekką ręką półtorakrotnością dotychczasowych standardów serii, wśród doładowanych skoków, sprintów po ścianach oraz ognia laserów. I wierzcie lub nie, ale wraz z upływem czasu natężenie akcji ulega jedynie dalszej intensyfikacji. Dynamika rozgrywki w duecie z obraną konwencją budzą skojarzenia z serią Halo, ewentualnie trzecim Crysisem... po podwójnej dawce Mocarza, co niestety jest w tym przypadku bronią obusieczną. Ucieczka w stronę kompletnego Sci-Fi dla wielu może okazać się niezbyt strawna.

Call of Duty: Infinite Warfare - Recenzja gry Jako kpt. Reyes bierzemy udział w łącznie ponad 20 misjach, z których część to opcjonalne zadania poboczne. Nie ma tu jednak mowy o nudnawych, wtórnych zapychaczach. Widać wyraźnie, że każde zadanie zostało w mniejszym lub większym stopniu przemyślane, a niektóre z misji pobocznych ani na krok nie ustępują wątkowi fabularnemu - pod względem filmowości uzyskanej przez skrypty, czy czasu trwania. Co ciekawe, po każdej misji nasz bohater komentuje bieżące wydarzenia, budując tym samym wrażenie ciągłości akcji na skalę niespotykaną wcześniej w Call of Duty. I choć Infinite Warfare fabularnie nie dorasta do pięt nawet pierwszemu Black Ops, to sposób przedstawiania poszczególnych wydarzeń sprawia, że gra potrafi poważnie wciągnąć. Oczywiście zakończenie dość łatwo przewidzieć, przynajmniej w ogólnym zarysie, ale i tak mknie się przez kolejne poziomy z nieodpartą frajdą.

Call of Duty: Infinite Warfare - Recenzja gry Jeśli chodzi o samą rozgrywkę - nikt chyba nie spodziewał się rewolucji. Twórcy po raz kolejny postawili na ciąg strzelanin przepleciony raz na jakiś czas widowiskowymi skryptami. Gra jest jednak zdecydowanie mniej korytarzowa od poprzednich części cyklu, a mówiąc precyzyjniej stara się budować takie wrażenie. Nie jesteśmy już automatycznie przerzucani od lokacji do lokacji. Bohater, jako kapitan lotniskowca o nazwie Retribution, posiada własną bazę wypadową, skąd decydujemy o dalszym rozwoju sytuacji. Misje wybiera się teraz z mapy Układu Słonecznego, a sam okręt oferuje dodatkowo kajutę z opcjonalnymi audiologami, zbrojownię i ekrany statystyk. Prawdę powiedziawszy próżno doszukiwać się tutaj jakichkolwiek innowacji, ale dla serii Call of Duty z całą pewnością jest to powiew świeżości - i dalsze rozwinięcie patentu bazy zapoczątkowanego przez Black Ops 3.

Call of Duty: Infinite Warfare - Recenzja gryWśród tych wszystkich nowości na największą uwagę zasługuje możliwość prowadzenia w pełni kontrolowanych walk powietrznych. Zasiadamy wówczas za sterami niewielkiego myśliwca Szakal uzbrojonego w działka i rakiety. W przeciwieństwie do poprzednich Call of Duty, prowadzenie pojazdu nie jest wydarzeniem jednorazowym. Szakal bowiem często pełni rolę środka lokomocji umożliwiającego powrót z misji do bazy, a ponadto posiada cały cykl własnych misji pobocznych. System lotu przywodzi na myśl staroszkolne space shootery, co świetnie wpasowuje się w styl Call of Duty. Walki są naprawdę emocjonujące i co istotne, potrafią postawić przed graczem wyzwanie - zwłaszcza kiedy pojedynkujemy się z kilkoma doświadczonymi pilotami FOK określanymi mianem asów. Niestety, wszystkie pozostałe aspekty zadań to już czysta wtórność... Strzelanie w strefach nieważkości, oskryptowane sceny zabójstw z ukrycia, wzywanie wsparcia z powietrza - wszystko to już widzieliśmy wielokrotnie.

Obserwuj nas w Google News

Tagi

GamingGry

Pokaż / Dodaj komentarze do: Call of Duty: Infinite Warfare - Recenzja gry

 0