Autorzy po raz kolejny postawili na silnik IW Engine, wywodzący się jeszcze z id tech 3 i pamiętający rok 2003. Siłą rzeczy na wodotryski nie możemy liczyć. Usprawnione oświetlenie, a także przyzwoite tekstury sprawiają, że Infinite Warfare wygląda nieźle na statycznych zrzutach, ale w ruchu gra sprawia wrażenie sterylnej i pozbawionej głębi. Uderza to zwłaszcza po bezpośredniej przesiadce z Battlefield 1, gdzie destrukcja otoczenia pełni ważną rolę w gameplay'u. W Call of Duty wybijemy najwyżej wybrane szyby, albo przestrzelimy drobne elementy jak beczki czy pudła. Pod tym względem Infinite Warfare po uszy tkwi w 7. generacji. Tak więc o ile model rozgrywki stawia na efektowność, o tyle oprawa trochę rozmija się z konwencją - nie czuć tej mocy w strzałach czy wybuchach. Granatnik niemogący rozwalić cieniutkich drzwi wygląda... niezbyt poważnie.
Tym niemniej po krótkiej chwili nie zwracamy uwagi na niedociągnięcia. Akcja pędzi zbyt szybko, nie dając czasu na oglądanie otoczenia - a gra nie stara zachęcić się do eksploracji. Niedoróbki ukryte są za ogromną dawką efektów cząsteczkowych. Przy poważniejszych zadymach ciężko dostrzec cokolwiek, nie mówiąc już o rozglądaniu się po ścianach. Rozgrywka zwalnia właściwie tylko podczas prerenderowanych scenek przerywnikowych - te zaś pozytywnie zaskakują szczegółowością twarzy bohaterów, ich mimiką oraz animacjami poruszania. Z całą pewnością Infinite Warfare to jak dotąd najładniejsze Call of Duty, tyle tylko, że ta seria rozwija się po prostu znacznie wolniej od konkurencji. Należy przy tym pamiętać, że deweloper nawet na konsoli Xbox One celuje w stabilne 60 kl./s - a to też wymusza pewne kompromisy. Summa summarum oprawa graficzna zasługuje na szkolne 3+.
Z udźwiękowieniem sprawa przedstawia się nieco inaczej - jest zdecydowanie lepiej. Futurystyczna broń brzmi bardzo wiarygodnie, co podkręca immersję nadszarpniętą przez nieistniejący model destrukcji. Można się faktycznie poczuć niczym na kosmicznym polu walki, a broń nie wydaje się zabawkowa - chociaż czasem tak wygląda. Co istotne, odgłosy wystrzałów są zależne od miejsca, w którym się aktualnie znajdujemy. Daleko tu do realizmu, w końcu strzały słychać nawet w kosmicznej próżni, ale uzyskano przyjemny efekt. Jeśli chodzi o muzykę - właściwie jej nie słychać. Trafia się trochę instrumentalnego patosu, trochę elektroniki. Nic ponad normę. Na tle całej reszty wyróżnia się tylko Zombie in Spaceland z charakterystyczną stylówką lat '80. Ze znanych wykonawców warto wyszczególnić przede wszystkim Prodigy.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Call of Duty: Infinite Warfare - Recenzja gry