Jeśli chodzi o oprawę audio-wizualną należy rozgraniczyć dwa aspekty – ten artystyczny, estetyczny oraz techniczny. Ten pierwszy, zarówno w kwestii grafiki, jak i udźwiękowienia zasługuje na najwyższe uznanie. Ten drugi zaś czasami niestety, przez pewne kompromisy, niweluje walory graficzne oraz stwarza pewną dozę problemów. Całe szczęście, przekrojowo patrząc na całość gry, nie przeszkadzają one w czerpaniu przyjemności z samej rozgrywki.
Pierwszy Dishonored wypracował wizję świata, w którym krzyżowały się wątki „retro” z „futurystycznymi”, a także wprowazdził tam elementy mistyczne i magiczne. Graficznie i architektonicznie było to niczym spotkanie BioShocka ze steampunkiem, z silnym wpływem epoki wiktoriańskiej i domieszką Half-Life 2.
Bioshockowe i Half-Life’owe koneksje nie powinny dziwić – Arkane Studios współpracowało przy tworzeniu drugiej części BioShocka i pracowało nad skasowanym epizodem czwartym do Half-Life 2.
Kontynuacja zachowuje wszystkie dotychczasowe przymioty – chociaż nie dominuje mrok i spowite mgłą miasto Dunwall, lecz jest znacznie więcej scen z urozmiaconym oświetleniem. W sequelu twórcy wprowadzili też nieco inną, wizualną domieszkę – architektoniczny styl śródziemnomorski oraz wspomnianą wcześniej mechaniczną rezydencję, czy artefakt do zakrzywiania czasoprzestrzeni, który nakłada zupełnie odrębny filtr graficzny. W branży zdominowanej przez oklepane motywy militaristyczne, futurystyczne i fantasy, ewentualnie przez zombie-apokalipsę – jest to odświeżająca i przyjemna dla oka odmiana.
Jednakowo jednak ważna w Dishonored 2 jest architektura dźwięku. Dzieło studia Arkane tak obfituje w przeróżne warstwy audio, że kompletnie odradzałbym grę bez słuchawek. Dźwięki, które nas otaczają nie tylko pomagają nam zorientować się czy jesteśmy wykryci lub czy kogoś zaalarmowaliśmy, ale także dzięki nim możemy zaabsorbować informacje z otoczenia i wsiąknąć w świat przedstawiony. Gdy dodamy jeszcze dialogi i monologi trzymanego przez nas mechanicznego serca może to być nawet wręcz przytłaczające. Kiedy wliczymy do tego wszystkiego świetną, ale też dynamicznie zmieniającą się i dokładaną muzykę, mamy przed sobą bardzo kompleksowy mikrokosmos wzajemnie uzupełniających się dźwięków i warstw. Ścieżka muzyczna z jednej strony jest zbliża do siebie złowieszcze, mroczne brzmienia syntezatorowe z bardziej tradycyjną instrumentacją, przeplecioną gdzieniegdzie szczyptą motywów śródziemnomorskich, a z drugiej przeplata teksturalne partie gitarowe z zacięciem kinematograficznym i dokłada do niej pewną mistyczną i nadprzyrodzoną aurę. Całość kojarzyła mi się momentami ze ścieżką dźwiękową do trzeciej części Obecgo autorstwa Elliota Goldenthala (mieszanka syntezatorowych i orkiestralnych brzmień), Dead Space, a i gdzieniegdzie pobrzmiewały odległe echa pierwszego Diablo (szczególnie muzyka z Katakumb), a być może czytelniejszym nawiązaniem będą dokonania Hansa Zimmera z filmów Guya Ritchie o Sherlocku Holmesie. Nawet gdy całkowicie ucichnie soundtrack, mechaniczne dźwięki otoczenia zachowują się jak osobna warstwa muzyczna, która tworzy opresywną atmosferę.
Istotnym elementem oprawy audio jest także dobór głosów. Część pierwsza starała się wyróżnić gwiazdorską obsadą, z Susan Sarandon, Carrie Fisher, Michaelem Madsenem, Bradem Dourifem, Johnem Slattery i Leną Headey na czele. Nawet strażnikom podkładali głosy wyborowi aktorzy serialowi. Obsada aktorska dwójki jest niemniej doborowa, choć może tym razem mniej Arkane poszło w mniej bombastyczne nazwiska, ale widać, że były one niezwykle starannie dobrane. Wśród nich są między innymi Rosario Dawson, Vincent D’Onofrio, Sam Rockwell czy też wreszcie weteran serii Thief – Stephen Russell, który był niegdyś głosem samego Garreta.
Niestety, pomimo swoich artystycznych ambicji, Dishonored 2 nie jest wolne od wad natury technicznej. Jest to kolejna grą, w której zaimplementowano dynamicznie skalującą się rozdzielczość, która potrafi obniżyć liczbę pikseli w pionie i w poziomie gdy na ekranie mamy do czynienia z wartką akcją, bądź dużą ilością postaci jednocześnie. Niestety w takich sytuacjach cierpi klarowność obrazu (oscyluje w granicach 900p na Xbox One) – szczególnie twarze postaci i otoczenie znajdujące się w oddali, które niekiedy wyglądają niczym wzięte z poprzedniej generacji. Z innych minusów, występuje tutaj minimalny screen-tearing (czyli urywanie ramek obrazu), który jednak nie powinien być uniedogodnieniem w 95% sytuacji.
W kilku obszarach odnotowałem także spowolnienia animacji, szczególnie widoczne gdy mamy do czynienia z mnogością efektów wolumetrycznych i cząsteczkowych, na przykład zderzające się ze sobą fale wody czy też w pewnych sytuacjach gdy mamy do czynienia z magią i mocami nadprzyrodzonymi. W większości jednak przypadków sceny te nie występują w głównej części gry, lecz w przerywnikach. Mimo wszystko jednak gra działa jednak w przeważającej mierze płynnie i obraz pozbawiony jest ząbkowania (choć też w wersji na Xbox One niekiedy nazbyt miękko) – dzięki dobrej jakości antyaliasingowi i filtrowaniu anizotropowemu. Niemniej jednak te drobne uchybienia stanowią skazę na artystycznie nienagannej oprawie graficznej.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Dishonored 2 - recenzja gry