Aorus CV27F korzysta z podświetlenia W-LED, które zasilane jest w modelu Flicker-free, czyli przetwornicą prądu stałego. Oznacza to, że nie musimy obawiać się migotania obrazu, co potwierdza weryfikacja poprzez nagranie kamerą smartfona w 240 kl./s. Alternatywnie możemy skorzystać z trybu redukcji rozmycia w ruchu, zwanego Aim Stabilizer, czyli strobingu, który polega na naprzemiennym wygaszaniu i zapalaniu się diod w celu poprawy ostrości ruchomego obrazu, ale korzystanie z niego ogranicza nas do jasności na poziomie maksymalnie 148 nitów. Maksymalna zmierzona przez nas jasność jest rewelacyjna jak na tę klasę, gdyż wynosi aż 442,87 nitów w trybie domyślnym (użytkownika), ale minimalna wypada nie najlepiej, gdyż jest to 47,35 nitów. Okazuje się jednak, że można ją wyraźnie obniżyć (nawet do ok. 15 nitów), korzystając z innych trybów i bawiąc się ustawieniami, więc w razie konieczności nawet czytanie w maksymalnych ciemnościach nie powinno być męczące dla naszego wzroku (poza tym nie oszukujmy się, mało kto w realnym użytkowaniu korzysta z tak wygaszonego podświetlenia). Nieco czepiać można się za to równomierności podświetlenia, ponieważ odchylenia miejscami sięgają tu blisko 15%, a w naszym egzemplarzu najgorzej wypadały górna i lewa krawędź.
Rzeczywista jasność względem ustawień w OSD, w trybie SDR
100%
442,87 cd/m2
90%
400,32 cd/m2
80%
365,13 cd/m2
70%
329,44 cd/m2
60%
290,52 cd/m2
50%
253,22 cd/m2
40%
215,17 cd/m2
30%
173,63 cd/m2
20%
133,68 cd/m2
10%
87,06 cd/m2
0%
47,35 cd/m2
Jednorodność bieli w poszczególnych skrawkach ekranu
Pokaż / Dodaj komentarze do: Gigabyte Aorus CV27F - test monitora Full HD VA 165 Hz z HDR i FreeSync 2