Test automatycznego robota koszącego Stiga A 500. Randki z kosiarką to przeszłość

Test automatycznego robota koszącego Stiga A 500. Randki z kosiarką to przeszłość

Wyprowadź się na wieś, mówili… Będzie fajnie, mówili… Nie mówili jednak, że przy okazji dołożysz sobie obowiązków, o których nie śniło się filozofom. No dobra, mocno teraz przesadzam, ale prawda jest taka, że podczas gdy o zieleń miejską dbają zatrudnione do tego celu osoby i nasza rola ogranicza się do marudzenia, że „dawno już nikt nie przycinał tych żywopłotów”, tak kawałek własnej działki oznacza, że jeśli nie śpimy nie pieniądzach, musimy to zrobić sami. I chociaż ma to swój urok i daje wiele satysfakcji, jednocześnie wymaga też regularności i zabiera dużo czasu, a jak wiadomo tego we współczesnym zabieganym świecie nie mamy zbyt wiele. Weźmy na przykład trawnik, na początku nie może się człowiek doczekać, żeby w końcu zaczął rosnąć, a kiedy już zacznie… no cóż randkowanie z kosiarką co najmniej raz w tygodniu przestaje być przyjemnością.

Część osób szybko zaczyna szukać alternatywy, a mowa o autonomicznych robotach koszących, których widok staje się coraz powszechniejszy. Dokładnie tak, jak to było jakiś czas temu z robotami sprzątającymi do domu.

 Kupiłem w Biedronce smartfon za 389 zł. O dziwo, tragedii nie ma

Zabiera czas, który można przeznaczyć na coś innego i generuje problem z resztkami trawy, z którymi nie do końca wiadomo co zrobić. Nic więc dziwnego, że część osób szybko zaczyna szukać alternatywy, a mowa o autonomicznych robotach koszących, których widok staje się coraz powszechniejszy - dokładnie tak, jak to było jakiś czas temu z robotami sprzątającymi. Kiedy więc pojawiła się okazja, żeby sprawdzić, co potrafią nowoczesne urządzenia tego typu, nie zastanawiałam się nawet chwili. Stiga A 500, bo o tym modelu właśnie mowa, miałam okazję testować przez dwa miesiące, więc zdążyłam dobrze poznać jego mocne i słabe strony. Tak, już na początku mogę zdradzić, że nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, ale…

Stiga A 500 - wygląd i jakość wykonania

Robot koszący Stiga A 500 przychodzi do nas w dużym ekologicznym kartonie o wymiarach 800 x 550 x 305 mm i wadze 8,1 kg, po którym trudno byłoby się domyślić, że mamy do czynienia z urządzeniem wycenionym przez producenta na 7999 PLN. Osobiście doceniam jednak takie pakowanie z mniejszą szkodą dla środowiska i trochę żałuję, że producent nie był bardziej konsekwentny w środku, bo poza tekturowymi przekładkami znajdziemy tam również nieco plastikowych i piankowych woreczków. Niemniej całość bardzo dobrze zabezpiecza robota na czas przechowywania i transportu, więc cały zestaw dociera do nas w idealnym stanie.

Zestaw, bo poza robotem znajdziemy w nim także zestaw startowy (pudełko z kluczykiem do uruchomienia robota, elementem do instalacji modułu GPS poza stacją dokującą czy szpilki do instalacji tej ostatniej w ziemi) i stację dokującą, wewnątrz której umieszczony jest wspomniany już moduł GPS. Sama Stiga A 500 to zaś średniej wielkości urządzenie o wymiarach 545 x 405 x 245 mm, o obudowie wykonanej z tworzywa sztucznego w charakterystycznej dla marki żółto-szarej kolorystyce. Robot od początku robi bardzo dobre wrażenie, wygląda na solidny i trwały sprzęt, chociaż nie ukrywam, że błyszczące elementy zapaliły moją lampkę ostrzegawczą, bo wiecie jak jest z takim wykończeniem na sprzętach, których używamy w domu, a co dopiero na zewnątrz. 

Zwykło się mówić, że rysują się od patrzenia i chociaż tym razem tak źle oczywiście nie jest, to niestety kontakt z elementami ogródka sprawił, że na obudowie testowanego przeze mnie robota pojawiły się otarcia i rysy (zarówno na elementach błyszczących, jak i matowych),  które bolą niemal tak samo jak te na samochodzie :)  Co więcej, żółty kolor jest ulubieńcem wszelkiej maści robactwa, więc podczas koszenia robot niejednokrotnie jest cały w „kropki”. 

Nie da się jednak ukryć, że tak wyrazisty i rzucający się w oczy odcień jest świetnym rozwiązaniem z punktu widzenia bezpieczeństwa, bo trudno go nie zauważyć. I jest to o tyle istotne, że Stiga A 500 pracuje naprawdę cicho (jedna z zalet silnika bezszczotkowego), a generowany przez nią dźwięk jest całkiem przyjemny dla ucha (tak, zdarzyło mi się siedzieć na zewnątrz i słuchać, jak kosi trawnik) - nie jest bezgłośna, ale w porównaniu z kosiarką elektryczną, której używam normalnie, generuje jedynie cichy szum. 

Nie żeby robot potrzebował dodatkowych „zabezpieczeń”, bo podobnie jak w przypadku innych tego typu rozwiązań, noże tnące znajdują się na środku urządzenia i są krótkie (szerokość koszenia 18 cm), więc nawet jeśli przypadkiem wpadniemy na urządzenie, to nie powinno zrobić nam krzywdy. A skoro już przy cięciu jesteśmy, to producent wyposażył ten model w cztery niezależne ostrza obracające się z prędkością do 2850 obr./min, które w razie potrzeby bardzo łatwo wymienić na nowe (wystarczy odkręcić po jednej śrubie mocującej). 

Stiga A 500 - instalacja i konfiguracja

I tu dochodzimy do momentu, w którym zaczynają się schody, bo jeśli wydaje się wam, że „dwie godzinki i po sprawie”, to jesteście w błędzie, z którego Stiga A 500 szybko was wyprowadzi. Dwie godzinki to zajmuje pierwsze ładowanie urządzenia, zanim w ogóle możemy zacząć cokolwiek z nim działać, a to dopiero początek zabawy, więc lepiej od razu zarezerwujcie sobie wolny dzień… albo dwa. 

Zaczynamy od wyboru miejsca dla stacji dokującej, które należy dobrze przemyśleć, bo robot do poprawnej pracy z technologią GPS potrzebuje stabilnego połączenia ze stacją referencyjną, które odbywa się poprzez transmisję danych 4G i stałą komunikację między robotem koszącym, chmurą STIGA i stacją referencyjną (darmowy dożywotni pakiet łączności wliczony w cenę robota), a także dobrej widoczności nieba w zakresie 120 stopni (o zasilaniu chyba nie muszę wspominać, prawda?). To chyba jedyny mankament robotów niewymagających przewodów wyznaczających strefę koszenia, bo stacji nie możemy po prostu „schować” w mniej widocznym miejscu. To znaczy możemy, ale wtedy zmuszeni jesteśmy wyjąć ze stacji dokującej moduł GPS, aby zainstalować go gdzieś wyżej (ramka montażowa jest w zestawie), co oznacza z kolei biegnący po budynku czy ogrodzeniu gruby przewód. 

Kiedy wszystko mamy zainstalowane, a robot jest odpowiednio naładowany, możemy zacząć parowanie systemu z aplikacją mobilną, za pomocą której odbywa się sterowanie (jest też panel bezpośrednio na robocie, ale ograniczony w stosunku do apki i mniej intuicyjny). I nie powinno to zająć dużo czasu, bo oprogramowanie dosłownie prowadzi nas za rękę, a nasza rola ogranicza się do klikania „dalej”. A przynajmniej do momentu, w którym nie zaczniemy „aktywacji zestawu łączności”, gdzie szybko przekonamy się, że aplikacja Stiga nie należy jednak do najprzyjemniejszych i najbardziej dopracowanych. Ja utknęłam gdzieś na etapie „kalibracji sygnału GPS”, gdzie zaczęło się zawieszanie i wysypywanie aplikacji, a do tego problemy z kalibracją samego sygnału. Mówiąc szczerze, ukończenie tego procesu wymagało anielskiej wręcz cierpliwości i szybko zaczęłam zastanawiać się, czy nie zawołać do tego jakiegoś „guya”. Udało się dopiero po kilku próbach następnego dnia, a w mojej głowie z miejsca pojawiły się pytania, czy tak będzie wyglądało codzienne użytkowanie robota. 

Zwłaszcza że następnym krokiem jest wyznaczenie granic ogrodu, co również nie należy do przyjemności, jeśli nie mamy do dyspozycji dedykowanego wózka. Bo wtedy cały proces wygląda tak, że robimy sobie spacer z robotem po granicach działki, prowadząc go za pomocą dżojstika na ekranie smartfona, który jak łatwo się domyślić nie jest ani precyzyjny, ani wygodny. Tym samym albo poruszamy się w żółwim tempie, albo robot jedzie zygzakiem, a należy też pamiętać o odpowiednich odległościach od otoczenia, tj. 40 cm od ogrodzenia, 30 cm od przeszkód typu krzewy czy 1 metr od basenu, co nie ułatwia zadania. Podobnie jak większość tego typu urządzeń, Stiga A 500 nie kosi na krawędziach działki i najwięcej, co możemy osiągnąć, to poprowadzenie granicy obwodu na granicy trawnika i np. rabaty kwiatowej, jeśli znajduje się ona na tej samej wysokości. Owszem, mamy później możliwość modyfikacji granic obwodu, bo urządzenie zapisuje po drodze pewne punkty, ale mapa widoczna w aplikacji mobilnej jest tak mała, że naprawdę lepiej przyłożyć się do wyznaczenia granic, niż później je zmieniać w ten sposób. 

Żeby ułatwić sobie zadanie, relatywnie nieduży trawnik o powierzchni 250 metrów kwadratowych podzieliłam na trzy strefy. I z jednej strony była to dobra decyzja, bo zyskałam w ten sposób większą kontrolę i mogłam np. wymusić dodatkowe koszenie w miejscu, gdzie chciałam, aby trawa była niższa, ale z drugiej wymaga to odpowiedniego połączenia wszystkich stref ścieżkami. I nie ukrywam, że łatwo tu o pomyłkę, przez którą robot zaczyna blokować się na trawniku i sypać komunikatami o błędach typu „robot się zaklinował” czy „robot utknął na trawniku”, które bywają mylące, bo sugerują problemy z nawierzchnią. Notorycznie musiałam więc zbierać urządzenie z trawnika, zanosić na ładowanie do stacji (co pokazało, jak niewygodny i wbijający się w dłoń uchwyt służy do tego celu) i resetować, co było niezwykle irytujące i wymagało więcej zachodu niż koszenie trawy klasyczną kosiarką. Pomogła dopiero rozmowa z przedstawicielem producenta, który dokładnie wyjaśnił, że najpewniej chodzi o problemy ze ścieżkami łączącymi strefy, a nie samym trawnikiem i podpowiedział, jak je wyeliminować. 

Stiga A 500 - funkcjonalność

I wtedy można zacząć doceniać możliwości i zalety Stiga A 500, z którym jest jak z robotem sprzątającym do domu… jak raz spróbujesz, nie chcesz się go pozbyć. Zacznijmy od tego, że możemy wybrać dwa tryby pracy urządzenia, tzn. „spot cut”, czyli koszenie jednorazowe, które wymuszamy dla konkretnej strefy lub „w planie”, gdzie robot zajmuje się trawnikiem według harmonogramu. Ten możemy ustawić ręcznie (nie polecam, bo problemy z aplikacją znowu dają się we znaki) lub automatycznie - wtedy A 500 przeprowadza dwie godzinne sesje koszenia dziennie, podczas których jest w stanie skosić trawnik o powierzchni do 500 m2. Kolejna sesja rozpoczyna się w miejscu, w którym zakończyła się poprzednia, dzięki czemu robot przycina różne strefy każdego dnia. 

Producent zapewnia, że jeśli pozwolimy mu działać automatycznie, to dzięki opatentowanej technologii AGS robot uczy się i zapamiętuje orbity satelitów, siłę sygnału i miejsca, w których występują zakłócenia sygnału o każdej porze dnia, codziennie aktualizując swoją mapę nieba. Ma to pozwalać mu na dokładne zaplanowanie miejsc koszenia, aby zachować łączność i jak największą dokładność. Ile w tym marketingu? Trudno powiedzieć, ale najważniejsze jest, że robot faktycznie sprawnie działa i od kiedy uporałam się z konfiguracją, faktycznie mogłam o nim zapomnieć i cieszyć się skoszonym trawnikiem. 

Co jeszcze znajdziemy w aplikacji? Ustawimy też wysokość ostrzy (od 20 do 60 mm), czujnik deszczu (niski/średni/wysoki) wskazujący przez jaki czas robot będzie pozostawał w stacji po opadach, aby nie niszczyć trawnika, włączymy powiadomienia z aplikacji, dokonamy kalibracji dokowania i ostrzy, a także wprowadzimy urządzenia w stan hibernacji, np. przed zimowym przechowywaniem. W sekcji Mój ogród znajdziemy też sporo opcji dotyczących samego koszenia, tzn. dla każdej strefy możemy ustawić jeden z czterech trybów koszenia, tj. systematyczne cięcie Północ-Południe, systematyczne cięcie Wschód-Zachód, cięcie krzyżowe i równoległe cztery kierunki. 

Co więcej, możemy dopasować tu położenie swojego ogrodu, aby dwa pierwsze faktycznie zgrywały się równolegle lub prostopadle z naszym ogrodem. To ważne np. w miejscach, gdzie mamy wąskie pasy trawnika - w takiej sytuacji zdecydowanie większą wydajność koszenia osiągniemy, kiedy robot będzie kosił wzdłuż nich, spędzając zdecydowanie więcej czasu na pracy, a nie manewrowaniu. Mamy też możliwość wyłączania poszczególnych stref z planu koszenia oraz ustalenia stałych i tymczasowych stref niekoszenia, dzięki czemu robot będzie omijał takie przeszkody, jak rabaty na środku trawnika, place zabaw, baseny letnie itd. I warto to zrobić, bo Stiga A 500 teoretycznie ma czujnik kolizji, co nie oznacza, że będzie ich unikać. Robot przejedzie i przepchnie wszystko na swojej drodze, jeśli tylko wystarczy mu mocy i tylko w przypadku przeszkód nie do staranowania, odbije się od nich, a następnie ominie, by po chwili wrócić na swoją trasę.  

LINK do poniższego filmu:

Stiga A 500

Stiga A 500 - wrażenia z użytkowania

Jak mogliście przeczytać we wcześniejszej części mojego tekstu, początek przygody z automatycznym robotem koszącym Stiga A 500 nie był łatwy, bo instalacja i konfiguracja urządzenia wymagają czasu i cierpliwości. Wyznaczenie granic ogrodu za pomocą niewygodnego naekranowego dżojstika z poziomu przycinającej się, zawieszającej i wysypującej aplikacji to czasami droga przez mękę, ale mimo wszystko zdecydowałabym się przejść nią ponownie. Dlaczego? Ano dlatego, że kiedy już uda nam się wszystko przygotować i ustawić, robot spisuje się po prostu świetnie - możemy o nim zapomnieć i cieszyć się ładnie skoszonym trawnikiem.

 LINK do poniższego filmu:

Stiga A 500

Co prawda od czasu do czasu niezbędna będzie rundka po ogródku z podkaszarką, żeby przyciąć krawędzie trawnika, ale tego nie unikniemy nawet w przypadku kosiarki. No właśnie, ale czy przy robocie naprawdę obejdzie się bez kosiarki? Nie będę tu zgrywać eksperta od trawników, ale wiem, że wiele osób uważa, że ostatnie koszenie przed zimą i pierwsze po zimie, lepiej wykonać tradycyjną kosiarką. Nie będę się spierać, ale z tym wiosennym cięciem faktycznie może być coś na rzeczy, bo Stiga A 500 tak sobie radzi sobie z bardzo długą trawą. Tzn. w końcu doprowadza trawnik do porządku, ale z pewnością potrzeba do tego kilku sesji. 

I na koniec jeszcze kilka długoterminowych kwestii, które mogą interesować potencjalnych użytkowników, tzn. trwałość akumulatora i utrzymanie robota. Jeśli chodzi o to pierwsze, Stiga deklaruje, że zastosowane tu akumulatory litowo-jonowe klasy premium zachowują ponad 80% wydajność po 1500 cyklach ładowania, czyli przez blisko 4 lata. Drugie też nie jest problemem, bo wystarczy zwykła zmiotka, żeby pozbyć się resztek trawy i kurzy z podwozia, a możemy też zdjąć całą górną obudowę, żeby dostać się we wszystkie zakamarki - nic nie stoi też na przeszkodzie, by po prostu spłukać urządzenie wężem ogrodowym (z góry, kiedy znajduje się w pozycji roboczej). Mówiąc krótko, utrzymanie urządzenia wygląda dokładnie tak samo jak każdej kosiarki, jeśli zależy nam na dobrej kondycji sprzętu. 

Stiga A 500 - ocena i opinia

Jak możecie się domyślić po lekturze całego tekstu, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko polecić automatyczny robot koszący Stiga A 500. Owszem, urządzenie kosztuje krocie, a wydatek 7900 PLN z pewnością jest obciążający dla domowego budżetu, ale w zamian możemy liczyć na niemal bezobsługowy trawnik, a przynajmniej przez 5 lat, bo tyle wynosi gwarancja. Należy jednak zdawać sobie sprawę, że nie jest to sprzęt idealny, wystarczy tylko wymienić dość problematyczną aplikację, która oferuje wiele przydatnych funkcji, ale regularnie są z nią problemy (chociaż po konfiguracji ogrodu nie będziemy tam zbyt często zaglądać) czy konieczność dodatkowych zabiegów pielęgnacyjnych na granicach trawnika. 

Stiga A 500 nie jest urządzeniem do każdego ogródka, bo jeśli na naszym trawniku dużo się dzieje, robot spędzi tam więcej czasu na manewrach typu nawracanie i omijanie niż koszeniu, a istnieje też ryzyko, że utknie gdzieś po drodze, zmuszając nas do ręcznego odstawiania go na stację.

 Ten niepozorny smartfon to murowany hit najbliższych miesięcy. Motorola edge 50 neo

Co więcej, Stiga A 500 nie jest urządzeniem do każdego ogródka, bo jeśli na naszym trawniku dużo się dzieje (czytaj: jest tam dużo przeszkód), ma on wiele zakamarków o nietypowych kształtach itd., to robot spędzi tam więcej czasu na manewrach typu nawracanie i omijanie niż koszeniu, a istnieje też ryzyko, że utknie gdzieś po drodze, zmuszając nas do ręcznego odstawiania go na stację. Nie wspominając już o sytuacji, kiedy nasz trawnik jest poprzedzielany wystającymi nad nim ścieżkami, kiedy musielibyśmy przenosić sprzęt z miejsca na miejsce. Wydaje się jednak, że jest to problem każdego urządzenia tego typu, nie tylko tego konkretnego i jeśli tylko mamy taką możliwość, warto wziąć to pod uwagę już na etapie projektowania ogrodu. 

Stiga A 500

 

 

Stiga A 500 - opinia:

 Stiga A 500 - zalety:

  • brak konieczność wkopywania przewodu wyznaczającego strefę koszenia
  • możliwość ustawienia kilku stref koszenia
  • łatwe wprowadzanie stref niekoszenia
  • możliwość ustawienia kierunku i wysokości cięcia
  • bogaty zakres opcji w aplikacji
  • cicha praca
  • łatwe czyszczenie i wymiana ostrzy
  • 5 lat gwarancji

 Stiga A 500 - wady:

  • wysoka cena
  • uciążliwa konfiguracja
  • problematyczne wyznaczanie stref, jeśli nie mamy specjalnego wózka 
  • aplikacja lubi się przyciąć i wysypać
  • nieporęczny uchwyt do przenoszenia robota

 

*Cena (na dzień publikacji): 7900 PLN 

Gwarancja: 60 miesięcy

 

Sprzęt do testów dostarczyła firma:

Stiga

 

Obserwuj nas w Google News

Pokaż / Dodaj komentarze do: Test automatycznego robota koszącego Stiga A 500. Randki z kosiarką to przeszłość

 0