Patrząc na wykresy trudno uwierzyć, że GTX 480 niegdyś kosztował ponad 2000 złotych - ale taki właśnie jest rynek podzespołów komputerowych. Postęp pędzi z wywieszonym językiem, i chyba nikt nie spodziewał się rewelacji po ponad sześcioletnim produkcie. Nie zmienia to jednak faktu, że topowy układ serii 400 w dalszym ciągu pozwala odpalić większość współczesnych gier przy detalach wyższych lub porównywalnych z konsolowymi. W gruncie rzeczy chip GF100 dalej pokazuje pewien potencjał, choć niestety 1,5 GB pamięci robi swoje. Widać to zwłaszcza w tegorocznym Doomie, a także FarCry'u Primal. Czy dzisiaj, w roku 2016, byłbym w stanie komukolwiek zasugerować zakup GTX-a 480? Niekoniecznie. Fermi wymaga solidnego zasilacza i równie dobrego układu chłodzenia. Tymczasem podobną wydajność zapewnić może sprzęt klasy GTX 750Ti, zaoszczędzając jednocześnie oczywistych problemów.
GTX 480 względnie poradzi sobie ze współczesnymi grami, o ile nie braknie mu pamięci VRAM.
Dodatkowo, z zaprezentowanych testów płynie ważny wniosek, będący rzeczową odpowiedzią na często pojawiające się pytanie: nie warto kupować topowego modelu z myślą o wieloletnim użytkowaniu, na pół dekady lub dłużej. Lepiej kilkukrotnie zainwestować w akcelerator średniej klasy. Dla przykładu - ktoś, kto w 2010 roku zaoszczędził 600 złotych decydując się na GTX-a 470 zamiast 480, dzisiaj może z czystym sumieniem zakupić choćby GTX-a 950. W czasach świetności architektury Fermi strata nie była wielka, a zysk w dniu dzisiejszym - ogromny. Oczywiście to duże uproszczenie, ale daje niezły obraz dynamiki rynku GPU. I z tym wszystkim Was zostawiam. Mam jednocześnie nadzieję, że udało mi się chociaż częściowo zaspokoić Waszą ciekawość. Czy w przyszłości pojawią się inne takie retrospekcje? Zobaczymy :)
Pokaż / Dodaj komentarze do: (Re)Test karty graficznej Nvidia GTX 480 - spotkanie po latach