Recenzja słuchawek Brainwavz HM2

Recenzja słuchawek Brainwavz HM2

Istnieje taki rodzaj sprzętu, który już od chwili usłyszenia pierwszych dźwięków, wywołuje w słuchaczu niezależne od niego zachowania. Brainwavz HM2 są w stanie wywołać niekontrolowany uśmiech na ustach większości użytkowników. Będzie to jednak radość zbliżona do tej okazywanej na widok szczeniaka. Słodko podkoloryzowane dźwięki i pewna niezdarność w odtwarzaniu, mają mas nawiedzać przez resztę testu.

Jako pierwszy dostrzegamy mocno podbity bas towarzyszący wyraźnie zaciemnionej górze. Całość łączy się z ciepłą barwą i intensywnym lecz przytłumionym dołem. Niestety obrany kierunek obniża dynamikę oferowanego dźwięku. Tym samym producent już na początku, wyraźnie wskazuje zastosowanie sprzętu. Słuchawki mają sprawdzić się w gatunkach, w których wokal pełni drugoplanową rolę wobec wyeksponowanej sekcji rytmicznej. Rozczarowani będą również entuzjaści muzyki instrumentalnej oraz czystego brzmienia w dowolnej postaci. Jednocześnie trudno zaprzeczyć, że odsłuch należy do przyjemnych.

Mimo basowego charakteru słuchawki zachowują odczuwalną scenę o zadowalającym zakresie w tym progu cenowym. Decydując się na słuchawki za 199 złotych otrzymujemy więc konstrukcję grającą dość szeroko, przy niemal pomijalnej głębokości. Nieco do życzenia pozostawia natomiast separacja dźwięków. Zgodnie z założeniami, utwory symfoniczne nie są żywiołem HM2.

Źródła

Specyfika oferowanego dźwięku sprawia, że HM2 najlepiej sprawdzają się w parze ze smartfonem bądź komputerem. Stosowany przez nas odtwarzacz Sansa Clip Plus dysponuje zbyt małą mocą aby wydobyć z testowanych słuchawek to co najlepsze. Połączenie niskiej mocy z zaciemnioną górą skutecznie tłumi dźwięk.

Słabo wypadł również test z wykorzystaniem Zorloo Zuperdac. Przenośny DAC ma tendencje do podbijania basów i naturalizowania brzmienia. Efektem tego jest łupanka rodem ze starego Golfa.

Porównanie

Brainwavz bezsprzecznie oferują więcej niż Jabra Sport. Jednocześnie przegrywają z Zorloo Z:ero wyposażonymi we własny DAC. Obydwie konstrukcje mają tendencje do koloryzowania dźwięku, jednak Zorloo grają czyściej, pozostawiając nieco miejsca dla entuzjastów delikatniejszych gatunków.

Zarówno Pioneer A1000 jak i AKG K319 biją na głowę Brainwavz pod względem czystości odtwarzanego dźwięku. Jednocześnie z pewnością nie zabraknie opinii, że odsłuch z wykorzystaniem HM2 jest po prostu przyjemniejszy. Neutralnie grające słuchawki, zazwyczaj przegrywają w wyścigu do serca przeciętnego konsumenta. Wszystko za sprawą wyżej ceny i bardziej skomplikowanych wrażeń w przypadku tych pierwszych.

Obserwuj nas w Google News

Tagi

RTV AGD

Pokaż / Dodaj komentarze do: Recenzja słuchawek Brainwavz HM2

 0