Gamescom 2019 - relacja z targów
Pierwszy i jedyny dzień w Kolonii rozpocząłem już o godzinie 9:00 od wizyty u ekipy CD Projekt Red, gdzie po raz pierwszy mogłem zobaczyć nowy materiał z Cyberpunka 2077. Był to praktycznie ten sam fragment, który prezentowany był już na targach E3, ale jako że nie został jeszcze upubliczniony, to i ja dorzucę moje 3 grosze. Nie ma cienia wątpliwości, że będzie to wielka gra, a jej oceny będą zaczynać się od 9. Czy to jednak wystarczy, by spełnić oczekiwania graczy? Mam tu pewne obawy i wątpliwości, ponieważ hype na ten tytuł jest ogromny, a to co miałem okazję zobaczyć, prezentowało się dość… zwyczajnie. Nie zrozumcie mnie źle, wciąż jestem napalony na tę grę i znajduje się ona na pierwszym miejscu na mojej liście najbardziej oczekiwanych produkcji (szczególnie że szarpnąłem się na kolekcjonerkę w przedsprzedaży), ale mimo wszystko spodziewałem się rewolucji i skoku jakościowego, jaki przyniósł trzeci Wiedźmin, tymczasem nie jestem pewny, czy uda się to powtórzyć.
Gra wygląda jednak bardzo dobrze i zachwyca dbałością o szczegóły, ale mimo wszystko mam wrażenie, że zaliczyła downgrade graficzny w stosunku do pierwszego dema, choć mogła być to wina ogromnego ekranu, na którym obraz nie był tak ostry. Postaci poruszają się miejscami dość sztywno, a jakość niektórych tekstur pozostawia nieco do życzenia. Sama rozgrywka także zdaje się być w głównej mierze zlepkiem dobrze znanych już pomysłów, nasuwając sporo skojarzeń z Deus Ex. Muszę jednak przyznać, że po początkowej nudzie z każdą kolejną minutą prezentacji (ta trwała niecałą godzinę) coraz bardziej przekonywałem się do Cyberpunk 2077, bo błyszczą tu przede wszystkim charyzmatyczne postaci, bardzo dobre dialogi (znak rozpoznawczy Redów) czy elastyczność w tworzeniu i personalizowaniu postaci. Tu nasze wybory rzeczywiście mają bardzo duże przełożenie na rozgrywkę, odblokowując nam zupełnie odmienne drogi do osiągnięcia celu. Nie będę opisywał przebiegu samego dema, bo pisało o nim już wiele portali, ale to co zobaczyłem potwierdziło, że Cyberpunk 2077 będzie świetną produkcją. Czy powalczy o miano gry generacji i pozamiata wszelką konkurencję? Tego nie jestem pewien, choć wciąż ufam CD Projekt RED.
Check out a sneak peek of the latest #Cyberpunk2077 gameplay demo...
— NVIDIA GeForce (@NVIDIAGeForce) 20 sierpnia 2019
... it's breathtaking.#RTXOn #Gamescom2019 pic.twitter.com/oMRh5eqQcR
Później postanowiłem pozostać w polskich klimatach i udałem się na stanowisko krakowskiego studia Bloober Team, gdzie mogłem ograć fragmenty pięciu chapterów z gry Blair Witch. To co zobaczyłem, napawa sporym optymizmem. Co prawda wciąż będzie to survival horror pokroju Layers of Fear czy Observer, czyli relatywnie nieduża produkcja o skromniejszym budżecie, ale stanowić może ona przełom dla Blooberów. Po pierwsze, mądrze korzysta ze znanej licencji i zamiast odtwarzać kultowy film, co nie miałoby szansy się udać, wykorzystuje tę markę do przedstawienia oryginalnej historii, dodając do niej klimat i charakterystyczne cechy Blair Witcha. Przekonujący jest też sam gameplay, który zdaje się inspirować innymi produkcjami, ale wykorzystuje znane motywy na swój oryginalny sposób. I tak, podobnie jak w Alan Wake w walce korzystamy z latarki, ale ta pozwala jedynie odpędzić przeciwników i w grze nie uświadczymy broni palnej.
Ciekawym rozwiązaniem jest też towarzyszący nam pies, który nie tylko jest mniej podatny na uroki wiedźmy, więc może być dla nas przewodnikiem w niektórych sytuacjach, ale i możemy wydawać mu komendy, np. by szukał interesujących rzeczy. Poza tym, bardzo pomysłowo wykorzystano kamerkę, która podobnie jak w Outlast ma noktowizję, ale służy też do rozwiązywania zagadek, gdyż odtwarzane na niej nagrania zmieniają rzeczywistość (np. zablokowanie filmu w odpowiednim momencie może otworzyć nam drzwi w „realu”). Co jednak najważniejsze, klimat jest tu naprawdę gęsty i w trakcie pokazu, pomimo niesprzyjających warunków (jasne światło), miałem gęsią skórkę i zdarzyło mi się podskoczyć na krześle, czym nieźle ubawiłem jedną z Pań. Premiera już 30 sierpnia i na pewno chętnie sprawdzę pełny produkt.
Kolejnym punktem mojego programu było sprawdzenie, jak wypada streamowanie gier od Google. Amerykanie pozwolili wypróbować dwie gry w swojej usłudze: Mortal Kombat 11 i Doom Eternal. Muszę przyznać, że przez pierwsze chwile ze Stadią byłem oczarowany, podobnie jak mój rywal w Mortala, pewien przemiły Niemiec. Niestety im dalej w las, tym więcej problemów zaczęło się pojawiać - wcześniej niewyczuwalny lag zaczął dawać o sobie znać, a pojawiały się też sporadyczne przycięcia. Budzi to spore obawy, szczególnie że w tym przypadku Google mogło praktycznie w pełni kontrolować warunki testowe, zapewniając najwyższej klasy łącze internetowe i serwery, więc w naszych domach mogą występować jeszcze większe problemy. Sama koncepcja jest jednak niezwykle imponująca, a gry są w pełni grywalne i prezentują się bardzo dobrze. Zanim jednak usługa trafi do naszego kraju, minie zapewne jeszcze sporo czasu, więc będziemy mogli się przekonać, jak Stadia radzi sobie na Zachodzie.
Na ogromnym stoisku EA, które zajmowało praktycznie pół jednej z hal, o dziwo nie za bardzo było w co pograć - no chyba, że interesowały nas kolejne DLC do Battlefronta czy Battlefielda. „Elektronicy” nie przywieźli bowiem ze sobą do Kolonii Star Wars: Jedi Fallen Order, co było sporym rozczarowaniem. Co więcej, w kuluarach krążyły informacje, że wynika to z faktu, że gra jest tak krótka, że udostępniając dziennikarzom 40 minut rozgrywki, pokazano by zbyt wiele, co nie napawa optymizmem. Jeśli zaś chodzi o Need for Speed Heat, to wydaje się, że jest to kolejna odsłona dla fanów serii, która nie wprowadzi żadnej rewolucji, ale miłośnicy lekkiego podejścia do tematu ścigania powinni być zadowoleni. Personalizacja aut zapowiada się na bardzo rozbudowaną, a podział rozgrywki na legalne wyścigi za dnia i nielegalne nocą może nieco urozmaicić zabawę, ale jak na razie nie robię sobie zbyt wielkich nadziei.
Na Gamescom nie zabrakło też oczywiście stricte hardware'owych wystawców, którzy prezentowali swoje nowości aczkolwiek na głównych otwartych halach nie było ich zbyt wielu i ci koncentrowali się głównie w strefie biznesowej, nie dostępnej dla typowych zwiedzających. Jednym z wyjątków był Gigabyte ze swoją marką Aorus, HP Omen czy Samsung, który przywiózł ze sobą nowe monitory, w tym Space Gaming Monitor (SR75Q) i zapowiedział wprowadzenie na rynek europejski modelu CRG5. Space Gaming Monitor to gamingowa wersja docenianego za design monitora The Space, który charakteryzuje się 32” matrycą o rozdzielczości QHD, częstotliwością odświeżania wynoszącą 144 Hz i technologią FreeSync. Tym co wyróżnia monitor na tle innych modeli to specjalny uchwyt pozwalający przykręcić monitor do krawędzi stołu co znacząco oszczędza miejsce na blacie. CRG5 to z kolei pierwszy na świecie zakrzywiony monitor 240 Hz.
Niestety jeden dzień na tak ogromne targi jak Gamescom to stanowczo zbyt mało, tym bardziej, że oprócz gier miałem jeszcze spotkania z AOC i Philipsem. Co więcej, kilka odwiedzanych przeze mnie stanowisk okazało się stratą czasu, np. Shenmue III, gdzie wyświetlany był jedynie zwiastun, który opublikowano też w sieci (co więcej, prezentowane fragmenty z rozgrywki wyglądają dość sztywno). Nie udało mi się niestety wbić do Ubisoftu, a jeśli chodzi o Nintendo, to miałem okazję zobaczyć port Wiedźmina 3 na Switch i choć ten jest grywalny, to jednak downgrade graficzny jest bardzo duży i nie wiem, czy jest to dobra platforma dla tego typu produkcji. Nie ma większego sensu opisywać innych gier, które miałem okazję zobaczyć, a w które nie miałem szansy zagrać, gdyż materiały z nich udostępnione są w internecie, choćby Death Stranding, Doom Eternal czy Dragon Ball Z: Kakarot.
Na koniec dodam jeszcze kilka zdań na temat samych targów. Te są przede wszystkim ogromne i tylko tego jednego dnia zrobiłem blisko 20 km, a i tak wiele rzeczy mnie ominęło ze względu na duże kolejki (nawet podczas dnia prasowego). Warto dodać, że cała jedna hala przeznaczona jest na stoiska z gadżetami dla graczy - koszulki, przepiękne figurki, artbooki itp, co może skończyć się naprawdę źle dla portfela. Oczywiście na każdym kroku spotykamy zapaleńców z całego świata i choć pierwszego dnia cosplay jest raczej rzadkością, to mi udało się spotkać choćby te dwie przemiłe Polki na zdjęciu poniżej.
Sama impreza to zaś coś, na co każdy zapalony gracz powinien się udać, choćby ze względu na atmosferę, możliwość sprawdzenia nadchodzących produkcji czy sprzętu, nie mówiąc już o tonach gadżetów rozdawanych na każdym kroku. Organizacyjnie można byłoby się nieco przyczepić do kilku kwestii, szczególnie z oznaczeniem poszczególnych hal, a do tego ceny jedzenia na miejscu potrafią przyprawić o zawrót głowy (6 euro za mały kawałek pizzy!). Mimo wszystko nie żałuję, że udało mi się w tym roku odwiedzić Kolonię i mam nadzieję, że za rok - szczególnie jeśli będzie można ogrywać już next-genowe gry - również zamelduję się na miejscu, choć jeśli można, to poproszę już bez takich atrakcji w drodze jak tym razem :)
Pokaż / Dodaj komentarze do: Gamescom 2019 - relacja z targów i podróży pełnej przygód