Może będzie dobrze
Granie, które znamy umierało już wiele razy. Zmiany nigdy nie były tak drastyczne jak w przypadku przejścia na streaming, które nieuchronnie nad nami wisi. Na zamartwianie się jednak nie ma miejsca, bo to będzie także świetna okazja do rozwinięcia swego gustu, eksperymentowania, czerpania ile się da z wybranej przez siebie subskrypcji. Może wizja, którą poświęciłem tu zarysowałem wyjdzie jednak wszystkim na dobre. Może będziemy jednak próbować więcej gier, bez poczucia ryzykowania pieniędzy, towarzyszącego zakupowi tytułu, którego do końca nie jesteśmy pewni. W takich warunkach paradoksalnie uda się sprawdzić więcej dwugodzinnych doświadczeń... i choć sam nie jestem pewien czy tak radosna wizja się sprawdzi, to chyba warto mieć choć trochę nadziei, że tak będzie. Samymi kolosami na setki godzin farmienia online takie usługi stać przecież nie mogą. A jak pokazuje przykład Epic Games Store jeden potężny tytuł (Fortnite) może dawać zyski na tyle duże, że zasponsoruje dziesiątki innych mniejszych gier. Na plecach takiego pewniaka można zbudować budżet pozwalający kilku niezależnym studiom na eksperymenty.
W teorii taka forma dystrybucji rozwiązuje dziesiątki problemów tak długo jak długo mamy dostęp do Internetu i kartę kredytową.
Z tyłu głowy wciąż mam po prostu przypadki kiedy gry w nowych wersjach traciły część swej ścieżki dźwiękowej, znikały ze sklepów lub miały wyłączane serwery. W epoce streamingu będzie tego jeszcze więcej, bo nie będzie czegoś takiego jak oryginalna kopia. Uzyskamy dostęp tylko do aktualnej obecnie wersji programu, bez możliwości poznania wersji premierowej. To coś na co zakup gry na płytach jednak pozwala (a np. zabawa z Mass Effect Andromeda bez patchy to zupełnie inny rodzaj doznań). Dlatego w pewien sposób boję się streamingu nie jako idei, a jako dzieła korporacji, które nigdy nie są nasycone. Bo w teorii taka forma dystrybucji rozwiązuje dziesiątki problemów tak długo jak długo mamy dostęp do Internetu i kartę kredytową. Firmy powstają jednak przede wszystkim po to, by zarabiać pieniądze, a nie dawać nam jak najlepsze gry. Dowodem tej tezy są setki świetnych tytułów nigdy się nie zwróciło pogrążając swych twórców. Na pewno wraz z sukcesem pojawi się moment zachłyśnięcia i przestawienia dźwigni zbyt mocno; w kierunku podwyższania cen, stawiania tylko na sprawdzone typy gier i kąpania się w przeświadczeniu o własnej nieomylności. Zbyt wiele firm, które zaczynały ze szczytnymi ideami na sztandarze skończyło w taki sposób. Dlatego cieszmy się grami, które są emocjonującym przeżyciem doświadczanym w spokoju, bez pikających w rogu ekranu powiadomień dopóki jeszcze jest ich tak dużo. Potem może być różnie.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Streaming zabije granie, które znamy – nie wiemy tylko kiedy