Wypakowane słuchawki wydają się znacznie większe niż ich chudsze rodzeństwo, mimo że na papierze wcale nie przytyły aż tak bardzo. Muszle większe o 5 milimetrów tym razem przykrywają całe uszy. Rozrósł się także pałąk, jednak szerokość pozostaje bez zmian. Produkt jest utrzymany w estetycznej, czarnej kolorystyce. Na razie nie ma innych wersji kolorystycznych. Patrząc więc na całość, mamy plastikową konstrukcję z dosyć szerokimi (ponad 4 cm) muszlami o średnicy około 6 centymetrów. Wykonanie boków może się podobać - są inspirowane wykończeniem typowym dla wzmacniaczy (jak i również głośników). Na lewej słuchawce jest gniazdo jack. W zestawie znajduje się także przewód, którego długość (przyp. niecałe 80 cm) pozwoli podpiąć się do laptopa czy smartfona. Jest to identyczny kabel jak w przypadku tańszego modelu, jednak w tym budżecie moglibyśmy oczekiwać gratisowej przedłużki, by bezproblemowo wpiąć się w kartę dźwiękową stojącego nieco dalej komputera stacjonarnego.
Na prawej słuchawce znajdziemy panel sterujący, czyli włącznik Bluetooth, który należy przytrzymać trzy sekundy, aby sprzęt został znaleziony przez naszego smartfona. Obok niego mamy jeszcze przyciski do zmiany utworu, odpowiadające także za zmianę głośności (jeśli dłużej je przytrzymamy). Znajdziemy tam jeszcze mikrofon i dalej za nim port mini-USB, dzięki któremu naładujemy słuchawki. Do wrażeń z użytkowania jeszcze wrócimy. Bezprzewodowy tryb pracy sygnalizuje niebieskie podświetlanie. O komfort mają zadbać solidne, czarne pady wykonane z miękkiej ekoskóry, w których środku umieszczono duży kawałek gąbki. Obejmują całe uszy i dość dobrze dopasowują się do ciała, ale, co dziwne, w przeciwieństwie do Sunset wyraźniej ściskają i potrafią męczyć skórę. Do tego w cieplejszy dzień lub podczas wzmożonej aktywności fizycznej, głowa może w nich się pocić, czego także nie odnotowałem w poprzednim teście. Moim zdaniem większy i cięższy model stracił dużo z mobilności. Pozostaje po prostu możliwość wygodnej bezprzewodowej pracy, ale raczej nie jest to dobry wybór na siłownię. Pady zostały tak obszyte i zamontowane, że nie uda się ich zdjąć bez rozprucia szwów. Muszlami można dość swobodnie obracać, a maksymalny kąt przekracza 90 stopni. Samo wykonanie stoi na wyższym poziomie i nie obawiałbym się o długowieczność tego sprzętu.
Muszle można regulować, wysuwając je w dół do niemal 4 centymetrów. Rozsuwane zdradzają aluminiową część wzmacniającą pałąk. Wciąż jest on na tyle elastyczny, że słuchawki możemy rozszerzyć i założyć nawet na arbuza. Jego większą część pokrywa czarny materiał, którego obszycie i walory estetyczno-użytkowe nie budzą żadnych obaw. Na plastikowych częściach znajdziemy oznakowanie stron. Tak jak pisałem, całość nie jest już tak bardzo wygodna i w czasie treningu słuchawki mogą nam przeszkadzać, co nie zmienia faktu, że wciąż ich mobilność jest bezsprzeczną zaletą. Wzrosły za to walory estetyczne i jakość wykonania konstrukcji. Mamy więc uczucie, że zyskaliśmy coś, kosztem czegoś. Powinniśmy mieć za to lepszą bazę, zapewniającą wyższą jakość dźwięku. Czas sprawdzić, jak CA Malibu brzmią.
Pokaż / Dodaj komentarze do: CA Malibu - eleganckie i bezprzewodowe słuchawki dla aktywnych