Seria MasterPulse w porównaniu do poprzednich słuchawek tego producenta niewątpliwie wyróżnia się stylistyką, co w tym przypadku uznać trzeba za plus. Design urządzenia wydaje się być zdecydowanie bardziej stonowany, elegancki, ale jednocześnie trudno odmówić mu charakteru i na pewno nie jest nudny. Całość utrzymano w czarno-szarej kolorystyce, którą przełamuje mocny czerwony akcent w postaci kabla. Słuchawki nie należą do najlżejszych (ważą jakieś 320 gramów bez przewodu), ale w zamian otrzymujemy naprawdę solidną konstrukcję wykonaną z aluminium, która jest w stanie wytrzymać zdecydowanie więcej niż plastikowi rywale. Poza tym, zastosowanie metalu sprawia, iż MasterPulse wydają się należeć do wyższej półki cenowej.
Ciekawym rozwiązaniem jest także brak klasycznego pałąka, który musimy ręcznie regulować z obu stron, ponieważ zamiast tego otrzymujemy elastyczną opaskę umieszczoną pod metalową ramą, która sama dostosowuje się do rozmiaru naszej głowy. Taki samoregulujący się pałąk stosowany jest choćby przez Steelseries, ale w tym przypadku nieco lepiej zrealizowano ten pomysł, przez co opaska jest wygodniejsza niż u konkurenta, gdzie miała tendencję do samoistnego ściągania się z naszych uszu. Zastrzeżeń nie mam także co do zastosowanych materiałów, ponieważ gumowane tworzywo oraz pięć odseparowanych skórzanych poduszek na wewnętrznej stronie sprawiły, że pałąk bardzo dobrze dopasowuje się do kształtu naszej głowy i słuchawki leżą naprawdę wygodnie.
Na pochwały zasługują też same nauszniki, wykonane z dobrej jakości ekoskóry, wewnątrz której umieszczono solidne gąbki zapamiętujące kształt. Same pady są na tyle duże, że bez problemów mieszczą nawet tak duże małżowiny uszne jak moje, co poprawia komfort użytkowania tego produktu. Jeśli miałbym się tu czegoś czepiać, to preferowałbym grubszą gąbkę odseparowującą ucho od przetwornika, ponieważ w przypadku naprawdę małych małżowin mogą one opierać się na tym twardym elemencie. Same panele boczne, zdejmowane z zewnętrznej strony słuchawek, wykonano zaś z twardego, lekko chropowatego plastiku, pod którym umieszczono siatkę ze sztucznego tworzywa. Producent nie zapomniał nawet o takich szczegółach, jak drugie logo umieszczone pod zdejmowanymi panelami, a nie da się ukryć, że oprócz praktycznego zastosowania funkcja ta spełnia także ciekawy zabieg estetyczny, ponieważ słuchawki wyglądają zgoła odmiennie bez tych osłonek.
Dobrze wypada również odpowiednie wyważenie docisku słuchawek do naszej głowy, przez co nie wywołują one bólu w trakcie dłuższych sesji, a jednocześnie zapewniają naprawdę solidną izolację i nie zsuwają się z głowy nawet przy bardziej energicznych ruchach. Na komfort użytkowania tego sprzętu wpływ ma także zastosowany tu płaski kabel, który dzięki wstążkowemu kształtowi nie ma tendencji do plątania, jak to bywa w przypadku tradycyjnych, okrągłych przewodów. Poza tym, Cooler Master zadbał o wzmocnienie jego newralgicznych miejsc, czyli wyjścia ze słuchawki oraz wtyku (pozłacanego), a nie zabrakło też funkcjonalnego pilota w górnej części, który pozwala na regulację głośności oraz wyciszenie mikrofonu (szkoda, że nie posiada klipsa do ubrań i wskaźnika wyłączonego mikrofonu). Kończąc temat designu i budowy słuchawek trzeba jeszcze wspomnieć o mikrofonie, bo choć na pierwszy rzut oka wydaje się, że MasterPulse są takowego pozbawione, to element ten jest obecny. Twórcy zdecydowali się jednak na rzadko spotykane rozwiązanie, gdzie ten został ukryty w lewej słuchawce, w której umieszczono jedynie niewielki otwór. Sprawia to, że głos jest nieco bardziej oddalony, a sprzęt zbiera więcej dźwięków z otoczenia (i samych słuchawek, jeśli są głośno), ale moi rozmówcy nie narzekali na problemy ze zrozumieniem tego, co do nich mówię, nawet w najgorętszych momentach, więc nie ma też powodów do nadmiernych narzekań.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Cooler Master MasterPulse - recenzja słuchawek