FIFA 20 – recenzja

FIFA 20 – recenzja

Fifa 20 to kopalnia rozgrywek dla fanów piłki nożnej. Licencje na największe ligi (i najmniejsze – takie jak polska czy japońska), tryb Volta przenoszący nas na uliczne boiska, wyzwania, treningi, ligi, turnieje, ligi online czy też budowa własnego składu FUT gwarantują setki godzin zabawy. Tryb menadżerski to już w ogóle bajka – zatrudnianie skautów, wyszukiwanie zawodników, prowadzenie rozmów transferowych, ustawianie taktyki itd. są rozbudowane do tego stopnia, że można je uznać za wersję light gier typu Football Manager. Karierę można także rozegrać jako jeden zawodnik i piąć się po szczeblach kariery, a na koniec kontynuować ją jako manager. Pod tym względem praktycznie wszystko jest na miejscu, jest dopieszczone i dokładnie takie jakie miało być. Oczywiście najwięcej frajdy i emocji wyciągną z trybów prowadzenia klubów fani mniejszych drużyn. Wkładając w nie sporo pracy i realizując swoją wizję można w kilka sezonów sprawić, że dzisiejszy średniak podniesie puchar Ligi Mistrzów. Jak wyjątkowe to uczucie wie każdy, kto już tej sztuki dokonał. Ja z moim Vitesse Arhnem wciąż walczę...

Mecze są intensywne i pełne zwrotów akcji, ale niewiele różnią się od tego, co widzieliśmy w trzech-czterech ostatnich częściach. Trudno jednak wprowadzić jakieś wyraźne zmiany, gdy po raz kolejny korzysta się z tego samego silnika.

FIFA 20 - recenzja

Żeby osiągnąć najwyższe laury trzeba jednak skupić się na tym, co najważniejsze – na wygrywaniu kolejnych meczów. Grający od lat w Fifę na pewno bez problemu wskoczą w ten system, ponieważ zmiany są czysto kosmetyczne. Wyraźne przemodelowanie przeszedł jedynie system rzutów wolnych, wracający do ustawiania celownika w bramce oraz tego, jak stopę ułoży strzelec przy uderzeniu. Ten element zawsze był nieco skomplikowany w grach piłkarskich, ponieważ ułatwienie go sprawiłoby, że wolne „wchodziłyby” zbyt często, tu chyba jednak przegięto w drugą stronę. Co prawda dość szybko można załapać jak prawidłowo strzelić, ale na pierwsze trafienie czekałem naprawdę długo. Same mecze to znów szukanie najszybszych skrzydłowych, próba odgrywania piłki po ziemi w pole karne i strzały bez przyjęcia, bądź brawurowy drybling środkiem zakończony próbą wystawienia komuś futbolówki tuż przed bramkarzem. Jakby się Electronic Arts nie starało i jak nie reklamowało swojej gry, to algorytmy zawsze pomagają zawodnikom o lepszych statystykach, nieco rozciągają pozycje obrońców i faworyzują sprinterów, przed którymi coraz trudniej się obronić. Dzięki temu gra cały czas trzyma tempo, jednak potrafi mocno irytować, gdy po raz kolejny tracimy gola w ten sam sposób, choć wiemy, co za chwilę się stanie, tyle że rzadko udaje się prawidłowo zareagować.

FIFA 20 - recenzja

Mecze są intensywne i pełne zwrotów akcji, ale niewiele różnią się od tego, co widzieliśmy w trzech-czterech ostatnich częściach. Trudno jednak wprowadzić jakieś wyraźne zmiany, gdy po raz kolejny korzysta się z tego samego silnika. Jego kolejna rewitalizacja będzie miała miejsce pewnie dopiero przy pojawieniu się konsol nowej generacji i tak naprawdę dopiero wtedy będziemy mogli na dobre ocenić, czy EA idzie w dobrą stronę. Bo na razie tak naprawdę stoi w miejscu, bawiąc się tylko zmianą pewnych drobnych elementów i zachowania piłki, podczas gdy gra ciałem, animacje starć piłkarzy i wślizgi wciąż oczekują na potężną przebudowę. Strzałom z dystansu także przydałoby się konkretne odświeżenie. Fani oczywiście poczują się w Fifa 20 jak w domu, jednak wraz ze znanymi im zaletami pojawiają się też stare niedociągnięcia.

Obserwuj nas w Google News

Pokaż / Dodaj komentarze do: FIFA 20 – recenzja

 0