PlayStation VR2 - wrażenia z użytkowania
No to skoro teoria już za nami, możemy przejść do tego, co naprawdę ważne, czyli wrażeń z użytkowania. Czy warto było testować wszystkie sposoby „obejścia” choroby lokomocyjnej opisywane w sieci, czyli zażywanie aviomarinu, żucie miętowej gumy, ustawianie nawiewu wentylatora prosto na twarz? Powiem tak, chociaż nie zawsze działają i nie u wszystkich regularne użytkowanie VR pozwala pozbyć się negatywnych skutków typu ból i zawroty głowy oraz mdłości, a do tego trzeba przygotować się na pojawiający się po pewnym czasie dyskomfort (pomimo wyściełanej gąbką opaski) i odciśnięty ślad na czole wynikający z nacisku gogli, a także pot spływający po czole, to jak najbardziej warto.
Pomimo że wiedziałam, jak kończy się ta zabawa, nie mogłam się powstrzymać przed sięgnięciem po headset choćby na godzinkę dziennie, w międzyczasie ratując się krótkimi przerwami z wykorzystaniem podglądu otoczenia (przecież choroba lokomocyjna jeszcze nikogo nie zabiła, prawda?). Bo przy tej generacji PS VR w końcu faktycznie mamy wrażenie zanurzania się w świecie, a dostępne produkcje to nie tylko strzelanki na szynach czy krótkie doświadczenia wirtualne. Co prawda wciąż trzeba liczyć się z faktem, że za sprzęt płacimy niezłą sumkę, a wybór dostępnych gier jest mocno ograniczony, szczególnie jeśli liczymy na to, że po prostu przeniesiemy się z ulubionymi grami w wirtualną rzeczywistość (chociaż w sumie trochę można, bo PS VR2 wspiera tryb kinowy, czyli granie w dowolne gry z goglami jako wyświetlaczem). Tak dobrze nie ma, bo tytułów stworzonych z myślą o PS VR2 jest dosłownie garstka, a pozostałe to najczęściej porty z innych systemów VR, więc daleko im do wykorzystywania mocy PS5 i nie wszystkie oferują taki sam poziom immersji czy jakość wirtualnych doświadczeń.
Wynika to też z faktu, że chociaż PlayStation VR obsługuje trzy style rozgrywki, czyli rodzaje pozycji i ruchów podczas grania, tj. skalowanie pomieszczenia (poruszanie się podczas grania, co wymaga wolnego miejsca o wymiarach co najmniej 2x2 metry), na stojąco i na siedząco, to nie wszystkie gry muszą wspierać każdy z nich. A nie da się ukryć, że jeśli mamy do czynienia z przepiękną oprawę graficzną i możemy poruszać się podczas grania, to doznania są realniejsze, a choroba lokomocyjna nie daje się we znaki tak bardzo. Bo ta pojawia się wówczas, gdy informacje ze zmysłów biorących udział w orientacji w przestrzeni i percepcji ruchu pozostają w sprzeczności z naszym wcześniejszym doświadczeniem (jeśli zmysł wzroku uzna, że biegamy po lesie, a my będziemy nieruchomo siedzieć na kanapie, to przepis na mdłości i inne atrakcje gotowy, stąd np. pomysły na bieżnie do chodzenia podczas grania w VR).
Nie wszystkie produkcje wspierają też kontrolery PlayStation VR Sense, które są jedną z największych zalet nowej generacji i wystarczy tu wspomnieć Gran Turismo 7 VR, czyli prawdziwą perełkę pośród dostępnych na system Sony produkcji. Zdecydowanie chętniej zobaczyłabym tu naśladowanie ruchu kierownicą z ich wykorzystaniem zamiast kontrolę klasycznym padem, ale najwyraźniej nie można mieć wszystkiego. A jakie jeszcze tytuły mogłam przetestować? Od razu zaznaczę jednak, że złapanie screenów w części gier nie było możliwe (chyba że chcecie oglądać menusy), a do tego nie bardzo oddają one to, co faktycznie widzimy przez gogle.
Horizon Call of the Mountain
To największa premiera na start nowej generacji VR od Sony i najbardziej spektakularny pokaz tej technologii, jaki oferuje PS VR 2. Gra od samego początku zachwyca oprawą i rozmachem, a pierwsze kilkadziesiąt minut to praktycznie nieustanne zbieranie szczęki z podłogi. Przejście gry zajmuje ok. 8 godzin, więc mówimy o naprawdę dużej produkcji, jak na standardy wirtualnej rzeczywistości, a rozgrywka koncentruje się na eksploracji (dużo fragmentów wspinaczkowych), walce i rozwiązywaniu prostych zagadek. Starcia z przeciwnikami, szczególnie co większymi robo-dinozaurami, są naprawdę ekscytujące i bardzo dobrze zrealizowane mechanicznie (musimy samodzielnie wyciągnąć strzałę z kołczanu, naciągnąć ją, przymierzyć i oddać strzał, najlepiej we wrażliwy punkt wroga, jednocześnie wykonując uniki przed jego atakami). Jeśli chodzi o pozostałe elementy, to pochwalić trzeba intuicyjne sterowanie, choć czasem detekcja naszych rąk w trakcie wspinaczki gdzieś się gubi. Do poziomu Half-Life: Alyx dla pecetowego VR jeszcze trochę wprawdzie brakuje, ale to i tak must try.
Gran Turismo 7 VR
Flagowe wyścigi PlayStation także doczekały się aktualizacji z obsługą VR i moim zdaniem to właśnie dla takich gier stworzona została wirtualna rzeczywistość. Fakt, że siedzimy w aucie (nie poruszamy się swobodnie jak w innych grach), powoduje też, że choroba lokomocyjna doskwiera minimalnie, głównie przy niekontrolowanych driftach, a wrażenia z jazdy są genialne. VR nadało Gran Turismo 7 nowego wymiaru, gdyż przeniesienie tego tytułu do wirtualnej rzeczywistości mocno pogłębia immersję, pozwala lepiej oddać skalę torów, wszelkie nachylenia, wzniesienia czy zakręty. Do tego gra wygląda świetnie, choć można zaobserwować lekki downgrade na pewnych elementach otoczenia (np. roślinności). Żałuję tylko, że nie miałam okazji sprawdzić Gran Turismo 7 w VR na kierownicy.
Star Wars: Tales from the Galaxy's Edge - Enhanced Edition
Star Wars: Tales from the Galaxy's Edge - Enhanced Edition to jak sama nazwa wskazuje rozszerzona wersja gry wydanej w 2020 roku na pecetowy VR i mam pewien problem z tym tytułem. Jego pierwszy rozdział jest po prostu słaby i zapewne wiele osób odbije się od niego na tym etapie, tym bardziej że sterowanie bywa nieintuicyjne, podobnie zresztą jak podpowiedzi dotyczące tego, co konkretnie mamy zrobić. Jeśli jednak przebrniemy przez początek okazuje się, że otrzymamy całkiem solidny tytuł w uniwersum Gwiezdnych wojen. Gra wygląda naprawdę dobrze i stanowić może pokaz technologii dla znajomych, którzy przychodzą w odwiedziny. Co więcej, walka jest satysfakcjonująca i spokojnie mogę wam ten tytuł polecić, choć nie ukrywam, że spodziewałam się więcej.
Jurassic World Aftermath Collection
Jurassic World Aftermath Collection to kolejny odgrzewany kotlet bazujący na znanym IP. Kolekcja łączy część 1 i 2 gry, której akcja toczy się pomiędzy fabułą filmów Jurassic World i Jurassic World: Upadłe Królestwo. Mechanicznie otrzymujemy połączenie skradania z rozwiązywaniem prostych łamigłówek, a całość okraszono cell-shadingową oprawą graficzną. Jurassic World Aftermath to zwykły średniak, który dość szybko zaczyna nużyć, a przejście całości zajmuje ok. 8 godzin, więc gra robi się męcząca. Z technicznego punktu widzenia tytuł zrealizowany jest jednak bardzo poprawnie, a to za sprawą stylizowanej oprawy czy profesjonalnego dubbingu z udziałem Laury Bailey (The Last of Us Part II, Days Gone) i Jeffa Goldbluma.
Moss & Moss: Book II
Obie części Moss także otrzymały port na PS VR2 i trudno się dziwić, bo to jedne z najlepiej ocenianych gier pod VR. Są to przygodowe gry akcji dla jednego gracza z wieloma zagadkami zaprojektowanymi specjalnie pod platformę VR. Tytuł ten wyróżnia dość nietypowe podejście do rozgrywki z pierwszoosobowej perspektywy, gdzie gracz patrzy na wszystko z rzutu izometrycznego, przez co mamy wrażenie, że całe otoczenie to swoista makieta, po której porusza się Moss (spora frajda dla fanów planszówek). Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z tymi tytułami, to zdecydowanie warto tego dokonać na PS VR2.
Kayak VR: Mirage
Kayak VR: Mirage zadebiutowało na PC w zeszłym roku i choć tematyka tej gry w ogóle mnie nie pociągała, to w praktyce okazało się, że to jeden z lepszych tytułów na start PS VR2. Jeśli podobnie jak mi wydaje się wam, że to prosty tytuł, który ogranicza się do jak najszybszego machania rękami, niczym starsze produkcje z Nintendo Wii, to jesteście w błędzie. Kayak VR: Mirage to swoisty symulator kajakowy, bardzo techniczny i wymagający, który na dodatek prezentuje się naprawdę dobrze.
Thumper
Thumper to kolejny port przygotowany dla PS VR2 (widzicie pewną prawidłowość?) i nie będę się rozpisywać na jego temat, bo w necie znajdziecie mnóstwo recenzji. To świetna rytmiczna gra, który wygląda obłędnie w VR (docenić trzeba tu wyświetlacze OLED w nowych goglach Sony, które oferują prawdziwie głęboką czerń, co przekłada się na kapitalny kontrast). Koniecznie do spróbowania!
Niestety nie było dane mi przetestować Resident Evil Village w VR, a wygląda na to, że Capcom nie zawiódł i gra wypada przynajmniej równie dobrze co Resident Evil VII w VR (chociaż może i dobrze, bo to zabawa dla osób o mocnych nerwach). Poza tym mamy do wyboru wiele pomniejszych tytułów, które przeważnie bawią jednak tylko przez moment lub portów starszych gier, więc uzasadnienie nimi zakupu tak drogiego sprzętu może być trudne.
Pokaż / Dodaj komentarze do: PlayStation VR2, czyli biegnę do apteki po aviomarin i testujemy wirtualną rzeczywistość dla PS5