Oprogramowanie
Pełen dostęp do wszystkich możliwości headsetu Razera uzyskamy dopiero po zainstalowaniu odpowiedniego softu. Razer Synapse 3 - bo tak się nazywa - to dobrze znany użytkownikom amerykańskiego producenta interfejs. Jego obsługa jest intuicyjna i już po kilku kliknięciach dostaniemy się do wszystkich ustawień słuchawek. Tam producent zadbał o to, by w kilku dobrze podzielonych zakładkach znalazło się wszystko, czego potrzebuje użytkownik. Pierwsza z nich Sound pokazuje jedynie różnice między dźwiękiem Stereo oraz technologią THX, oraz dostarcza kilku przydatnych informacji na temat użytkowania słuchawek. Kolejna — Mixer, pozwala na włączenie funkcji THX oraz jej kalibrację. Następnie natkniemy się na Enhancement — tutaj zobaczymy cztery proste suwaki odpowiadające za ustawienia podbicia basu, czystości dźwięku, znormalizowania głośnych dźwięków, a także mocy haptyki. Dalej zakładka EQ to prosty w obsłudze equalizer, który możemy skonfigurować sami bądź skorzystać z kilku już gotowych profili.
Dalej znajdziemy ustawienia mikrofonu, możemy poprawić tutaj jego głośność, moment, od którego “wyłapuje”, a także włączyć i dostosować odsłuch. Nie zabrakło również takich funkcji jak włączenie redukcji szumów, poprawę czystości rejestrowanego dźwięku oraz jego normalizację, za co podziękują Wam koledzy z drużyny, gdy zaczniecie zbyt głośno krzyczeć, program sam Was nieco wyciszy. Zakładka Lighting jak sama nazwa wskazuje, doprowadzi nas to ustawień iluminacji headsetu, standardowo dla Razera możemy korzystać z systemu Chroma, aczkolwiek w słuchawkach nie jest to tak spektakularne — podświetlenie znajduje się na muszlach, a więc cały efekt podziwiać możemy jedynie, gdy Nari Ultimate przyozdabiają biurko, a nie w momencie, gdy z nich korzystamy. Na samym końcu znajdziemy opcję Power, która odpowiada za włączenie trybu oszczędzania baterii i w zależności od naszych ustawień, gdy słuchawki są nieaktywne przez 15-60 min same się wyłączą.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Razer Nari Ultimate - bezprzewodowe słuchawki za 700 zł, czy warto?