Daj mi taśmę i rurę, zrobię miotacz ognia - Rozgrywka
Rozpisanie wszystkich elementów składowych Biomutant to spore wyzwanie - tyle ich jest. Podstawy rozgrywki jak poruszanie się w trójwymiarowym otwartym świecie, uniki, bloki, strzelanie i walka wręcz to tylko początek. Gra stawia duży nacisk na zbieranie sprzętu i polepszanie go lub rozbieranie na złom, z którego można budować kolejne bronie. Te mogą mieć różne atrybuty, wagę, szybkość, moc i oczywiście wszystkie różnią się wyglądem. Podobnie możemy zrobić z ubraniami postaci, rozbudowując je o pomocne dodatki. Bohater zbiera nie tylko doświadczenie, ale i czarno-białe punkty karmy (dobro/zło); są też punkty do rozwoju mocy bionicznych, do rozwoju odporności na różne warunki klimatyczne i oczywiście do swych mocy psionicznych. Składa się to nawet w udaną całość, której jednak nie wytrzymują menusy gry, z których korzysta się mocno nieintuicyjnie. Wierzę, że któraś aktualizacja się nimi zajmie, ale obecnie są nieprzyjazne i gubią gracza w swych meandrach, nawet gdy chce się wykonać prostą czynność. Ocena naszego postępowania zwykle sprowadza się do wyborów w stylu „spalimy wioskę” i „pogłaszczemy zwierzątko”, i o dziwo wystarczy kilka pogłaskać i przynieść paru osobom owoc, o jaki proszą, by w oczach absolutu, okazać się dobrym, mimo iż chwile wcześniej robiliśmy rajd z pochodnią wśród wieśniaków, obserwujących jak cały ich dorobek znika w płomieniach.
Stałe rośnięcie w siłę, poczucie kontroli w każdej sytuacji i podejmowanie moralnych decyzji sprawiają, że odpalając Biomutant po prostu czujemy się dobrze
Takich drobnostek i elementów wymagających dopracowania jest tu sporo. Czy to w kwestii zróżnicowania otoczenia (wnętrza budynków i baz szybko okazują się być bardzo do siebie podobne), mnożenia „kurierskich” questów o przynoszeniu zgub do konkretnych postaci, czy też walki, która nie stara się nawet o wymaganie od nas dokładności. Można dorzucić do tego też drobniejsze niedogodności, jak brak mapy pod przyciskiem, brak wezwania wierzchowca pod przyciskiem, nudne i powtarzające się animacje towarzyszące pewnym czynnościom etc. Na szczęście dla Experiment 101, ich założenie polegające na wrzuceniu wszystkiego, co tylko przyjdzie im do głowy do jednej gry, potrafi uratować to, że nie mieli zasobów na dopracowanie każdego z tych elementów z osobna. Co jakiś czas Biomutant się nudzi, by po chwili znowu wszystko „klikało”. Momenty, w których przemierzamy piękne krajobrazy, by spotkać unikalne postaci, są świetne; skaczemy dookoła grup przeciwników; traktujemy ich na zmianę ostrzem, ogniem, lodem i ołowiem; i wzmacniamy swoją postać. To stałe rośnięcie w siłę, poczucie kontroli w każdej sytuacji i podejmowanie moralnych decyzji sprawiają, że odpalając Biomutant po prostu czujemy się dobrze. Bo mimo tego, że gra daje powody do narzekania, to jako suma swych elementów gwarantuje dużo zabawy bohaterem, który nie musi się lękać największego przeciwnika ani najciemniejszych podziemi.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Recenzja Biomutant - Futerko i karabin